reklama

Orlen to nie fabryka czekolady. Pierwsze spotkanie z mieszkańcami

Opublikowano:
Autor:

Orlen to nie fabryka czekolady. Pierwsze spotkanie z mieszkańcami - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościTo, co wydobywa się z komina, to "białe kłęby puchu". Szkodzą nam piece i duża liczba samochodów krążąca po ulicach Płocka. W dodatku powinniśmy mieć tramwaj oraz cieszyć się z tego, że mamy w mieście tak bogaty zakład dbający o spokój mieszkańców. Tego dowiedzieliśmy się na spotkaniu zorganizowanym przez Orlen.

To, co wydobywa się z komina, to "białe kłęby puchu". Szkodzą nam piece i duża liczba samochodów krążąca po ulicach Płocka. W dodatku powinniśmy mieć tramwaj oraz cieszyć się z tego, że mamy w mieście tak bogaty zakład dbający o spokój mieszkańców. Tego dowiedzieliśmy się na spotkaniu zorganizowanym przez Orlen. 

Spotkanie w Domu Technika, które we wtorek zorganizował Orlen na temat stanu środowiska w Płocku, nie przyciągnęło tłumów. Koncern przygotował się, w roli prowadzącego obsadzono dziennikarza i zarazem płocczanina Radosława Brzózkę, zaprezentowano film z lektorem, ekspertów nie usadzono na scenie, tylko na czterech fotelach ustawionych na tym samym poziomie, co pozostali uczestnicy. Po co to wszystko? Brzózka wyjaśniał: - Wokół zakładu narosło wiele mitów i legend, które budzą niepokój, ale też często nie mają potwierdzenia w faktach.

Najpierw wypowiadał się dyrektor biura ochrony środowiska w Orlenie, Arkadiusz Kamiński. Z prezentacji: Orlen „szanuje swoje otoczenie”, przez 25 lat wydał na inwestycje ekologiczne 6,5 mld zł (dodając, że to więcej niż koszt budowy trzech Stadionów Narodowych w Warszawie i to więcej niż co piąta złotówka wydana na ochronę środowiska), podlega licznym przepisom. No i jeszcze wysoki na 160 metrów komin, ten należy do najwyższych w Polsce i ma prawidłową wysokość. Zapewniano, że zakład monitoruje emisję i wykorzystuje tylko niewielką część limitu z pozwolenia zintegrowanego na emisję benzenu, dwutlenku siarki czy tlenku węgla.

Białe kłęby puchu

- Jako zakład jesteśmy świadomi naszego oddziaływania na środowisko. Sam mieszkam w Płocku – nie omieszkał wspomnieć Kamiński. Przedstawiano skład warkocza, czyli tego, co wydobywa się z najwyższego komina (azot, para wodna, dwutlenek węgla i tlen). Tym razem nazwano go „białymi kłębami puchu”.

Po prezentacji można było zadawać pytania. Paweł Stefański prosił o wyjaśnienie metodologii pomiarów i skąd bierze się ta brunatna smuga widoczna na niebie. Usłyszał że na jakość powietrza wpływa koktajl zanieczyszczeń. Jak stwierdził dr inż. Andrzej Jagusiewicz z Europejskiej Federacji Stowarzyszeń Czystego Powietrza i były Główny Inspektor Ochrony Środowiska, to również skutek dymu z kominów naszych domów. Dr Witold Lenart z Centrum Badań nad Środowiskiem Przyrodniczym i Zrównoważonym Rozwojem na Uniwersytecie Warszawskim prosił, aby nie nazywać tego, co unosi się z komina parą wodną. - Pary wodnej nie widać. To kropelki wody, a kiedy ta woda wyparowuje, zostają pyły, które się na tych kroplach wcześniej osadziły. Niestety pyłów w atmosferze nie brakuje.

