Andrzej Nowakowski wygrał w I turze, choć z mniejszym poparciem niż w 2018 roku. Zwycięstwo było przewidywalne, ale z czego może wynikać mniejsza liczba głosów?
dr hab. Arkadiusz Lewandowski: Prezydent otrzymał wyraźnie mniejszą liczbę głosów niż w 2018 roku, blisko o 9 tysięcy. Niższy był również wynik wyborczy wyrażony w procentach. Z pewnością świadczy to w jakimś stopniu o zmęczeniu płocczan prezydenturą Andrzej Nowakowskiego czy szerzej rządzącymi w płockim samorządzie, czego wyrazem jest również wynik list Koalicji Obywatelskiej w Płocku. KO w liczbach bezwzględnych również zanotowała gorszy wynik, niż 5 lat temu. Minimalnie, ale jednak.
Proszę jednak zauważyć, że w wyborach w 2018 roku wzięło udział ok. 8 tys. więcej wyborców niż w tym roku. Drugim aspektem, który wpłynął na wynik wyborczy Pana Prezydenta była obecność i aktywność politycznych konkurentów, która rozproszyła głosy. Szczególnie mam tu na myśli kandydatkę Lewicy.
Z drugiej strony zwróciłbym uwagę na to, że styl prezydentury Andrzeja Nowakowskiego jest “bezpieczny” i ostatecznie zapewnił mu utrzymanie poparcia na poziomie, który pozwolił na zwycięstwo w I turze.
Różnica jest taka, że w 2018 roku było 4 kandydatów, a teraz 5. Kandydatka Lewicy może nie zrobiła najlepszego wyniku, ale jednak zebrała 2700 tysiące głosów, ponad 6-procentowe poparcie. Można domniemywać, że to elektorat urwany Andrzejowi Nowakowskiemu.
Tak, na pewno. Pojawienie się kandydatki Lewicy z pewnością wpłynęło na uszczuplenie poparcia Andrzeja Nowakowskiego. Swoje poparcie zwiększył też Tomasz Kominek, o 400 głosów, ale jednak. To 3000 wyborców, których, może nie bezpośrednio, ale należy odjąć od wyniku Andrzeja Nowakowskiego. Pozostali dotychczasowi wyborcy można powiedzieć, że zostali w domach.
dr hab. Arkadiusz Lewandowski
Dlaczego Andrzej Nowakowski dostał ponad 22 tysiące głosów, a kandydaci do rady miasta Koalicji Obywatelskiej niewiele ponad 17 tysięcy. To ponad 5 tysięcy głosów różnicy.
Te głosy, które zwiększyły wyniki Andrzeja Nowakowskiego względem KO, to głosy wyborców innych partii, w szczególności Trzeciej Drogi. Tomasz Kominek zdobył prawie 4200 głosów, a Trzecia Droga 8 tysięcy. Różnica głosów, jaką kandydat Kominek stracił względem swojego zaplecza politycznego, przeszła na korzyść Andrzeja Nowakowskiego. Wynika to z tego, że Andrzej Nowakowski był kandydatem, którego szanse w I czy II turze były bardzo wysokie. Wyborcy lubią być w gronie zwycięzców i często decydują się oddać głos, który sprawi, że będą mieli satysfakcję z wyborczego zwycięstwa. Ta zasada szczególnie objawia się w wyborach takich jak prezydenckie.
Znaczenie miało również to, że Tomasz Kominek był, patrząc na elektoraty, bardzo „podobnym” kandydatem do Andrzeja Nowakowskiego, stąd urzędującemu Prezydentowi łatwiej było przejąć głosy wyborców Trzeciej Drogi. Podsumowując, wyborcy zdecydowali taktycznie, że lepiej od razu powierzyć głos temu, który ma szansę zwyciężyć.
Bo w II turze wszystko mogłoby się wydarzyć.
