Na początku maja informowaliśmy, że Prokuratura Rejonowa w Płocku zdecydowała o umorzeniu dochodzenia w sprawie incydentu na marcowym spotkaniu z Adamem Michnikiem. Teraz okazuje się, że wpłynęły dwa zażalenia i sprawa ponownie jest w toku.
Redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” Adam Michnik w płockim Spółdzielczym Domu Kultury został powitany w marcu niezbyt przyjemnymi okrzykami, podłoga w holu była pobrudzona z powodu rozbitych jajek. Gorzej było w samej sali, w której odbywało się spotkanie, kiedy zaledwie po kilku minutach odpalono świecę dymną. Było zamieszanie, otwierano okna, aby jak najprędzej wywietrzyć pomieszczenie. Dwie osoby szybko opuściły miejsce spotkania. Przebieg wydarzenie rejestrowała kamera wideo, nagrywane zostało dołączone do materiału dowodowego, którym dysponuje płocka Prokuratura Rejonowa.
[ZT]14790[/ZT]
Prokuratura, która prowadziła śledztwo w oparciu o art. 160 kodeksu karnego, w maju śledztwo umorzyła. Nie stwierdzono narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, za co grozi - zgodnie z kodeksem karnym - kara do trzech lat pozbawienia wolności.
[ZT]15307[/ZT]
Do tej sprawy powrócono w czwartek na spotkaniu z rzecznikiem praw obywatelskich, dr Adamem Bodnarem w Centrum Organizacji Pozarządowych.
- Na miejscu była policja – przypominał mieszkaniec Paweł Stefański. - Z początku kompletnie nie reagowali, tylko przyzwalali na to, co się działo – z czym zgodził się Krzysztof Borkowski z Komitetu Obrony Demokracji. - Nikt jednak nie zeznał, że jego życie lub zdrowie było zagrożone. Wpłynęło jednak zażalenie na umorzenie postępowania, dlatego sprawa jest w toku.
Rzecznik kojarzył podobną sprawę, wówczas chodziło o spotkanie z Anną Grodzką. Także rzucono świecę dymną. - Od początku było wiadomo, że jest to spotkanie podwyższonego ryzyka – mówił kolejny uczestnik spotkania. - Policja zareagowała, jak sprawcy już dali nogę. Postępowanie zostaje umorzone. Zaniechano jakiegokolwiek monitorowania, co się dzieje z ruchami faszystowskimi.
Rzecznik przyznał, że postępowanie w prokuraturze „czasem bywa niezbyt logiczne”, jednak nie wszystkie sprawy kończą się w sposób jednolity. - W Płocku, jak rozumiem, w niewystarczający sposób policja zadbała o bezpieczeństwo uczestników spotkania.
- Za to nadmiernie zadbano o innych – dodał z przekąsem Paweł Stefański.
Jak tę sprawę przedstawiał w marcu rzecznik policji?
- Policjanci zatrzymali siedem osób, które zakłóciły porządek, wznosząc okrzyki - mówił wówczas Krzysztof Piasek. - Osoby zostały wylegitymowane, odpowiedzą za wykroczenie. Zatrzymano również jedną osobę pod zarzutem narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu poprzez odpalenie świecy dymnej.
Nie było go jednak na spotkaniu z Adamem Bodnarem, więc nie mógł bezpośrednio odnieść się do zarzutu.
W prokuraturze w piątek informują, że decyzja o umorzeniu nie była jeszcze prawomocna i można było zgłosić w tym czasie zażalenie. Wpłynęły dwa. Prokurator rejonowy Norbert Pęcherzewski ponownie tłumaczy, że w maju sprawę umorzono, ponieważ nie stwierdzono bezpośredniego zagrożenia dla życia lub zdrowia uczestników. - Co oznacza, że nikt na sali nie zasłabł, nie zemdlał, nie było potrzeby wzywania karetki. Nie stwierdziliśmy znamion popełnienia przestępstwa. Po zgłoszeniu zażalenia sprawdzimy, czy nie doszło jednak do innego typu przestępstwa w oparciu o art. 260 kodeksu karnego, który mówi, że „Kto przemocą lub groźbą bezprawną udaremnia przeprowadzenie odbywanego zgodnie z prawem zebrania, zgromadzenia lub pochodu albo takie zebranie, zgromadzenie lub pochód rozprasza, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch”.