Gruchające ptaki chętnie zadowalające się okruchami ze stołu jednej czy drugiej wrażliwej na pusty brzuszek sąsiadki nie są ulubionymi stworzeniami mieszkańców miast. Wystarczy spojrzeć na zapaskudzone grubą warstwą odchodów parapety pod tą ptasią jadłodajnią, by wiedzieć, skąd się bierze ów brak sympatii. Spółdzielnie mieszkaniowe co i rusz wywieszają kartki o zakazie karmienia ptaków, ale zawsze znajdą się sąsiedzi przekonani, że gruchający szary ptaszek niechybnie umrze z głodu bez porcji okruchów czy ziaren, którzy z zakazów niewiele sobie robią.
Za nic skargi ma też 51-latek mieszkający w bloku przy Jaśminowej, który nie tylko dokarmia skrzydlate istoty, ale... pozwala im pomieszkiwać u siebie, w mieszkaniu! Jak relacjonuje Jolanta Głowacka, rzeczniczka municypalnych, którzy musieli zareagować na prośbę o interwencję mieszkańców Jaśminowej, miłośnik gołębi nie zamyka okna w mieszkaniu, by ptaki zawsze mogły swobodnie wlatywać do środka, ale nie sprząta odchodów, gdy niewdzięczne stworzenia potraktują lokum jako toaletę. Smród jest nie do zniesienia, a mieszkańcom aż skóra cierpnie na myśl o tabunie zarazków, które mieszkają razem z sąsiadem i jego gołębiami!
- Ptaki załatwiają się dosłownie wszędzie, a miłośnik gołębi nie zamierza po nich sprzątać - przyznaje Jolanta Głowacka. - Pomimo sprzeciwu administracji, lokator stanowczo odmawia doprowadzenia mieszkania do użytku.
Sytuacja jest dość patowa, bo straż miejska nie może przecież zmusić nikogo, by zamknął okna i wziął do ręki mopa. - O zaistniałej sytuacji powiadomiony zostanie Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej oraz Sanepid - zapowiada Jolanta Głowacka.
Zdjęcia zrobione w "domowym gołębniku" - fot. SM