Sytuacja w Orlenie staje się coraz bardziej napięta. Choć wejście 4-brygadówki wydaje się przesądzone, bynajmniej nie zmniejsza to liczby wątpliwości pracowników. Wręcz przeciwnie.
W poniedziałek związkowcy dostali od zarządu dokumenty związane z wprowadzeniem 4-brygadówki od 1 stycznia nadchodzącego roku. Teraz są w trakcie ich analizy pod kątem prawnym. - Sytuacja jest na tyle gorąca, że zmienia się z chwili na chwilę i właściwie każdy dzień może przynieść nowe decyzje - mówi Bogdan Żulewski, wiceprzewodniczący Międzyzakładowego Związku Zawodowego Pracowników Ruchu Ciągłego, największego w Orlenie.
Mimo że wydaje się, że ze strony koncernu sprawa wejścia 4-brygadówki jest już przesądzona, związkowcy zapewniają, że nie ma zgody związków ani na zmiany systemu czasu pracy, ani na wynikające z nich zwolnienia załogi. - Nie przyjmujemy argumentacji zarządu o zasadności przeprowadzenia redukcji zatrudnienia ze względu na wprowadzenie 4-brygadówki - mówią związkowcy. Uważają, że wprowadzenie inne systemu czasu pracy nie musi wcale oznaczać nadwyżki etatów i skutkować zwolnieniami. - Według naszych analiz, pracodawca nie musi zwalniać ludzi, bo ta liczba pracowników produkcji i tak jest najmniejsza jak może być - mówi Pietrzak.
Zgodnie z oficjalnymi zapowiedziami, zwolnienia mają objąć ponad 200 osób pracujących na poszczególnych stanowiskach produkcji rafineryjnej, petrochemicznej i energetycznej. Są to tylko pracownicy produkcji zatrudnieni w Orlenie, ta liczba - jak przekonują związkowcy - nie uwzględnia natomiast m.in. pracowników spółek - Orlen Asfaltu i Orlen Oil, które od 1 stycznia staną się częścią spółki matki.
Związkowcy podkreślają, że choć początkowo koncern zapowiadał, że redukcja zatrudnienia obejmie w pierwszej kolejności osoby, które nabyły prawa emerytalne, żaden tego typu program dotyczący zachęt wysuwanych pod ich adresem przez pracodawcę dotąd nie został przedstawiony. - Przecież nie wiadomo, jak ci najstarsi pracownicy odpowiedzą na te zachęty, może wcale nie zechcą odejść - martwi się załoga.
Kolejna sprawa to kwestie dotyczące czasu pracy na zmianach. Część pracowników produkcji opowiedziało się za tzw. systemem kanadyjskim, w którym pracuje się na 12-godzinnych zmianach, dzięki czemu na odpoczynek przysługują nawet 4 dni wolnego. Inni obawiają się zdrowotnych skutków takiego przeciążenia.
- Pracodawca faktycznie prowadził konsultacje wewnętrzne na poszczególnych wydziałach co do 8- lub 12-godzinnych zmian - potwierdza Żulewski. - Nie znamy jednak szczegółów tych ustaleń, bo wyników tych analiz nikt nam nie pokazał. My możemy opierać się jedynie na dokumentach przekazanych przez pracodawcę.
Z naszych rozmów z pracownikami spółki wynika, że członkowie załogi martwią się jednak, że złożenie podobnych deklaracji odnośnie preferencji 12- lub 8-godzinnych zmian może okazać się fortelem, za pomocą którego wybije im się z rąk argumenty. Wielu obawia się wprost utraty pracy, a także pogorszenia warunków pracy, braku widoków na awans czy przesuwania na niższe stanowiska . - Jest bardzo nerwowo, każdy się boi, co będzie - mówią anonimowo.
Co teraz? Kolejne zebranie zarządu związku odbędzie się dopiero w drugiej połowie grudnia, ale - jak podkreśla Bogdan Żulewski - nie znaczy to, że do tego czasu nie zostaną podjęte żadne decyzje, jeśli sytuacja będzie tego wymagała. - Cały czas analizujemy te kwestie pod względem prawnym - mówią w związkach. Jeśli znajdą się podstawy prawne do wejścia w spór zbiorowy z pracodawcą, nie wykluczają i takiego scenariusza.
Czytaj też:
O powodach, które podaje koncern, czytaj też: