Co to zrobić, aby wybory do rad mieszkańców osiedli nie stały się okazją do promocji własnej osoby, kiedy ktoś snuje plany kandydowania do rady miasta? Jedne i drugie wybory do rad dzieli tylko jeden rok. A może zorganizować je w innym terminie niż dotychczasowy? Trzeba jeszcze sprawić, aby nikt nie miał odczucia, że został pozbawiony prawa głosu. O zmianach w ordynacji wyborczej do jednostek pomocniczych dyskutowano we wtorek w ratuszu.
Ostatni raz wybieraliśmy osiedlowych radnych w 2013 roku. W przyszłym roku powinny odbyć się kolejne wybory, czyli rok wcześniej niż następne wybory samorządowe (te z kolei przypadają w 2018 roku). Okazuje się, że radni Prawa i Sprawiedliwości, Wioletta Kulpa i Andrzej Aleksandrowicz upatrują w wyborach do rad mieszkańców osiedli czegoś w rodzaju trampoliny przy wyborach do rady miasta, promowania własnej osoby, o czym oboje mówili we wtorek na komisji w Ratuszu. Mieli przy tym argument, a był nim słabnący zapał do pracy na własnym osiedlu w sytuacji porażki w wyborach do rady miasta. - Później rada osiedlowa przestaje ich interesować, nie przychodzą na zebrania – dodawał Aleksandrowicz.
Znaleźli sposób, wprowadzenie do ordynacji zapisu o możliwości innego terminu przeprowadzenia wyborów do rad osiedlowych, aby te odbywały się później, w 2019 roku. Michał Sosnowski z Polskiego Stronnictwa Ludowego w takiej sytuacji pytał, czy to aby „nie zmiana reguł gry” w trakcie czteroletniej kadencji? Radni PiS wyjaśniali, że chodzi właściwie o sam zapis takiej możliwości. W ten sposób będzie możliwe usunięcie praktyki, o której wspominali. O wszystkim, czy miałoby dojść do innego terminu wyborów, i tak zadecydowaliby ostatecznie wszyscy radni w trakcie sesji. - Jeśli takiej woli nie będzie, kadencja nie uległaby zmianie – precyzowała Wioletta Kulpa. Wniosek jednak nie przeszedł. Punkt wkreślono z projektu ordynacji wyborczej.
Radna PiS nawet ironizowała, czy z powodu akceptacji proponowanej zmiany „doszłoby do jakiś zamieszek na mieście”. - Myślę, że takich nie będzie – odpowiedział jej przewodniczący komisji, Lech Latarski. - Sądzę, że niezależnie od daty wyborów, będzie i tak ten sam wynik. Jak ktoś zechce się zaangażować w pracę rady osiedlowej, to po prostu się zaangażuje.
Radni PiS nie wykluczają powrotu do swojego pomysłu. Dalej Wioletta Kulpa zgłosiła jedną uwagę. W projekcie zabrakło jej rozwiązania dla osób, które nie są w stanie samodzielnie dotrzeć do lokalu wyborczego (np. z powodu problemów zdrowotnych). Rozwiązaniem okazałoby się umożliwienie głosowania poprzez pełnomocnika. Przewodniczący komisji uznał, że taki zapis „nie jest konieczny”, ponieważ wybory do rad osiedlowych „cieszą się dużo mniejszym zainteresowaniem” od tych do rady miasta.
Akurat w przypadku umożliwienia głosowania z pomocą pełnomocnika wsparła radnych z PiS-u Iwona Jóźwicka z Platformy Obywatelskiej. Tłumaczyła, że to wynikałoby z zasady, że każde wybory są równe, czyli każdemu trzeba umożliwić głosowanie. Przy takim obrocie sytuacji, Lech Latarski zaproponował, aby powrócić do tematu na kolejnym spotkaniu komisji.
- To przecież naturalne, że niektóre osoby nie mają możliwości wyjścia z domu i w takich sytuacjach powinna być zaproponowana procedura, aby nikogo nie pozbawiać prawa do oddania głosu – wtrącił na koniec dyskusji Andrzej Aleksandrowicz.
Tu można przeczytać, ile osób zagłosowało w wyborach do rad mieszkańców osiedli w 2013 roku:
