reklama

Strajk studentów. Czego żądają od uczelni?

Opublikowano:
Autor:

Strajk studentów. Czego żądają od uczelni? - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościW czwartek przed południem studenci PWSZ tłumaczyli, dlaczego zdecydowali się na strajk. Zapowiedzieli również, że nie odpuszczą, dopóki rektor nie przychyli się do ich postulatów.

W czwartek przed południem studenci PWSZ tłumaczyli, dlaczego zdecydowali się na strajk. Zapowiedzieli również, że nie odpuszczą, dopóki rektor nie przychyli się do ich postulatów. 

Studenci Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej przystąpili w czwartek do akcji protestacyjnej. Ich zdaniem, dochodzi do nagannych sytuacji ze strony władz uczelni, m.in. w związku ze zwolnieniami wykładowców. Akcja zaczęła się od rozwieszania folii z hasłami z informacją o planowanym strajku, które dość szybko uprzątnęła ochrona zarówno sprzed budynku przy pl. Dąbrowskiego, jak i z tego przy Gałczyńskiego. 

Tuż przed godziną 10.00 w czwartek zaczęli się schodzić protestujący na pl. Dąbrowskiego. Zgromadzenie było mniej licznie niż można było się spodziewać. Wśród wyrażających swój sprzeciw był zwolniony jako pierwszy trzy lata temu doc. Jan Kalinowski. Ubolewał, że nie otrzymał takiego wsparcia, jak małżeństwo państwa Domżałów - wykładowców, którzy w maju otrzymali wypowiedzenie, czy zwolniona dyscyplinarnie dyrektorka Instytutu Nauk Humanistycznych i Społecznych Małgorzata Jagodzińska. 

Jan Kalinowski opowiadał: Od połowy grudnia 2012 roku zaczęły się naciski w sprawie mojego odejścia ze strony rektora Jacka Grzywacza. Powiedziałem mu, że nie ma ku temu żadnych podstaw. W marcu zostałem zwolniony. Powód? Podobno brak zaufania rektora do mnie, jako pracownika. Pod koniec grudnia 2013 roku napisałem pismo do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, w którym wskazywałem nieprawidłowości, do jakich moim zdaniem dochodziło na uczelni. Rektor zwołał zebranie. Przekonywał, że był to jakiś paszkwil, donos na niego. Na PWSZ pojawiła się kontrola z ministerstwa. Z tego, co wiem, wykazała jakieś nieprawidłowości.

- Jednak rektor zaskarżył mnie do sądu – kontynuuje były wykładowca. - Według niego, zniesławiłem uczelnię. Sąd odrzucił zarzuty.

Kalinowski w kwietniu tego roku został poinformowany przez generalnego inspektora danych osobowych, że do prokuratury rejonowej trafił wniosek z zawiadomieniem o popełnieniu przestępstwa. - Chodziło o moje dane osobowe. Rektor używał ich publicznie. Teraz z kolei dowiedziałem się, że ktoś się pode mnie podszywa. Do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego trafiło podpisane rzekomo przeze mnie pismo w sprawie nieprawidłowości na kierunku pedagogika. Pojawia się w nim nazwisko dwójki zwolnionych profesorów, Zbigniewa i Urszuli Domżał. Ktoś komputerowo podpisał się moim tytułem i nazwiskiem, naniósł nieczytelną parafkę, a ja byłbym zupełnie tego nieświadomy gdyby nie fakt, że otrzymałem na to pismo odpowiedź od ministra. Wtedy poprosiłem o pokazanie mi tych dokumentów. Już toczy się dochodzenie w tej sprawie – informuje. Ma w sobie sporo żalu. - Zrobiono wszystko, aby mnie zniszczyć. Jestem strzępkiem nerwów.