Tak. Trzeba też sobie jasno powiedzieć, że Andrzej Nowakowski byłby zdecydowanym faworytem drugiej tury, szczególnie gdy spojrzymy na wzory rywalizacji w wyborach samorządowych. Z drugiej strony w politologii opisana jest zasada, że jeżeli dochodzi do II tury, to niekoniecznie faworytem jest ten kandydat, który w I turze uzyskuje prawie 50% głosów. Aby jednak taka sytuacja miała miejsce to konkurent musiałby nie mieć problemu z negatywnym elektoratem. Niemniej jednak gdyby strata Piotra Uździckiego po pierwszej turze wynosiła 5-10%, to II tura mogłaby być fascynująca. Mamy jednak zwycięstwo w I turze.
Możemy zaryzykować stwierdzenie, że gdyby PiS przyłożył się do kampanii wyborczej, to byłaby w Płocku II tura?
Byłaby na to zdecydowania duża szansa. Zaangażowanie w kampanię jaką reprezentowało PiS to jednak problem ogólnopolski. Wielu komentatorów zwraca uwagę, że PiS nie przyłożył dużej wagi do tych wyborów. W Płocku mieliśmy tego przykład. Trzeba jednak oddać, że Piotr Uździcki zdobył, jak na wspomniane okoliczności kampanii, całkiem niezły wynik. Prawie 11 tys. głosów co przełożyło się na 25% wszystkich oddanych głosów. Można założyć, że przy bardziej aktywnej kampanii, z lepszym pomysłem, wcześniejszych pojawieniem się kandydata w sferze publicznej, była szansa na doprowadzenie do II tury. Kandydaci Lewicy i Konfederacji zgromadzili po ok. 2,5 tys. głosów, więc w żaden sposób nie zagrozili kandydatowi PiS. Szczególnie kandydat Konfederacji nie okazał się zagrożeniem Piotra Uździckiego w kontekście walki o głosy elektoratu.
Czy 8 mandatów dla PiS w radzie miasta to duża porażka? To spadek o 3 mandaty względem ostatniej kadencji.
To na pewno porażka. Tak zapewne jest definiowana przez polityków Prawa i Sprawiedliwości. To bardzo ogranicza rolę PiS w miejskiej radzie. Rola opozycji w samorządzie z samej zasady jest trudna, a w tym przypadku zdobyta liczba mandatów będzie jeszcze mocniej widoczna w toku kadencji. Warto również spojrzeć na liczbę nie tylko mandatów, ale także uzyskanych głosów. Nie wiem czy dla lokalnego PiS to nie powinien być poważniejszy problem niż liczba mandatów. Uzyskanie poparcia na poziomie 12,5 tys. głosów to spadek o 4 tys. względem poprzedniej elekcji.
Czy brak jakichkolwiek mandatów dla Lewicy jest zaskoczeniem? Jeszcze w wieczór wyborczych kandydatka Lewicy zaklinała się, że mandaty będą, tak samo jak II tura z Andrzejem Nowakowskim. Tymczasem jest 6,4% w wyborach prezydenckich, a do rady miasta jeszcze mniej - 6,13%.
Patrzę na to w ten sposób, że w porównaniu do ostatnich wyborów samorządowych Lewica pomniejszyła swój elektorat o 1500 głosów. W 2018 było ponad 4 tys. głosów, teraz na listy Lewicy oddano nieco ponad 2500 głosów. To kolejny przegrany tych wyborów nie tylko w Płocku ale i w skali ogólnopolskiej. Stawia to pytania o przyszłość Lewicy tak w Płocku jak i w wyborach do europarlamentu. Kluczowe dla niej będzie w jakiej konfiguracji wystartuje w czerwcowych wyborach.
Czy wynik Konfederacji, najsłabszy w Płocku, możemy rozpatrywać w kategoriach porażki?
Myślę, że Konfederacja pokazała swoją siłę, a raczej jej brak, na rynku lokalnym. Ten wynik nie różni się znacząco od wyników Pawła Kukiza sprzed 5 lat, czyli tego elektoratu, który określano jako antysystemowy. Gdybyśmy porównali wynik konfederacji względem wyborów parlamentarnych, to powiedzielibyśmy że jest on również słabszy.
W 2018 roku kandydaci Kukiz’15 zebrali 2700 głosów, teraz 2200. Ubytek jest zauważalny.
