reklama

Rozwścieczony amstaff rzucił się na kobietę

Opublikowano:
Autor:

Rozwścieczony amstaff rzucił się na kobietę - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościDwa tygodnie temu nieopodal skrzyżowania Sienkiewicza z Kilińskiego znany już mieszkańcom okolicy z podobnych ataków amstaff rzucił się na mieszkankę Płocka. Właściciel poniesie „srogą” karę: 250 zł plus nagana.

Dwa tygodnie temu nieopodal skrzyżowania Sienkiewicza z Kilińskiego znany już mieszkańcom okolicy z podobnych ataków amstaff rzucił się na mieszkankę Płocka. Właściciel poniesie „srogą” karę: 250 zł plus nagana.

Gdy tylko okoliczni mieszkańcy usłyszeli o tym zdarzeniu, w ciemno wiedzieli, o jakiego psa chodzi. Amstaff, który mieszka niedaleko Ogródka Jordanowskiego, dał się wszystkim mocno we znaki i niemal cała okolica drży z przerażenia. - Ludzie widząc z daleka, że idzie prowadzony bez kagańca, czym prędzej przechodzą na drugą stronę ulicy - opowiadają mieszkańcy. - Do jakiej tragedii musi dojść, żeby coś z tym zrobić?

Obawy mieszkańców nie wzięły się znikąd -  niedawne pogryzienie płocczanki przez agresywnego amstaffa tylko je umocniło. Informacje uzyskane od mieszkańców potwierdza rzecznik płockiej policji. - Do zdarzenia doszło 20 czerwca ok. 8.30 - relacjonuje Krzysztof Piasek. - 60-letni właściciel co prawda uwiązał amstaffa do słupa, ale pies się zerwał i zaatakował płocczankę. Mężczyzna starał się odciągnąć psa, ale zanim mu się to udało, zwierzę zdążyło pogryźć kobietę, m.in. w ramię i nogę.

Przechodnie wezwali karetkę, na miejsce przyjechała też policja. Funkcjonariusze pojechali do domu mężczyzny, żeby sprawdzić, czy pies ma ważną książeczkę szczepień. Miał wszystkie potrzebne szczepienia. - Poszkodowana została przewieziona do szpitala, na szczęście nie doznała poważnych obrażeń i po opatrzeniu ran została zwolniona do domu - informuje Krzysztof Piasek. - Wobec mężczyzny zostało wszczęte postępowanie o wykroczenie z artykułu 77, który mówi, że kto nie zachowuje zwykłych lub nakazanych środków ostrożności przy trzymaniu zwierzęcia, podlega karze grzywny do 250 zł albo karze nagany. Przypomnijmy, że w psy ras niebezpiecznych lub w typie ras niebezpiecznych należy wyprowadzać i na smyczy, i w kagańcu.

- Tylko 250 zł kary za narażenie życia tej kobiety? Pogryzł ją w ramię, a przecież od ramienia tak blisko do szyi! Nie chcemy nawet myśleć, co by było, gdyby na jej miejscu znalazło się dziecko, których w naszej okolicy ze względu m.in. na Ogródek Jordanowski czy ostatnio orlik nie brakuje! - komentuje wzburzona mieszkanka, pani Krystyna. - Jeśli właściciel nie potrafi sobie poradzić z psem, to powinien go uśpić.

A że nie potrafi, mieszkańcy wiedzą od kilku lat, gdy głośnym echem w okolicy odbiło się podobne zdarzenie z udziałem tego konkretnego amstaffa. Udało nam się skontaktować z płocczaninem, który miał nieszczęście trafić na agresywnego „pupila” i jego nieodpowiedzialnego opiekuna. - Mocno to przeżyliśmy - nie ukrywa pan Andrzej. - Gdyby nie to, że byłem ze swoim psem, nie wiem, jak to by się skończyło.

Nasz rozmówca wspomina, że razem z żoną wyszli na spacer ze swoim pitbulem. - Mój pies, mimo że w świetle prawa również jest zaliczany do typu ras niebezpiecznych, nie jest agresywny, uwielbia dzieci, nie rzuca się ani na ludzi, ani na inne psy i co najważniejsze jest niesamowicie karny i posłuszny, - opowiada nasz rozmówca. - Włożyłem w jego prowadzenie mnóstwo wysiłku, szkoleń, tresury itp. To nie są złe psy. To przez nieodpowiedzialnych właścicieli stają się potworami.

Małżonkowie szli w stronę Biedronki. Nagle od strony Włodkowica zobaczyli mężczyznę z amstaffem. - Wtedy spuścił go ze smyczy i pies zaczął biec w naszą stronę - opowiada pan Andrzej. - Rozdzieliliśmy się z żoną, ona pobiegła w jedną stronę, ja w drugą. Chciałem się zamknąć za furtką ogródka jordanowskiego, ale rozszalały amstaff był tuż tuż. W ostatniej chwili ściągnąłem swojemu psu kaganiec i puściłem smycz.

Rozpoczęła się regularna walka, psy mocno szczepiły, pan Andrzej i przypadkowy przechodzień starali się je rozdzielić, kopiąc i szarpiąc, co oczywiście jeszcze bardziej je rozwścieczyło. - To jakby starać się odciągnąc samochód na zaciągniętym ręcznym, nacisk szczęk takich psów wynosi nawet do kilku ton - relacjonuje płocczanin. A co z właścicielem agresywnego amstaffa? - Nadbiegł po chwili ze swoim drugim psem, owczarkiem kaukaskim, który jak wiadomo też do najłagodniejszych psów nie należy, i też próbował je rozdzielić - opowiada nasz rozmówca.

Po kilkunastu minutach morderczej walki właścicielom udało się wreszcie odciągnąć mocno już pogryzione psy. Potem standardowo - sprawę zgłoszono policji, funkcjonariusze sprawdzili książeczkę szczepień (pies miał ważne szczepienia), do sądu poszedł wniosek o ukaranie nieodpowiedzialnego właściciela.

- Teraz sytuacja się powtarza z tą różnicą, że pogryziona kobieta nie miała tak jak ja szczęścia, żeby akurat być ze swoim psem, który ją obroni - pan Andrzej oczywiście również słyszał o ostatnim zdarzeniu. - I co? I nic, 250 zł raczej nie załatwi tej sprawy. Osobiście nie mam nic do tego pana, chcę tylko mieć pewność, że moje dzieci wrócą z podwórka całe i zdrowe.

Rzecznika płockiej policji zapytaliśmy jeszcze, czy naprawdę nie ma sposobu na opiekuna agresywnego amstaffa, który - jak wynika z opowieści mieszkańców i co potwierdzają oba zdarzenia - notorycznie paraduje po osiedlu bez kagańca, a nawet bez smyczy? Przecież wystarczy kilka 250-złotowych grzywien pod rząd i można przypuszczać, że raz dwa i po nieodpowiedzialnych zwyczajach nie będzie śladu? - Problem w tym, że dzielnicowi czy oficerowie dyżurni nie otrzymują żadnych sygnałów od mieszkańców tej okolicy, by cokolwiek się tam źle działo - odpiera Krzysztof Piasek. - Gdyby pojawiały się jakieś skargi, na pewno funkcjonariusze czy to policji, czy straży miejskiej odpowiednio by zareagowali.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE