Wielki Gatsby po raz czwarty - jak się Panu Stachowi podobała ta do cna amerykańska opowieść? Przedstawiamy kolejny odcinek naszego cyklu „Pan Stach w kinie. Porozmawiajmy o filmach”.
Ruchome obrazki powstały, żeby zapewnić rozrywkę. Głównym celem kina jest bawić, ale jego największa moc tkwi w tym, że dzięki hipnotyzującej widza formie może przekazać bardzo wiele mądrości. Wielu reżyserów o tym zapomniało, ale Ci, którzy pamiętają odnoszą sukces. Do tego zacnego grona wszedł właśnie Baz Luhrmann za jego najnowsze dzieło – „Wielki Gatsby”.
Reżyser nie działał jednak zupełnie sam. „Wielki Gatsby” to powieść F. Scotta Fitzgeralda, jedna najważniejszych amerykańskich książek XX wieku. Historia o miłości, przyjaźni, amerykańskim śnie, moralnym zepsuciu i Nowym Jorku lat dwudziestych. Opowieść z potężnym ładunkiem dramatycznym i emocjonalnym. Dzieło doskonale nadające się na wielki ekran, czego dowodem niech będzie fakt, że to już czwarta jego ekranizacja.
Luhrmannowi pomagali też znakomici aktorzy. W roli tytułowego Gatsbiego, od lat bez najmniejszej skuchy – Leonardo di Caprio, który zdecydowanie domaga się Oskara, bo o dziwno na półce nie ma jeszcze ani jednego. Jako Nick Carraway, narrator historii - Tobey Maguire (wcześniej trylogia „Spiderman”). Ten drugi gra naprawdę genialnie. Nie da się oprzeć wrażeniu, że choć nieco zbyt grzeczny, on jeden w tym całym zdziwaczałym świecie jest normalny.
Kolejnym bohaterem filmu jest muzyka. Idealnie dobrana tworzy znakomite tło dla ruchomych obrazków. Luhrmann słynie zresztą z przywiązywania ogromnej wagi do ścieżki dźwiękowej w swoich filmach. W „Wielkim Gatsbym” zaskakuje jednak podwójnie. Nie dość, że muzyka świetnie współgra z obrazem, to w tle słyszymy jazz lat dwudziestych przeplatany współczesnym hip-hopem, muzyką elektroniczną czy rockiem. Bohaterowie filmu bawią się oczywiście przy jazzowych big-bandach, ale dla nas widzów, grają Jay-Z, Beyonce, Florence and the Machine, Lana del Rey czy Jack White. Efekt jest doskonały, wręcz piorunujący. Widząc suto zakrapiane alkoholem huczne przyjęcia z czasów prohibicji, ale ze współczesną muzyką w tle, widz ma wrażenie, że to przecież śmiało mogłoby się dziać dziś na przebieranej imprezie w stylu lat dwudziestych. Świat naprawdę dużo się nie zmienił.
Skoro rolą kina jest bawić ucząc i uczyć bawiąc, to „Wielki Gatsby” jest połączeniem muzeum z parkiem rozrywki. To Centrum Nauki Kopernik i Disneyland w jednym. Piękna, mądra historia znakomicie przełożona na ekran i dopracowana w każdym calu, od aktorów, przez muzykę, aż po każdy detal w scenografii. O to właśnie chodzi w kinie.
Zgadzacie się z Panem Stachem czy nie? Kto jeszcze nie widział filmu, ma jeszcze trochę czasu, bo "Wielki Gatsby" dopiero co miał premierę w Płocku. Warto jednak nie zwlekać zbyt długo, by go nie przespać. W Heliosie w Galerii Wisła można go obejrzeć codziennie o 13.00 i 20.45 (w środę tylko o 13.00), a w 3D - o 10.15, 15.45 I 18.00 (w środę bez seansu o 18.00). Plakat filmu - Helios Płock.
Więcej recenzji filmowych hitów zobacz
Park rozrywki i muzeum, czyli Wielki Gatsby
Opublikowano:
Autor: Pan Stach
Przeczytaj również:
WiadomościWielki Gatsby po raz czwarty. Jak się Panu Stachowi podobała ta do cna amerykańska opowieść? Przedstawiamy kolejny odcinek naszego cyklu „Pan Stach w kinie. Porozmawiajmy o filmach”.
Polecane artykuły:
wróć na stronę główną
ZALOGUJ SIĘ
Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM
e-mail
hasło
Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE