reklama

Nie żyje aktorka płockiego Teatru Dramatycznego

Opublikowano:
Autor:

Nie żyje aktorka płockiego Teatru Dramatycznego - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościKiedy dobry aktor odchodzi, wiele też po sobie zostawia. W czwartek żegnamy aktorkę, która twierdziła, że w trakcie spektaklu zachodzi wyjątkowa interakcja. - Na premierze ?Balladyny" czułam się jakbym miała aureolę wokół siebie, a to, co mówiłam wracało z bagażem siedzących na widowni ludzi. I wtedy starałam się jeszcze więcej. Są to jakieś magnetyczne siły, łączące obie strony - mówiła.

Kiedy dobry aktor odchodzi, wiele też po sobie zostawia. W czwartek żegnamy aktorkę, która twierdziła, że w trakcie spektaklu zachodzi wyjątkowa interakcja. - Na premierze „Balladyny" czułam się jakbym miała aureolę wokół siebie, a to, co mówiłam wracało z bagażem siedzących na widowni ludzi. I wtedy starałam się jeszcze więcej. Są to jakieś magnetyczne siły, łączące obie strony - mówiła. 

O śmierci Jadwigi Bogusz-Fitio powiadomili nas dziś pracownicy płockiego teatru. Aktorkę pożegnanodziś, 20 października o godzinie 14.00 na warszawskich Powązkach. Żegnają się z nią także pracownicy płockiego teatru, którzy zapamiętali ją jako „znakomitą aktorkę, kobietę skromną, zawsze uśmiechniętą, kochającą ludzi i teatr”.  

- Nigdy, nawet po ciężkiej operacji, nie słyszałem z Jej ust słowa skargi, wykłócania się o rolę - wspomina ją dyrektor Marek Mokrowiecki. - Zupełnie przypadkowo dowiedziałem się, że Jagoda uprawiała spadochroniarstwo! Nie obnosiła się z tym, zagadnięta skwitowała to jednym zdaniem, okraszonym tym swoim uśmiechem. 

Wiodła aktorskie życie związane z teatrami: we Wrocławiu, Gnieźnie, Elblągu, Koszalinie (trzykrotnie) i wreszcie Płocku. Dwanaście przeprowadzek. Była aktorką naszego teatru od 1985 roku. Kiedy odeszła na emeryturę zagrała jeszcze wiele ról, m.in.: Dozorczynię więzienną w "13 XII" Grażyny Przybylskiej-Wendt. Ostatnie lata spędziła w Domu Aktora w Skolimowie. Jagoda ma w swoim dorobku wiele znaczących role, m. in.: Fiokła Iwanowa w "Ożenku" Gogola, tytułową rolę we "Wścieklicy" Witkacego. Ale najpiękniej jej talent rozkwitł w roli Matki w "Balladynie" Słowackiego w reżyserii Andrzeja Waldena. To nie była rola, to była kreacja.

Walentyna Rakiel-Czernecka pisała w recenzji w "Kurierze Mazowieckim": "Niekwestionowaną heroiną, główną postacią wieczoru była Matka Wdowa. Kreująca rolę Jadwiga Bogusz wykazała ogromną sprawność zawodową. Bo trzeba takową posiadać, aby to, co napisał poeta, powiedzieć w sposób naturalny i prawdziwy, jednocześnie zachowując wiersz. (.) Ale Matki nie tylko się słucha. Matka wzrusza, wstrząsa swoim autentycznym przezywaniem. jest to przykład roli rozwijanej, budowanej w każdym pojawieniem się na scenie. (.) Szczególnie przekonująco brzmią w wykonaniu aktorki sceny tragiczne, po których zasłużenie rozlegają się brawa. To wielka rola, godna pierwszych scen. (.) Dzieląc się wrażeniami z premiery aktorka wyznała, że widownia była wspaniała. Czułam jej oddech i więź, jaka zrodziła się między nami, że mam dla kogo grać. Zdawało mi się, że miałam aureolę wokół głowy, jakieś pole magnetyczne wokół siebie. To było cudowne. Właśnie to uczucie, że rola się podoba, jest największą satysfakcją dla aktora - powiedziała. Jagódko, żegnamy Cię, dziękując za Twoje role, za przyjaźń, za to, że byłaś wśród nas. Teraz, kiedy odeszła, żal. Przecież mogła, powinna więcej grać. 

Dzieciństwo spędziła w obozie niemieckim. Sama o sobie mówiła, że jest „dzieckiem wojny”. Wywieźli jej rodzinę, kiedy miała pięć lat. Powróciła do kraju w stanie wycieńczenia, przez rok dochodziła do zdrowia. Pierwszy egzamin do szkoły aktorskiej oblała, dostała się po drugim podejściu do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi. Po dwóch latach odeszła, ale jednocześnie nauczycielka tańca, Janina Mieczyńska wpoiła jej miłość do tańca.

Była gotowa czekać na tę wielką, najwspanialszą rolę w życiu. - Ważne, aby pozostać wierną samej sobie, nie rzucać się, nie biegać – mówiła dziennikarce Radia Boss Walentynie Rakiel-Czarneckiej. - Każdy ma swoją drogę życiową, urodził się pod daną gwiazdą. A kariera to los szczęścia i dzieło przypadku. Lubię grać i kocham swoją pracę. To jest wielkie szczęście robić to, co się lubi. Są ludzie, którzy ciągle szukają, zmieniają i ciągle są nieszczęśliwi. Ja wybrałam swój zawód i nie żałuję.

W innym wywiadzie dla Leny Szatkowskiej przyznała, że nie była typem amantki, reżyserzy obsadzali ja w rolach charakterystycznych. W płockim teatrze zaczęła pracę, kiedy dyrektorem był jeszcze Tomasz Grochoczyński. Nadeszły istotne dla niej role, w tym u Adama Hanuszkiewicza czy już u Marka Mokrowieckiego. Nawet po odejściu na emeryturę wracała do płockiej garderoby. W Skolimowie dostała propozycję od Barbary Kraftówny zagrania w sztuce „Trzeba zabić starszą panią”. A wówczas już nie sądziła, że uda jej się kiedykolwiek zagrać jakąś rolę i to na dodatek w warszawskim teatrze... 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE