Powraca temat Domu Pomocy Społecznej "Przyjaznych Serc". O sytuacji w placówce pisaliśmy parokrotnie na łamach naszego portalu. Głos w sprawie zabrali pracownicy domu. Jak się okazuje, zdania są bardzo podzielone. Jedni bronią placówki, inni twierdzą, że „do tej obrony zostali zmuszeni”. Gdzie leży prawda?
Pracownicy DPS-u 27 marca bieżącego roku sporządzili pismo do prezydenta Andrzeja Nowakowskiego, odnosząc się do jednego z naszych artykułów, który dotyczył nieodpowiedniego podania leków podopiecznej, o czym informowała nas jej siostra i opiekun prawny.
[ZT]18433[/ZT]
- U mojej siostry wystąpiły objawy, które jak wynikało z mojej konsultacji z lekarzem psychiatrą, powinno się zakwalifikować jako tzw. zaburzenia lękowo-depresyjne, będące w czasowym i przyczynowym związku z obawami, że sytuacja może się powtórzyć - twierdziła na naszych łamach pani Iwona, siostra pani Danusi, której podano nieodpowiednie leki.
Pani Iwona w związku z zaistniałą sytuacją złożyła skargę do prezydenta. Tymczasem pracownicy wzięli w obronę placówkę i skierowali pismo do włodarza 27 marca. Podkreślali w nim, że opieka jest jak najbardziej odpowiednia, a niewłaściwe podanie lekarstw nie odbiło się na zdrowiu fizycznym i psychicznym pani Danusi.
- Nie zgadzamy się z opinią, iż całokształt opieki, którą zapewniamy mieszkańcom od wielu lat jest nieodpowiedni - piszą pracownicy DPS.
Pracownicy DPS-u w piśmie do prezydenta zapewniają również, że błąd nie wynikał z winy dyrekcji i że placówka jest prowadzona w odpowiedni sposób.
- Opinia osób wypisujących komentarze dotyczące złej opieki, złej organizacji pracy, niewłaściwie wykonywanych obowiązków, zagrożenie bezpieczeństwa mieszkańców jest bezzasadna godzi nie tylko w dobro mieszkańców, ale również pracowników i dyrekcji.
Nam udało się jednak dotrzeć do tej części załogi, która ma odmienne zdanie. Mało tego, twierdzi, że sytuacja związana z powstaniem pisma jest bulwersująca i...że zostali do tej inicjatywy przymuszeni.
[ZT]18545[/ZT]
- Pojawiło się w DPS takie pismo stworzone przez, powiedzmy, pracowników, i chodziła z tym pismem kierownik i koordynator, namawiając pracowników do podpisywania się pod nim – mówi osoba z kadry pracowniczej DPS (nazwisko znane redakcji). - Wiem, że wielu ludzi zostało zmuszonych do złożenia tych podpisów.
Jak mówi w rozmowie z nami osoba pracująca w DPS o podpis proszeni byli pracownicy, którzy na co dzień nie mieli styczności z podopieczną, której podano nieodpowiednie leki i nie mogli wiedzieć, jak się po nich czuła i jaka jest obecnie jej kondycja psychiczna i fizyczna.
- Poza tym podpisy pod pismem składali konserwator, kucharka, księgowe, którzy nie są raczej specjalistami opieki nad mieszkańcami – twierdzi. - Z urzędu wszystkie nazwiska są z działu administracyjnego, poczynając od kierowniczek, księgowych. No, w efekcie panie z kuchni, które się z nią nie widują, podpisały, że ona się czuje świetnie.
Jakie były okoliczności podczas powstawania pisma do prezydenta?
- „Trzeba podpisać”, bo, jak mówiły kierowniczki „to dobrze będzie wyglądało kiedy wróci z urlopu pani dyrektor". A poza tym pojawiały się teksty, że "kto nie podpisze, to na pewno donosił”. Chore klimaty - mówią nam pracownicy DPS (nazwiska znane redakcji).
Atmosfera, jak słyszymy, była nieciekawa, niektórzy pracownicy byli źli na to, że ktoś ich zmusza do podpisania czegoś, czego nie chcą podpisać, a najgorsze było to, że na kartce było słowo „dobrowolne”. Tymczasem miało być chodzenie z pismem do każdego z pracowników, zostawianie, odchodzenie i przychodzenie z powrotem i patrzenie, czy podpisał - twierdzi rozmówca.
- Parę osób pytało mnie, czy ja podpisałam – opowiada kolejna osoba z kadry pracowniczej DPS. - Twierdziły, że nie chciały podpisać, ale kierowniczka, która chodziła z pismem, kazała im je wręcz podpisać, zapowiadając, że jeśli nie, to wyciągnie konsekwencje. Osoby były pod presją.
O sprawę zapytaliśmy niezwłocznie dyrekcję DPS, Joannę Alberską, która wyjaśniła, iż nie przebywała wówczas w placówce.
- W związku z moim urlopem w okresie 24.03.-02.04.2018r., w trakcie którego przebywałam poza granicami Polski, nie byłam uczestnikiem wydarzeń, o które pani pyta – twierdzi dyrektor Joanna Alberska. - W związku z powyższym nie będę zajmować stanowiska w tej kwestii.
Sprawę skierowaliśmy do ratusza, pod który podlega placówka.
- Pracownicy podpisali się pod pismem w obronie dyrektor DPS Joanny Alberskiej w okresie, kiedy przebywała ona poza granicami kraju na urlopie – wyjaśnia Hubert Woźniak z Zespołu Współpracy z Mediami UMP. - Nie traktujemy jako wiarygodnych zarzutów, że ktokolwiek podpisał się pod presją, czy groźbą utraty pracy. Takie zachowania są bezprawne i skończyłyby się konsekwencjami prawnymi. A fakt, że pod pismem podpisała się kucharka mówi o tym, że także personel techniczny utożsamia się z placówką i chce bronić jej dobrego imienia.
Hubert Woźniak dodaje, że Urząd Miasta nie ma podstaw do podjęcia czynności w tej sprawie.
- Rozmawiamy dziś o anonimowym doniesieniu - podkreślił. - A list do prezydenta podpisano imiennie!
O sprawie będziemy informować.