Rozbijcie ten mafijny układ

W środę na Facebooku, jeszcze przed protestem, pojawił się wpis kolejnego zwolnionego wykładowcy -  Zbigniewa Domżała. - Drodzy studenci, pokażcie, że nie pozwolicie na dalsze zawłaszczanie naszej PWSZ. Tylko wy możecie rozbić ten mafijny układ! - pisał do Daniela Bieńka, byłego przewodniczącego studenckiego samorządu, organizatora strajku. - Zryw studentów w 1980 roku dał początek walki o nową Polskę! Bądźcie przykładem dla całej Polski, bo tylko w Was siła !!! NIE BÓJCIE SIĘ, bo prawo jest po Waszej stronie.

Rektora brak

Już od początku było wiadomo, że w czwartek rektor nie pojawi się na dziedzińcu szkoły. Rzeczniczka uczelni, Agnieszka Grażul-Luft tłumaczyła, że pojechał do ministerstwa do Warszawy. Dziennikarze wobec tego pytali co z zapowiadaną kontrolą z resortu, która miała zjawić się w Płocku. Rzeczniczka stwierdziła, że nie wie, czego miałaby dotyczyć. - Sami czekamy na rozwój wypadków - odparła. 

Studenci dochodzili, niektórzy mieli dojechać z budynku na Gałczyńskiego. - Obawiamy się, że ta uczelnia wkrótce będzie niewiele warta - mówią nam dwie dziewczyny, Alicja i Agata. - Nie wiemy, co się dzieje, ponieważ samorząd nie chce informować i rzadko odpowiada na nasze pytania. Czy boimy się zemsty za udział w strajku? Nie, przecież to studenci tworzą szkołę.

Podchodzimy do grupy dziewczyn z kierunku praca socjalna. Są na pierwszym roku. Nie mają wątpliwości, że sytuacja jest zła i z pewnością odbije się na funkcjonowaniu uczelni. - Dziś mamy wolne, ponieważ zwolniono profesorów, z którymi mieliśmy mieć zajęcia. Nawet nie jesteśmy zdziwieni, że nikt do nas nie wyszedł. Wiemy jednak, że nie możemy odpuścić! - odpowiadają chórem.

Ilu jeszcze do zwolnienia z powodu braku zaufania?

Daniel Bieniek postanowił wyjaśnić stanowisko komitetu strajkowego, który zawiązał się w pierwszym tygodniu maja. Przypomniał o zastrzeżeniach co do wyboru rektora (wybory wygrał rekomendowany przez ustępującego rektora dr hab. Maciej Słodki). - Komitet strajkowy jest oburzony wskazaniem przez rektora jedynego i najlepszego kandydata na stanowisko kolejnego rektora – przypominał. Wypominał również, że nie doszło do debaty studenckiej, aby można było zadać pytania kandydatom na rektora i prorektorów i posłuchać wizji funkcjonowania szkoły przez następne cztery lata. 

- Jesteśmy zaniepokojeni faktem, że senatorzy, rektor i prorektorzy sami siebie wybierają, ponieważ przysługuje im przeszło połowa głosów, co uniemożliwia równą walkę w wyborach.

Bieniek twierdzi, że groźbami próbowano wymóc na nim rezygnację z funkcji przewodniczącego studenckiego samorządu. - Straszono mnie sądem koleżeńskim i komisją dyscyplinarną – mówił. Jego zdaniem miał to być początek gry wyborczej ze strony promowanej przez rektora kandydatki w wyborach, aby „ułożyć dogodny dla siebie skład senatu”. Przysłuchiwano go pięć godzin na uczelni. - To nawet zamachowców we Francji przesłuchiwano dwie godziny. Argumenty nie dawały podstawy do takich praktyk. Rektor grzmi, że działamy na szkodę uczelni, a to, co się dzieje, nie godzi w dobre imię studenta i uczelni? Czy nie nadużywa się władzy? Nie łamie się prawa do zrzeszania się przyznanego w ustawie Prawo o szkolnictwie wyższym, wolności do wypowiadania się zawartej w Konstytucji? My tylko wyrażamy swoje obawy w o los uczelni, aby nikt nie uderzał w sam proces kształcenia.

