– Walczyli o niepodległość, następnie tworzyli niepodległe państwo polskie, stojąc na straży porządku, prawa i bezpieczeństwa publicznego. Kochali odrodzone państwo polskie jak własne dziecko. Oddali życie, zachowując wierność ojczyźnie do końca. Oddali życie za to, że kochali Polskę. Chwała bohaterom – mówił wnuk jednego z poległych policjantów. O pamięć o nich upomnieli się płoccy funkcjonariusze, ustawiając pamiątkowy obelisk.
W środę o godz. 11.00 rozpoczął się uroczysty apel z okazji odsłonięcia pamiątkowego obelisku poświęconego płockim policjantom, którzy tworzyli na naszym terenie pierwsze szeregi policji państwowej w odrodzonej, niepodległej Polsce, a także polegli i zostali zamordowani w latach 1918-1940.
Przypominano, iż jednym z pierwszym zadań rządu po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. było powołanie do życia polskiej policji, co też się stało na mocy ustawy z 24 lipca 1919 r. – Proces tworzenia rozpoczął się już w 1918 r. Płoccy policjanci w tych radosnych, ale i trudnych czasach oddawali swoje życie za ojczyznę, za Płock, za nas wszystkich. Ginęli nie tylko z rąk przestępców, ale także z rąk sowieckich żołnierzy w 1920 r. i z rąk okupantów i najeźdźców w 1939 i 1940 r. Wspominamy dziś policjantów, którzy zginęli w sowieckich obozach. Zostali rozstrzelani, następnie pochowani w zbiorowych dołach śmierci w Miednoje. To tragiczne historie wielu funkcjonariuszy, którzy zginęli tylko dlatego, że byli policjantami – podkreślał komendant miejski policji, nadkom. Sławomir Żelechowski. – Jestem przekonany, że ich bohaterstwo i całkowite oddanie ojczyźnie nie tylko w walce z przestępczością, ale także w walce o umacnianie niepodległości w odrodzonym państwie jest godne upamiętnienia. Składamy im cześć, pisząc historię dla przyszłych pokoleń.
Inicjatorem powstania pamiątkowego obelisku był aspirant sztabowy w stanie spoczynku Adam Łaszczewski, przewodniczący Międzynarodowego Stowarzyszenia Policji IPA sekcja w Płocku. – Ci pierwsi policjanci, dzielni chłopcy, stali na straży bezpieczeństwa mieszkańców. To również oni w pobliskich Borowiczkach zaatakowali płynących statkiem żołnierzy niemieckich, zdobywając 70 karabinów, przy których pomocy rozbroili posterunki strzegące koszar. Nie zapominajmy o bohaterstwie płockich policjantów w wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 r.. Jan Bielski, policjant z Drobina, dowodząc odziałem policji w potyczce w Staroźrebach walczył ofiarnie białą bronią, zabijając przy tym dwóch czerwonoarmistów. Wzięty dwukrotnie do niewoli, zbiegł z niej i dalej walczył. Spoczywa na cmentarzu parafialnym w Drobinie.
Wspominał wywiadowcę Władysława Karczewskiego, Jana Kamińskiego, którzy pod gradem kul i wystrzałów w czasie walk pod Trzepowem zbierali rannych i przewozili do Szpitala Św. Trójcy w Płocku. – Dostarczali do sztabu wojskowego w Płocku informacje o ruchu wojsk nieprzyjaciela. Władysław Kamiński, Leon Jedwabny pod ogniem nieprzyjaciela przywracali porządek na płockim moście. Komendant płockiej policji, Zygmunt Tołpyho, broniąc mostu na Wiśle od strony Radziwia, odparł atak bolszewicki i ocalił most od zniszczenia.
Kolejną kartę zapisano wraz z rozpoczęciem II wojny światowej. – Wielu płockich policjantów, wbrew zarządzeniu głównego komendanta policji państwowej, wstępowało w szeregi armii. Część jednoczyła się, tworząc oddziały policyjne, by iść na wschód i walczyć z wrogiem. Wśród nich był Wiktor Kurowski, policjant z Płocka, który w miejscowości Wereszyn na Lubelszczyźnie 24 września 1939 r. zginął w potyczce z bandą UPA. Największą zbrodnią popełnioną na policjantach była jednak zbrodnia katyńska. Zginęło ponad 14,5 tys. jeńców wojennych, w tym funkcjonariusze policji przetrzymywani w obozach w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie. Mimo rozkazu naczelnego wodza Edwarda Rydza Śmigłego, zakazującego wszelkiej walki z wojskami Armii Czerwonej po jej wkroczeniu 17 września 1939r., cześć polskich policjantów sprzeciwiła się sowieckiej agresji. W wyniku starć wielu policjantów trafiło do niewoli. Większość na miejscu rozstrzelano. A jeśli nie, zaczynała się droga przez mękę począwszy od pobytu w przepełnionych celach, kiedy spali bok przy boku. A jeśli któryś z nich chciał się obrócić, robili to wszyscy jednocześnie z niedostatku miejsca. Ich los przesądzono 5 marca 1940 r, kiedy to zaakceptowano wniosek komisarza Berii o karze śmierci przez rozstrzelanie ok. 15 tys. polskich jeńców, w tym ponad 6 tys. policjantów. Wszystkich stracono strzałem w tył głowy. Ich ciała spoczywają na cmentarzu wojennym w Miednoje. Życie stracili m.in. płoccy komendanci Stefan Grabari i Marian Gąsiewicz, ale także i zwykli szeregowi policjanci, w tym starszy posterunkowy, Stefan Lipiński. Służbę, jako młody policjant, rozpoczynał w Łącku.