Arkadiusz Kamiński przypominał, że kolor smugi zależy od pory dnia i położenia słońca na nieboskłonie. - Spaliny są oczyszczane w 90 proc., więc jeszcze 10 proc. związków tam zostaje. Wszystko też zależy od specyfiki spalanego paliwa, my spalamy gudron i gaz. Prowadzimy pomiary emisji online zarówno na wejściu, jak i na wyjściu z instalacji – mówił, jednak mieszkańca nie przekonał. - To pomiary punktowe. Podajcie znacznie niższe stężenia niż rzeczywiste. W ten sposób zostajemy w optymistycznej chmurze złudzeń.

Kamiński oponował: - Mamy najbardziej nowoczesny system, pomiary dokonywane są 24 godziny na dobę przez cały rok.

Trzeci z ekspertów, prof. dr hab. inż. Jerzy Zwoździak z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu poparł Pawła Stefańskiego w tym, że można stosować różne metody pomiaru. Tłumaczył: - Czasem wydaje się, że jest czarno nad kominem, ale to wynika z kąta padania światła. Pyły są zbierane, jednak te najmniejsze mogą wniknąć do naszego organizmu. Boimy się, że okażą się kancerogenne.

Przewodniczący Rady Miasta Płocka Artur Jaroszewski poprosił o porównanie sytuacji Płocka z innymi miastami z zakładami przemysłowymi. Jagusiewicz stwierdził, że przemysł w każdym mieście odpowiada za 5-10 proc. pyłów, pozostałe źródła to motoryzacja (ok. 30 proc.) i paleniska (ponieważ „ogrzewamy się byle czym”). Samorządowiec poprosił o wyświetlenie slajdu z danymi Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska z 2013 roku. - Płock bardzo się różni od innych miast jeśli chodzi o skład emisji zanieczyszczeń, bo akurat w przypadku niskiej emisji jesteśmy na poziomie średniej krajowej. Od kiedy dysponujecie wiedzą, że Płock jest liderem umieralności na nowotwory płuc i oskrzeli wśród miast na prawach powiatu? - pytał, lecz odpowiedz nie uzyskał. - Nasi eksperci nie są przygotowani na taki temat – podkreślał Brzózka. - Żeby była jasność, jesteśmy jako zakład świadomi oddziaływania – odparł dyrektor Kamiński. - Ponad 90 proc. produkcji SO2 czy NOx to PKN i tego się nie wypieramy.

Ładna iluminacja na święta to nie wszystko

Zwoździak dodawał, że jesteśmy miłośnikami samochodów, a te są różnej klasy. Padło kolejne pytanie, tym razem od jednej z pań. - We wrześniu spora grupa mieszkańców wyszła na niezbyt przyjemny spacer – przypominała protest po wydarzeniach z benzenem i uciążliwości zdrowotne, na które wówczas narzekało wiele osób. - Powinniśmy miło sobie żyć mając takiego sąsiada. A jednak ładną instalacją na święta nie zmienimy tego, że dzieci kaszlą biegając po ulicy. I być może to wasz wpływ, nie tylko komunikacji. Osobiście nie sądzę, aby płocczanie częściej jeździli samochodami niż mieszkańcy innych miast. Czy wiecie już co wydarzyło się we wrześniu? Chemikiem nie jestem, raczej zatroskaną matką dzieci.

Usłyszała, że w Płocku przypada niemalże jeden samochód na mieszkańca. Jagusiewicz uznał, że nie ma po co ogłaszać alarmu z powodu chwilowego wzrostu stężenia pyłu czy dwutlenku siarki.

- Przepraszaliście za sytuację z benzenem we wrześniu... - zwróciła się mieszkanka do przedstawiciela Orlenu. Według Kamińskiego to był „jednorazowy pik, który nie miał wpływu na zdrowie”. O niekorzystnych skutkach można mówić przy wartości stężenia od 160 tys. razy do 400 tys. razy wyższej. - Powołaliśmy zespół do wyjaśnienia sytuacji z 21/22 września, która była krótkotrwała. Nie jesteśmy w stanie wskazać źródła czy przyczyny. Były operacje planowane, jak i nieplanowane na zakładzie. Mogły wystąpić uciążliwości zapachowe powodujące dyskomfort.

Dr Witold Lenart potwierdził dane z tabelki zaprezentowanej przez Artura Jaroszewskiego. - W Płocku jest największy zakład przemysłowy w Polsce, więc trudno się temu dziwić. Konkurencja wypadła, tylko Płock emituje SO2. Lokalne piki zawsze będą się pojawiać. Pamiętajmy, że wszystkie te zanieczyszczenia zaczynają razem tworzyć rodzaj bukietu. I wtedy są potrzebni specjaliści zajmujący się medycyną, a takich dziś wśród nas nie ma. Macie blisko siebie dwie stacje pomiarowe, jedną prowadzi Orlen, drugą WIOŚ. Co najwyżej sprawdzicie, czy nie wystąpiły jakieś błędy. Gdyby były pieniążki, to stacja przydałaby się raczej na Podolszycach. 

Andrzej Majkowski powrócił do sprawy uciążliwości zapachowych odczuwalnych na takich osiedlach, jak Gałczyńskiego, Skarpa czy Wielka Płyta. Nie ma norm w przypadku odorów. Najpierw trzeba określić związki, które taki odór potrafią spowodować i dopiero na tej podstawie można ustalić standardy. Pytano także o badania sprzed lat przeprowadzone wspólnie z Wojskową Akademią Medyczną. Brał w nich udział Witold Lenart. - Badaliśmy zdrowych mieszkańców Płocka i Kutna. Chcieliśmy sprawdzić, czy nie zachodzą u nich jakieś niepokojące procesy mające wpływ na stan zdrowia. Poszły na nie pieniądze także z Petrochemii, teraz też mogłoby być podobnie. Coś zagrażało mieszkańcom Płocka – ale pytanie co konkretnie pozostało bez odpowiedzi. - Wszyscy patrzyli na Orlen. Przypominam jednak, że wówczas płocczanie pili wodę z ujęcia brzegowego Wisły. Może te badania trzeba powtórzyć? 

Kamiński przekonywał, że wśród pracowników Orlenu nie wykryto chorób zawodowych. - Jesteśmy gotowi sadzić drzewa, lasy, urządzać parki w mieście, wcześniej jednak niech miasto zaproponuje teren.

A co ze stacją pomiarową przy ul. Długiej? - Zabiegałem, aby Orlen te dane udostępnił. Po wrześniowym incydencie prezydent poprosił o te dane, Orlen nie dał zgody – mówił Artur Jaroszewski. - Mniej więcej trzy lata temu zwróciłem się do GIOŚ z pytaniem, czy wskazane jest postawienie w Płocku kolejnej stacji pomiarowej. Nie widziano takiej możliwości. Zapewniam, że miasto taką stację postawi i to jak najbliżej Orlenu. 

Przedstawiciel koncernu twierdził, że trzeba opierać się na danych pozyskanych na terenie zakładu, na którym obowiązują określone standardy. A stacja znajduje się już poza jego obrębem. 

Kiedy już dyskusja zmierzała ku końcowi wszyscy dowiedzieli się, że „Orlen to nie fabryka czekolady”. - Macie szczęście, że w mieście jest tak bogaty partner – sądził Jagusiewicz. Proponował próbę zmierzenia także innych substancji niż te, które są obecnie badane. - Zakład tej rangi musi dbać o wizerunek i spokój mieszkańców.

Jerzy Zwoździak przyznał, że od początku był problem z właściwym planowaniem przestrzennym, zabudowa jest za gęsta w odpowiedzi na popyt na mieszkania, nie bierze się pod uwagę obecności tak wielkiego zakładu. - A co do tego 160-metrowego komina, to pamiętajcie, że największym trucicielem może być akurat nie ten, na który zwracacie uwagę.

Witold Lenart polecił jeszcze aby „toczyć bój o tramwaj” w Płocku, skoro mamy już tyle samochodów.  

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

logo