reklama

Na święto pracy zabrakło materiału na flagi...

Opublikowano:
Autor:

Na święto pracy zabrakło materiału na flagi... - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości"Podczas przygotowań do obchodów 1 maja w 1949 r. władza stanęła wobec nieznanego dotąd problemu: zabrakło materiału na flagi i szturmówki. W związku z grudniowymi uroczystościami towarzyszącymi scaleniu PPS i PPR zużyto 600 tys. metrów kwadratowych tkaniny, a już miesiąc później komitety organizujące pochody pierwszomajowe zażądały drugie tyle."

"Podczas przygotowań do obchodów 1 maja w 1949 r. władza stanęła wobec nieznanego dotąd problemu: zabrakło materiału na flagi i szturmówki. W związku z grudniowymi uroczystościami towarzyszącymi scaleniu PPS i PPR zużyto 600 tys. metrów kwadratowych tkaniny, a już miesiąc później komitety organizujące pochody pierwszomajowe zażądały drugie tyle."

Muzeum Historii Polski podaje, że na naradach partyjnych z troską mówiono o „problemie deficytu czerwonego płótna”. Obchody święta pracy były bowiem dla władz komunistycznych sprawą najważniejszą, a im huczniejszy miały przebieg tym bardziej władza się cieszyła.

Międzynarodowe Święto Pracy zostało ustanowione przez Drugą Międzynarodówkę w 1891r. dla upamiętnienia wcześniejszego o pięć lat protestu robotników w Chicago, krwawo stłumionego przez policję. W II Rzeczpospolitej obchody 1 Maja, organizowane przez Polską Partię Socjalistyczną, stanowiły wyraz protestu przeciwko systemowi. Po wojnie – przeistoczyły się w propagandowy rytuał, mający legitymizować system.

Formalnie rzecz biorąc, 1 Maja stał się ustawowym świętem państwowym dopiero w roku 1950. Uroczystości obowiązkowo odbywały się w całym kraju: poczynając od Warszawy, gdzie na trybunie ustawiało się całe kierownictwo partyjno-rządowe, aż po wsie i małe miasteczka.

Pani Ela, płocczanka, uczennica "Chemika", reprezentantka drużyny siatkówki i członkini zespołu ludowego, dobrze pamięta trwające w szkole przygotowania do obchodów 1 Maja. 

- Robiła się w szkole atmosfera świąteczna - mówi "wychowanka PRL-u". - W ogóle już przed 1 Majem były na drogach malowane pasy, przejścia, zawieszane biało-czerwone flagi, które następnego dnia szybko zdejmowano, żeby nie wisiały na 3 Maja.  Wszystko przebiegało według dopracowanego scenariusza. Organizowano próby, ucząc się haseł, noszenia dekoracji i  maszerowania.

Jak przypomina pani Ela, pochód przebiegał w kolumnach, w których szli przedstawiciele wszystkich zawodów i uczniowie. Wszystko tonęło w dzierżonych przez manifestantów flagach, emblematach, kwiatach i wizerunkach władzy. 

Co istotne, charakterystycznym elementem uroczystości były gigantycznych rozmiarów portrety Stalina i Bieruta z mozołem niesione przez manifestantów na specjalnych rusztowaniach. Ale nie tylko, gdzieniegdzie możne było ujrzeć "żywe" symbole pracy...

- W sformalizowanym i powtarzalnym świecie komunistycznych rytuałów okazję do popisania się inwencją stwarzały modele i makiety, wiezione na ciężarówkach lub noszone przez poszczególne kolumny - podaje Muzeum Historii Polskiej. - Pracownice fabryki słodyczy niosły ogromną kartonową tabliczkę czekolady, pracownicy elektrowni trzymali nad głowami model turbiny parowej, budowniczowie Pałacu Kultury dźwigali makietę budynku. Noszono modele radiostacji, fabryk, kopalnianych dźwigów oraz trakcji wysokiego napięcia, wożono tokarki i transformatory.

Dla kontrastu pokazywano także symbole „przedwojennego zacofania”. I tak obok kolumny lśniących traktorów szedł ubogi chłop, prowadzący konia zaprzęgniętego do sochy, archaicznego przyrządu do orania gleby.

Pani Ela wspomina także, jak jako uczniowie Chemika szli ulicami Płocka, a na postumencie stali wszyscy dygnitarze i przedstawiciele partii i pozdrawiali maszerujących gestem dłoni. Miało to wymiar symboliczny. Obecność na pierwszomajowej trybunie była dobrym sposobem na  zaznaczenie swojej pozycji w hierarchii. Ale po pochodzie było już mało uroczyście, następował niesamowity rozgardiasz...

- Transparenty niesione podczas pochodu z pełną pieczołowitością, były rzucane gdzie popadnie, po czym towarzystwo szturmem udawało się na lody na Tumy, tudzież na inne rozrywki, ponieważ dzień był wolny od nauki i pracy. Wspominam go wesoło, trochę z przymrużeniem oka. Można było spotkać wielu znajomych. Mówię oczywiście o czasach szkoły. Potem jak skończyłam edukację, nie chodziłam na pochody, bo nie byłam w partii - opowiada płocczanka.

Przypomina też jednocześnie, że był to wówczas obowiązek, za którego niedopełnienie obniżano stopnie. Niektórzy koledzy buntowali się otwarcie, a niektórzy wyrażali to właśnie w formie rzucania po pochodzie transparentów gdzie popadnie i z lekceważeniem.

O tym dobrze pamięta historia, w której niejednokrotnie obywatele przymuszani do wzięcia udziału w pochodach pod groźbą utraty pracy nie zawsze pokornie stosowali się do nakazów. Tradycja dobrze pamięta bunty objawiające się zakłócaniem oficjalnych pochodów. Już w rok po wojnie zdarzało się, że lokalni przedstawiciele partii byli wygwizdywani lub oblewani wodą, a wśród transparentów pojawiały się hasła uderzające w sowiecką okupację i wyzysk nowych władz.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

logo