reklama

Otwarcie kina. Cuda na kiju [FOTO]

Opublikowano:
Autor:

Otwarcie kina. Cuda na kiju [FOTO] - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościOjców chrzestnych otwartego w sobotę Kina za Rogiem przy Tumskiej jest bardzo wielu, jak zaznaczał Artur Wiśniewski, dyrektor Płockiego Ośrodka Kultury i Sztuki, a tym obecnym na sali przyszło zmierzyć z kilkoma niespodziankami. Najpierw zgubiła się wstęga i nie było czego przecinać, później sprzęt urządzał fochy. Ostatecznie jednak widzowie poznali kulisy powstawania "Ziemi obiecanej", a potem obejrzeli ów film.

Ojców chrzestnych otwartego w sobotę Kina za Rogiem przy Tumskiej jest bardzo wielu, jak zaznaczał Artur Wiśniewski, dyrektor Płockiego Ośrodka Kultury i Sztuki, a tym obecnym na sali przyszło zmierzyć z kilkoma niespodziankami. Najpierw zgubiła się wstęga i nie było czego przecinać, później sprzęt urządzał fochy. Ostatecznie jednak widzowie poznali kulisy powstawania "Ziemi obiecanej", a potem obejrzeli ów film.

W Kinie za Rogiem będzie rządziła publiczność. – Pewnie zastanawiacie się po co wam kolejne kino, skoro macie już kilka? – pytał Grzegorz Molewski, pomysłodawca całego przedsięwzięcia. To za jego sprawą sieć niedużych, studyjnych kin stopniowo oplata całą Polskę. Tylko na Mazowszu funkcjonuje już 20 takich laboratoriów do testowania rozwiązań technologicznych, aby zapewnić jak najlepszą jakość dźwięku i obrazu, przy jednoczesnej niskiej cenie biletu. Sęk w tym, że to nasze okazuje się tak naprawdę wyjątkowe. Kina za Rogiem otwierane są bowiem w miejscowościach bez dostępu do żadnego. U nas, na całe szczęście, jest całkiem nieźle pod tym względem.

- To nie będzie kolejny multipleks – zapewniał Molewski. – Takie małe, kameralne kina pokazują cały dorobek kinematografii, w dużych rządzą nowości. Widz nie ma żadnego wpływu na repertuar – natomiast Artur Wiśniewski dodał jeszcze, że KzR należy traktować bardziej jako uzupełnienie oferty niż tworzenie konkurencji.

Zbrodnia według Grażyny Torbickiej

Molewski życzył wszystkim, aby mieszkańcy nie spotykali się wyłącznie w galeriach handlowych, ale urządzali sobie małe seanse w zaciemnionej sali kinowej, a nie ograniczali się do komputera i przesuwania placami po tablecie. – Oglądanie filmu na komputerze to zbrodnia – mówiła Grażyna Torbicka podczas zaprezentowanego widzom krótkiego spotu reklamowego, z kolei Emilia Krakowska zapraszała każdego, żeby po wizycie w kawiarni na lodach, natychmiast zajrzał na film do Kina za Rogiem.

Gotowi do poświęceń

W trakcie części oficjalnej nie mogło zabraknąć przecięcia wstęgi przez obecnych gości. Na scenie pojawili się kolejno obok Grzegorza Molewskiego, uznany polski operator filmowy Witold Sobociński, reżyser Andrzej Kotkowski oraz plakacista Jarosław Szaybo, który stworzył kolorowe logo Kina za Rogiem od jakiegoś czasu wiszące przy ulicy Tumskiej.

– Musimy improwizować, wstęga gdzieś się zgubiła – przyznał animator placówki, Radosław Łabarzewski. Z pomocą pospieszyła Jadwiga Wojnarowska z Ratusza. Użyczyła swojej chustki. – Ale bez cięcia – zastrzegła na wszelki wypadek. – To może krawat albo sznurówka? – gorączkowo szukano pomysłu, jakby tu wybrnąć z ambarasu, ale ostatecznie stanęło na szaliku od Jarosława Szaybo. Niestety, właściciel zażyczył sobie zwrot w jednym kawałku i przecięcie wstęgi trzeba było sobie co najwyżej wyobrazić.

Złośliwość rzeczy martwych

W trakcie prezentacji kolejnych spotów sprzęt się zaciął i nijak nie można było go w szybkim tempie doprowadzić do stanu pożądanego. – Nie zawsze wszystko idzie tak jak należy – starał się tłumaczyć sytuację Łabarzewski i zaprosił wszystkich na wcześniejszą przerwę na kawę. Znaleziono jednak wytłumaczenie sobotniego pecha. Wszystkiemu winien brak prawdziwego przecięcia wstęgi.