Ale to zwolnienia wykładowców stały się bezpośrednią przyczyną strajku. - Nazwano je „podziękowaniem za pracę” - kpił Bieniek. - Jeśli tak, to z punktu widzenia studenta wygląda to na niewybaczalny błąd zagrażający procedurze kształcenia. Zwolnienie dyscyplinarne pani dyrektor Instytut Nauk Humanistycznych i Społecznych Małgorzaty Jagodzińskiej umotywowano brakiem zaufania do niej. Pytam zatem, do ilu jeszcze wykładowców rektor stracił zaufanie? I jak wielu zamierza jeszcze zwolnić? Prorektor zapowiadała, że nie nikt nie straci posady, a teraz zwalnia się naszych promotorów. Okłamano nas. Nie ma minimum kadrowego na dwóch kierunkach, pedagogice ( studia magisterskie) i pracy socjalnej (poziom licencjatu). 

Czego żądają protestujący? Jak mówił Bieniek - zarządu komisarycznego nad uczelnią w związku z  podejrzeniem nieprawidłowości finansowych, przywrócenia do pracy zwolnionych wykadowców i powtórzenia wyborów.

- Nasz strajk na zasadzie zrzeszenia ma formę informacyjną – zastrzegał student. - Nie zamierzamy blokować działalności uczelni. W środę próbowaliśmy spotkać się z rektorem, ale nie miał dla nas czasu. Niewykluczony jest strajk wśród kadry, bo takie głosy już do mnie dochodzą. Ministerstwo zamierza przeprowadzić kontrolę finansową uczelni. Będziemy strajkować do skutku, kiedy tylko otrzymamy na niego pozwolenie od Niezależnego Zrzeszenia Studentów – wówczas dojdzie do strajku okupacyjnego.

Na koniec usłyszał długie brawa.

Dziennikarze zatrzymani przez ochronę

Dziennikarze po jego przemowie próbowali wejść do środka uczelni, aby porozmawiać z rzeczniczką PWSZ. Dostęp uniemożliwiła ochrona. Telefonicznie poproszono Agnieszkę Grażul-Luft, aby ponownie zeszła na dziedziniec.

- Nie mamy formalnych informacji o proteście, nie znamy jego formy – wyjaśniała. - Ochroniarze widzą zgromadzenie i reagują. Kontakt z rektorem jest w czwartek niemożliwy – zapowiedziała. Ewentualnie odpowie za jej pośrednictwem na pytania. - Wszelkie sprawy kadrowe podejmowane są z zachowaniem przepisów prawa i są wewnętrzną sprawą uczelni.

Czy rektor chce rozmawiać ze studentami? - Przecież była trzyosobowa delegacja – zauważyła rzeczniczka. 

- I została wyproszona – komentował Daniel Bieniek. 

Studenci chórem odparli, że po zwolnieniu Małgorzaty Jagodzińskiej nie mają w instytucie władz. Usłyszeli, że owszem, mają. Funkcję przejęła dr Ewa Chojnacka, na co Bieniek skwitował, że ona nawet nie wie, na czym polegają te nowe, „nagle na nią zrzucone”, obowiązki.

- Sytuacja jest niepokojąca – przyznała rzeczniczka. - Nie jest z korzyścią dla nikogo. Przed nami rekrutacja na kolejny rok akademicki. Wszystko jednak toczy się normalnym torem. Profesor Domżał wraz z żoną mieli prowadzić swoją pracę w instytucie do września, aby doprowadzić wszystkie sprawy do końca. Uczelnia, jako instytucja, potrafi sobie poradzić w przypadku, kiedy zabraknie promotora. Powtarzam, żaden student nie jest zagrożony.

Zaprzeczyła, aby uczelnia miała zapłacić karę w związku z nieprawidłowościami przetargowymi przy budynku na Gałczyńskiego.  Przyjechała trzyosobowa kontrola z ministerstwa. Rzeczniczka zapowiedziała, że prasa na ten moment nie ma co liczyć na więcej informacji.

Czytaj też: 

Zobaczcie zdjęcia: 

Fot. Tomasz Miecznik/Portal Płock, Karolina Burzyńska/Portal Płock

 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE