Określają siebie mianem lokalnych patriotów. Osobami, które wiarą chcą przeciwdziałać dewastacji kościołów i innych miejsc ważnych dla historii miasta. Także i w Płocku działają ludzie w ramach oddolnej inicjatywy Straży Narodowej. - Chcemy przeciwdziałać aktom agresji, które mają miejsce w trakcie strajku kobiet. Choć sytuacja już się uspokoiła, to cały czas patrolujemy miejsca w okolicach płockich kościołów - powiedział Grzegorz Byszewski.
Impulsem do działania była dewastacja płockiej katedry. Wulgarny napis, który pojawił się na murach najstarszej miejskiej świątyni. Utworzyła się wówczas nieformalna grupa, która postanowiła pilnować porządku w okolicach płockich kościołów, kapliczek i innych miejsc pamięci.
- Tu chodziło o działanie w sposób mniej formalny - powiedział w rozmowie z nami Witold Wybult, prezes Stowarzyszenia Rodzin Katolickich w Płocku, który wspiera akcję. - Mieli spotkać się ludzie, którzy poczuli taką potrzebę serca. Utworzyła się grupa ludzi dająca świadectwo dla takich wartości, które skupione są wokół życia i Kościoła - dopowiadał.
W inicjatywie tej nie chodzi o poszukiwanie zwady z protestującymi czy wywoływanie agresji. - Absolutnie nie chodziło o konfrontację - precyzował Wybult. - Zresztą podczas tych spotkań nie doszło do żadnej konfrontacji - dodał po chwili.
Grzegorz Byszewski, członek Straży Narodowej w Płocku, zapewnia, że idea działania była bardzo prosta, a obrona polegała na obecności i wspólnej modlitwie. Członkowie grupy spotykali się w miejscu, w którym mogło dojść do aktów wulgaryzmu i odmawiali różaniec.
- Każdy widział co dzieje się w Polsce i co może dziać się w Płocku - mówi Byszewski. - Wiele osób nieznających się na co dzień spotkało się i planowało działania. Wszystkim przyświecało hasło "Bóg, honor, ojczyzna" - dodaje.
Choć początkowo grupa nie była w żaden sposób skorelowana, to z biegiem czasu zaczęto planować wspólne "patrole".
- Chcieliśmy w jakiś sposób przeciwstawić się tej agresji skierowanej wobec Kościoła - przekonywał rozmowie z nami pan Grzegorz. - Trzeba było gdzieś postawić tamę. Wiemy, że w Płocku także dochodziło do profanacji. Były napisy na katedrze czy na murach szkoły specjalnej. Chcieliśmy zareagować - argumentował.
Jak wspomina pan Grzegorz, kilka przejawów agresji udało się dzięki takiej postawie powstrzymać.
- Wspominam sytuację z Placu Celebry Papieskiej - wracał pamięcią Byszewski. - Usłyszeliśmy, że ktoś chce zbezcześcić miejsce, które przed laty odwiedził Jan Paweł II. Byliśmy na miejscu, otoczyliśmy je i odmawialiśmy modlitwę. Widzieliśmy, że faktycznie ktoś się tam kręci, że to osoby związane ze strajkiem kobiet, ale sama nasza obecność poskutkowała - mówił.
Grupa zapewnia, że nie zabrania nikomu wyrażania swojej opinii - prosi tylko o to, by zachować odpowiednią formę protestów. - Wiem, że w Polsce szanuje się wolność religijną, szanuje się nasze wartości. My też szanujemy tych, którzy myślą inaczej - zapewniał Wybult. - Innym tematem jest jednak forma przekazu, która jest w naszej opinii niewłaściwa - dodał.
To właśnie forma protestów wywołuje w członkach Straży Narodowej największe wątpliwości.
- Dla mnie przynajmniej szokiem jest forma tego protestu - grzmiał Byszewski w rozmowie z nami. - Używany język nie przystoi do kobiet. Dyskusyjny jest i wiek niektórych strajkujących. Często biorą w nim udział dziewczynki, 13-14-latki. Widziałem, że często rodzice podwożą dzieciaki na te strajki. Zastanawiam się jakie są wartości w takich rodzinach, kiedy to dzieci bez hamulców idą do kościoła, krzyczą różne rzeczy i wymazują wulgarne hasła. Nie ukrywam, że jako nauczyciel jestem tym zniesmaczony - dopowiadał.
W Płocku dwa razy doszło do niszczenia budynków - katedry oraz muru szkoły specjalnej. Od tamtej pory nie odnotowano żadnych podobnych zdarzeń. Pomimo tego - jak deklarują obrońcy kościołów - członkowie grupy w dalszym ciągu patrolują tereny wokół miejskich świątyń.