Tak, ale elektorat Kukiza był innym, niż obecny elektorat Konfederacji. On się częściowo pokrywa, ale nie jest w pełni tożsamy. Część wyborców Pawła Kukiza przerzuciła się na inne ugrupowania, część w ogóle przestała głosować. To środowisko antysystemowe, które co do zasady wyraża zawód wobec polityki.
Wracając do pytania o Konfederację, można stwierdzić, że ziemia płocka nie jest dla tego ugrupowania korzystna, co w połączeniu z ordynacją i ogólnie lokalną sceną polityczną sprawia, że rzeczywiście trudno tu Konfederatom zdobyć mandat, bez względu na rodzaj wyborów.
Chyba nie tylko wyborcy Pawła Kukiza poczuli zawód. Do urn poszedł nawet nie co 2 płocczanin. Zwraca się uwagę, że głosowało bardzo mało młodych. Skąd taka demobilizacja?
Wybory samorządowe nigdy nie cieszyły się dużą frekwencją i wybory w 2024 roku potwierdziły ten trend. Po drugie młodzi wyborcy, którzy przyczynili się do ostatecznego wyniku wyborów w październiku, tym razem nie czuli potrzeby uczestnictwa w „święcie demokracji”. Co do zasady elekcja samorządowa interesuje ich mniej, niż parlamentarna. Po trzecie młodzi wyborcy często funkcjonują poza oficjalnym miejscem zamieszkania, przebywają na studiach, pracują. Nie mogli albo nie chcieli głosować w innym miejscu niż miasto rodzinne, a do Płocka nie opłacało albo nie chciało im się przyjechać. Te wybory nie są dla nich aż tak ważne.
W skali ogólnopolskiej zauważalna jest jednak demobilizacja młodych ludzi względem jesieni ubiegłego roku. Z punktu widzenia kolejnych wyborów, wydaje się to istotne szczególnie dla Koalicji Obywatelskiej. Pojawia się pytanie, jak zmienić ten stan rzeczy przed wyborami do Europarlamentu, ponieważ te wybory statystycznie także nie cieszą się zainteresowaniem wśród młodych wyborców.
Przeczytałem w Internecie, chyba na platformie X, wpis młodego człowieka, który stwierdził, że świat młodych ludzi odjechał politykom. Nie ma pomysłu na dotarcie z przekazem do młodych, których świat w dużej części jest w Internecie. Tymczasem my się zżymamy na wszechobecną banerozę - tak działają dziś partie. Młodzież wolałaby kampanię na TikToku, Instagramie.
Partie polityczne co do zasady traktowały młody elektorat, czyli osoby do 29. roku życia, jako ten, który można zmobilizować przeciwko dotychczasowej władzy, ale nie dzięki propozycji na poziomie pozytywnego przekazu i programu. Młodzi po każdej kolejnej kadencji odwracali się od ugrupowania, które wykorzystało ich potencjał i sprawowało władzę. Takiej wyraźnej zmiany nie mieliśmy tylko raz w ostatnich latach czyli w 2019 roku.
Problem młodych osób w polityce to także problem braku pełne oferty programowej, ale i systemowych sposobów komunikacji za pośrednictwem np. mediów społecznościowych. Partie w Polsce wciąż social media do kontaktu z młodymi wykorzystują głównie w trakcie kampanii wyborczych. To się jednak zmienia wraz ze zmianą pokoleniową w polityce. Nowe środki komunikacji się pojawiają u niektórych kandydatów wręcz jako podstawowe. W skali makro jednak politycy jeszcze nie dojrzeli do tego, żeby prezentować program w mediach społecznościowych. Na marginesie dodam tylko, że średnia wieku posłów w Polsce stale rośnie, w tej kadencji wynosi 51 lat. Może to posłuży za komentarz do pytania.