W uroczystości brał udział także członek stowarzyszenia Rodzina Policyjna 1939 w Łodzi, Michał Spirydonow i zarazem wnuk Stefana Lipińskiego. Podarował ziemię pobraną z dołów śmierci cmentarza wojennego w Miednoje. Małą urnę umieszczono pod pamiątkową tablicą. Adam Łaszczewski kontynuował: – To oni, ci polegli policjanci, dali nam przykład poświęcenia, bohaterstwa i męstwa. Zginęli, bo byli policjantami. Zginęli, bo miłowali ojczyznę.
W przyszłym roku rozpoczną się obchody 100. rocznicy powstania policji państwowej. – Jesteśmy zobowiązani do pamiętania o policjantach II RP, mając na uwagę ich tragiczne losy – dodawał komendant wojewódzki policji z siedzibą w Radomiu, insp. Tomasz Michułka. – Myślę też, że to nie tylko zobowiązanie, ale wręcz nasz obowiązek, by pamiętać o tragicznie pomordowanych i poległych kolegach. Aby tę pamięć celebrować i przekazywać kolejnym pokoleniom. Mam nadzieję, że już w kwietniu 2019 r. przed siedzibą Komendy Wojewódzkiej Policji w Radomiu będzie gotowy pomnik ku pamięci pomordowanych policjantów przez Sowietów. Powstanie ze zbiórki publicznej. Ale dziś oddajemy najwyższy honor i szacunek płockim policjantom, którzy do końca byli wierni ślubowaniu. Oddali życie za tę właśnie ziemię. Cześć ich pamięci.
Historię swojej rodziny przybliżył Michał Spirydonow. – Jestem wnukiem przedwojennego policjanta, starszego posterunkowego Stefana Lipińskiego. Na dzisiejszą uroczystość założyłem mundur, który jest dokładną kopią munduru mojego dziadka. W takim mundurze we wrześniu 1939 r. dziadek Stefan poszedł na wojnę i został uwięziony w sowieckiej niewoli. Dziadek w wieku 22 lat został powołany w szeregi formułującego się 9. Pułku Ułanów Małopolskich. Z nimi przeszedł cały szlak bojowy w wojnie polsko-bolszewickiej, a był to pułk zasłużony, który stoczył wiele zwycięskich bitew w okolicach Lwowa, Przemyśla, Zamościa, Komarowa,. W maju 1920 r., przeganiając bolszewików, ułani doszli nawet w okolice Kijowa. Po zakończeniu wojny i służby woskowej, dziadek został zdemobilizowany do cywila. W połowie sierpnia 1923 r. rozpoczął służbę w policji państwowej. Był pierwszym posterunkowym w Łącku w wolnej Polsce. Organizował posterunek od podstaw, z niczego. W 1929 r. skończył szkołę policji w Sosnowcu, następnie, już jako starszy posterunkowy, był przenoszony na coraz trudniejsze placówki. Ostatnie lata przez wybuchem II wojny światowej spędził na służbie w Gostyniu w woj. poznańskim przy niemieckiej granicy. W 1938 r. został odznaczony brązowym krzyżem zasługi. Po wybuchu wojny ewakuował się wraz z całą załogą z posterunku w kierunku wschodnich ziem Polski w celu organizowania armii przeciwko Niemcom. Po 17 września dostał się do sowieckiej niewoli prawdopodobnie w okolicy Brześcia nad Bugiem. Uwięziono go w obozie przeznaczonym m.in. dla policji w Ostaszkowie. W grudniu 1939 r., krótko przed Bożym Narodzeniem, przyszedł z Ostaszkowa list pożegnalny od dziadka Stefana. Napisał do żony Apolonii, że wszystkich kocha, jest zdrowy, jest tu ze wszystkimi kolegami i że chyba już więcej się nie zobaczą. Babcia odpisała na adres obozu, ale odpowiedzi już nie otrzymała. Dziadek Stefan podzielił los więźniów obozu w Ostaszkowie. W nocy z 6 na 7 kwietnia 1940 r. został zamordowany strzałem katyńskim w tył głowy i pochowany w dołach śmierci w Miednoje. W wyniku zbrodni osierocono cztery córki: Krystynę, Adelę, Marię i moją mamę Henrykę. W 2007 r. prezydent Lech Kaczyński awansował dziadka pośmiertnie na stopień aspiranta policji.
Opowiadał także losy młodszego brata dziadka, Józefa Lipińskiego, który również walczył w wojnie w 1920 r., następnie pełnił służbę na posterunku policji w Gostyninie. – Przeżył II wojnę światową. Prawdopodobnie walczył w partyzantce. Po wojnie wrócił do rodzinnego domu w Gostyninie, wkrótce też został aresztowany przez komunistyczny Urząd Bezpieczeństwa. Był szykanowany za to, że był przedwojennym, sanacyjnym policjantem. Został przekazany do dyspozycji sowieckiego NKWD. Trafił do więzienia w Kutnie, następnie wywieziony koleją w głąb Związku Sowieckiego, skąd nigdy nie wrócił. Zginął bez wieści.