Po kilkunastu minutach goście wrócili na salę. Witold Sobociński z początku droczył się ze wszystkimi, że za wcześnie na rozmowę nim wszyscy obejrzą „Ziemię obiecaną”, nakręconą we współpracy z reżyserem Andrzejem Wajdą. Jako II reżyser przy filmie pracował Andrzej Kotkowski.

Sobociński zapytany o pracę z Andrzejem Wajdą, krygował się. – A co pan chce usłyszeć? – zwrócił się do moderującego rozmowę Łabarzewskiego, na co ten mu odparł, że najlepiej prawdę. – A to ja prawdy nie mogę powiedzieć – czym rozbawił wszystkich siedzących na sali. Później panowie zaserwowali kilka anegdot z planu „Ziemi obiecanej”.

Cuda na kiju

W trakcie pracy na planie postawiono zewnętrzną ścianę, aby ochronić tę prawdziwą przed żarem. Mieli właśnie kręcić scenę pożaru fabryki, ale plany filmowców niecnie pokrzyżował deszcz. Wtedy Andrzej Wajda podszedł do nich z cygarem. – Powiedział „musimy zapalić”, co pirotechnicy najwidoczniej uznali za polecenie i wszystko podpalili – opowiadał Sobociński. - Co mieliśmy robić, chwyciliśmy sprzęt i rzuciliśmy się do roboty. To, co widzimy na ekranie, to już tylko resztki pożaru, jaki udało mi się zachować.

Kotkowski wspominał pracę nad sceną kręconą w Pałacu Poznańskiego w Łodzi. W filmie widzimy ją jako ostatnią. Daniel Olbrychski znajduje się na szczycie bardzo długiego stołu. Za chwilę podejmie decyzję w obecności fabrykantów, czy ma zostać otworzony ogień w stronę strajkujących. Wspólnie zastanawiamy się nad najdogodniejszym miejscem ustawienia kamery. – Witek nie lubił zoomu – śmiał się Kotkowski do starszego kolegi po fachu. Wtem okazuje się, że zaginął operator. Szukają po całym pałacyku. – Po 20 minutach wchodzi Witek z jakimś chłopaczkiem na jednej wrotce.

I w końcu ujęcie nakręcili kamerą na wrotce z wykorzystaniem kija od szczotki. – Wszystko okręciliśmy taśmą. Razem wyglądało jak wyciągnięte ze śmietnika – żartował Kotkowski.

Wspomniano także reżysera Jakuba Morgesterna. – Przy filmie musi pracować zgrana grupa ludzi, wzajemnie napędzająca się – co widać po relacjach między Kotkowskim i Sobocińskim. – Znamy się jak łyse konie. On kiwnie placem, to ja wiem o co mu chodzi. Tylko że dzisiaj ekipa spotyka się na 28, może 50 dni zdjęciowych – na te słowa wtrącił się jednak Sobociński. – Wajda nie zgodziłby się na tak krótki plan zdjęciowy. Jemu wolno wiele.

Pierwszy polski film, który doczekał się obróbki cyfrowej, to „Sanatorium pod klepsydrą” Wojciecha Jerzego Hasa. Za kamerą stał, a jakże, Sobociński. Na koniec przypomniał, że „Ziemia obiecana” otarła się o Oscara. – Dlaczego statuetki nie dostała, tego już nie powiem, bo to polityka.

Po tych słowach panowie podpisali plakaty (kilka trafiło do widzów, reszta została w kinie) i pożegnali się w widzami. Rozpoczął się długi seans „Ziemi obiecanej”. Na szczęście już bez „niespodzianek”. W kinie w każdy pierwszy wtorek miesiąca będą wyświetlane polskie dokumenty. W bazie jest ich ponad 50, w tym m. in.  w reżyserii Wojciecha Hasa i Krzysztofa Kieślowskiego, natomiast w ostatni wtorek miesiąca kino zaprasza na polskie filmy w wersji cyfrowej.

Kto może, niech w nocy z niedzieli na poniedziałek trzyma mocno kciuki. Mamy szansę na statuetkę Oscara w pięciu kategoriach (dwie nominacje, w tym za zdjęcia i najlepszego filmu nieanglojęzycznego, dla "Idy" Pawła Pawlikowskiego, po jednej dla "Joanny" w reż. Anety Kopacz, "Naszej klątwy" Tomasza Śliwińskiego oraz dla Anny Biedrzyckiej-Sheppard nominowanej wspólnie z Jane Clive za kostiumy do "Czarownicy").


Fot. Portal Płock

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE