Na skrzynkę redakcyjną wpłynęło stanowisko płockiego Sojuszu Lewicy Demokratycznej w sprawie zmian nazewnictwa płockich ulic, co jest pokłosiem tzw. ustawy dekomunizacyjnej. - Oczywiście w zamierzeniu partyjnego kierownictwa obalonych patronów mają zastąpić jedyni słuszni bohaterowie nowej władzy - uważają lokalni działacze SLD.
We wtorek radni na sesji mają zdecydować o dalszym losie niektórych nazw ulic w Płocku. Znamy już propozycje, które zostaną poddane pod głosowanie.
[ZT]15710[/ZT]
Publikujemy w całości przysłane do redakcji stanowisko. Autorami są przewodnicząca płockiego SLD Litosława Koper i Zarząd RM SLD w Płocku.
Zarząd płockiego SLD w sprawie dekomunizacji ulic
Konsekwencje ustawy o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej z 1 kwietnia 2016 roku dotarły do Płocka. Dokument, który pod górnolotną nazwą kryje kolejny przejaw prymitywnej rządowej propagandy, zwanej „polityką historyczną”, mający na celu wyrugowaniu z przestrzeni publicznej i świadomości obywateli ostatnich przejawów lewicowej historii Polski.
Przejawów takiego stanu rzeczy nie trzeba daleko szukać: przez ostatnie miesiące na celowniku pisowskich i IPN-owskich cenzorów znaleźli się już Dąbrowszczacy (pierwsi polscy obywatele, którzy z bronią w ręku wystąpili przeciw faszyzmowi), Broniewski, Waryński, Piotr Zaremba (pierwszy polski prezydent Szczecina, któremu w dużym stopniu zawdzięczamy, że ten ważny port jest w naszych granicach), a w Łodzi od radnych PiS oberwało się nawet Rooseveltowi (jedną z jego największych „zbrodni” było to, że… uhonorowano go ulicą w czasach PRL). Oczywiście w zamierzeniu partyjnego kierownictwa obalonych patronów mają zastąpić jedyni słuszni bohaterowie nowej władzy.
W Płocku na celowniku rządowych „historyków” znalazł się między innymi Zygmunt Wolski, nauczyciel, działacz społeczny, przedstawiciel lewicowego ruchu ludowego, który w latach 30 XX wieku prowadził na Mazowszu wszechstronną działalność oświatową. W czasie II Wojny Światowej aktywnie działał w konspiracji, za co został w 1942 roku aresztowany przez gestapo, osadzony w obozie koncentracyjnym, a później publicznie stracony w Płocku. Można nie zgadzać się z jego skrajnymi poglądami (choć u schyłku II RP nie były one niczym niezwykłym wśród antysanacyjnej opozycji), ale nie daje to prawa do negowania jego ofiary dla ojczyzny. Nie bez przyczyny jego nazwisko widnieje na Placu 13-tu Straconych – jednym z najważniejszych miejsc pamięci w naszym mieście. Wrzucenia go przez IPN do metaforycznego worka z napisem „zbrodniarze” nie ma nic wspólnego z rzetelnym podejściem do historii.
W przypadku Zygmunta Wolskiego nie bez znaczenia jest też wymiar czysto praktyczny. Co prawda nowe przepisy nie wymagają od mieszkańców wymiany kompletu dokumentów, ale w tym wypadku należy pamiętać, że przy ul. Wolskiego od wielu lat znajduje się Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej, instytucja, której klientami w wielu przypadkach są osoby starsze i niepełnosprawne, przyzwyczajone do obecnych danych adresowych. Na pewno nie będzie im się łatwo dostosować do zmiany i nowej, zupełnie dla nich obcej nazwy. Tym bardziej, że niektórym będzie ona sugerowała, że MOPS zmienił lokalizację.
Z perspektywy regionu trudno jest coś poradzić na decyzje podejmowane w zaciszu gabinetu na Nowogrodzkiej, ale jako rozsądni obywatele powinniśmy spróbować maksymalnie ograniczyć negatywne skutki chorobliwych pomysłów. W Płocku proces ten przebiega w miarę bezproblemowo, bo co prawda dobór ulic do „dekomunizacji” budzi spore wątpliwości, to wybór zamienników okazał się jak na polskie standardy stosunkowo rozsądny. Na szczęście szybko zrezygnowano z dziwnych pomysłów w rodzaju nadania wszystkim „wolnym” ulicom świętych patronów i można było przypuszczać, że tym razem zwycięży kompromis i brak kontrowersji. Przypomniano sobie nawet o najlepszym z punktu widzenia mieszkańców rozwiązaniu, gdzie zmienia się nie tyle nazwę ulicy co osobę lub wydarzenie, do którego się ona odnosi. Szkoda tylko, że nikt nie zdecydował się zapytać o zdanie samych płocczan, nawet jeśli miejskie procedury formalnie tego nie przewidują.
Podsumowując całą sytuację można powiedzieć, że po raz kolejny to my - ludzie na dole, ponosimy największe konsekwencje szalonych pomysłów władzy centralnej. Ciekawe czy ktokolwiek w zaciszu prezesowskich gabinetów zastanowił się nad kosztami, które te zmiany pociągną, szczególnie dla firm, które będą musiały modyfikować dokumenty, szyldy i wszelkiego rodzaju materiały, na których pojawia się adres. Osobiście bardzo w to wątpimy. Obawiamy się też, że nie jest to koniec „dobrej zmiany w historii”, a biorąc pod uwagę wyjątkowo niechętne podejście partii rządzącej do prób symbolicznego unieważnienia i potępienia procesów brzeskich (jednej z najczarniejszych kart z historii II RP, kiedy to przed marionetkowym sądem stanęli przywódcy ówczesnej opozycji z legendą ruchu ludowego Wincentym Witosem na czele) można domniemywać kto stanie się kolejnym po lewicy celem „historyków” z PiS i IPN.