Czy debata przedwyborcza mogła mieć znaczenie dla wyniku wyborów?
ego typu wydarzenia mogą mieć bardzo duże znaczenie dla końcowego wyniku wyborczego. Na pewno debata jest szansą dla kandydatów, którzy pretendują do prezydentury i są mniej rozpoznawalni lub nie mogą się przebić skutecznie ze swoim przekazem w kampanii. Muszą jednak debatę dobrze wykorzystać, narzucić w niej swoje tematy, tak jak zrobił to w 2015 roku Adrian Zandberg. Wówczas świetnie wykorzystał debatę, wypromował siebie i swoje ugrupowanie. Zaskoczył obserwatorów świeżością swojej osoby.
W płockiej debacie mieliśmy raczej niewykorzystane szanse np. przez Piotra Uździckiego, czy przez nieobecną Wiesławę Rybicką-Bogusz. Dla tej dwójki debata była rzeczywistą szansą na zwiększenie poziomu poparcia dla swojej kandydatury i w konsekwencji ostateczny wynik wyborów. Wydaje się, że zostały zmarnowane.
A kto pana zdaniem wygrał debatę?
Odpowiem inaczej. Andrzej Nowakowski zaprezentował się jako polityk, który jest przewidywalnym i doświadczonym graczem na płockiej scenie. Zaprezentował się dobrze i zrobił to co powinien w tej sytuacji zrobić: wykorzystał debatę do potwierdzenia swojej pozycji.
Mam wrażenie, że pozostali kandydaci nie do końca ją wykorzystali. Merytorycznie nie można nic zarzucić Tomaszowi Kominkowi czy Markowi Tucholskiemu, ale nie były to występy, które zwróciłyby uwagę na te kandydatury wyborców innych ugrupowań.
Można było zastanawiać się jaki wynik wykręci starosta Sylwester Ziemkiewicz, który ma problem ze swoją wpadką alkoholową z zeszłego roku. Proces trwa, a okazuje się, że nie wpłynęło to wynik starosty ani Trzeciej Drogi. Wybory w powiecie są przegrane, ale tylko jednym mandatem, a sam starosta ma blisko 2 tysiące głosów w okręgu. Polak wszystko wybaczy?
Wyborcy w Polsce są często bardzo wyrozumiali, szczególnie wobec takich spraw, które mogą dotknąć każdego. Elektorat Polskiego Stronnictwa Ludowego jest wierny swoim kandydatom, co pokazał wynik marszałka Adam Struzika. Liderzy list Ludowców mogą liczyć na silne poparcie, mimo swoich, nie tylko politycznych, problemów.
Adam Struzik po raz kolejny ma najlepszy wynik w województwie i kraju. Marszałek potwierdził swoją siłę i pytanie czy pozostanie marszałkiem w nadchodzącej kadencji. Stan posiadania jego ugrupowania teoretycznie na to nie pozwala.
W poprzednim układzie PSL też nie był dominującym ugrupowaniem na Mazowszu, a jednak marszałek Struzik utrzymał swoją pozycję. Koalicja Obywatelska nie ma samodzielnej większości i będzie szukała koalicjanta a dużego pola manewru nie ma, wręcz jest skazana na Trzecią Drogę jako partnera. Wszystko zależy też od gier koalicyjnych na poziomie centralnym. Już słyszymy, że PSL z pewnością w tym układzie ogólnopolskim z KO, Polską 2050 i Lewicą czuje się wzmocnione. Ludowcy z pewnością będą chcieli wykorzystać tę pozycję w przetargach, także na poziomie sejmików.
Jak może wyglądać ten deal? Na poziomie ogólnokrajowym nikt nie miał wątpliwości, że to Donald Tusk będzie premierem, w końcu lider najsilniejszego ugrupowania. Adam Struzik jest marszałkiem od 23 lat, ale ma tylko 8 szabel, a KO 20.
W takich grach słabszy partner często ma relatywnie mocniejszą pozycję, ponieważ bez niego nie da się utworzyć koalicji. Okoliczności i skład przyszłego sejmiku wręcz wzmacniają pozycję Trzeciej Drogi. Z kim innym Koalicja Obywatelska mogłaby zawrzeć koalicję? Ani z Lewicą, ani Konfederacją, które mają po 1 mandacie, na pewno też nie z PiS-em. Są skazani na Trzecią Drogę i marszałek może to wykorzystać.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.