Mieszkańcy Radziwia domagali się unieważnienia wyborów do rad osiedla. Ich zdaniem, głosowanie nie przebiegało zgodnie z prawem.
Wybory do rad mieszkańców osiedli nie cieszą się zbyt dużą frekwencją, ale w jednej dzielnicy sytuacja jest zupełnie inna. Na Radziwiu kart do głosowania w pewnym momencie zabrakło, a dostarczenie nowych zajęło około godziny. W tym właśnie tkwi źródło protestu. Część mieszkańców uznała to za niedozwolone przerwanie głosowania i złożyła protest w Miejskiej Komisji Wyborczej. W przesłanym piśmie wskazano że komisja wyborcza nie dopełniła obowiązków i nie zapewniła odpowiedniej liczby kart, a potem nie przedłużyła głosowania o czas, w którym nie było możliwe oddanie głosu.
Jak twierdzą protestujący, głosowanie nie było możliwe po ostatniej mszy w pobliskim kościele. Owe kilkadziesiąt osób, dla których nie było kart, nie czekało na ich dowiezienie i poszło do domu. W wyborach o tak niskiej frekwencji wybór kandydata może zależeć od kilku, a nawet jednego głosu! Taką argumentację przyjęli też protestujący, w związku z czym domagają się uznania nieważności wyborów. Protest został jednak odrzucony.
- Przez ok. 40 minut kart nie było, ale po zakończeniu głosowaniu zostało jeszcze około 70 kart do głosowania, więc była możliwość oddania głosów. Taką opinię przedstawił nam prawnik - wyjaśnia Iwona Krajewska, przewodnicząca Miejskiej Komisji Wyborczej. - Zgodnie z ordynacją, każda komisja miała określoną liczbę kart do głosowania. Jest to 15% liczby uprawionych do głosowania na danym obszarze. Kilkukrotnie karty były dowożone, ponieważ komisja ma obowiązek zgłosić, jeśli na stanie zostanie 20% kart. Karty były dowożone też w inne miejsca i kierowca nie był w stanie być na czas.
W związku z tym, że po zakończeniu głosowania komisja miała jeszcze kilkadziesiąt wolnych kart, a więc każdy, kto chciał, mógł oddać głos, protest uznano za niezasadny. Nie dopatrzono się złamania zapisów płockiej ordynacji wyborczej - wybory do rady osiedlowej na Radziwiu uznano więc za ważne.