Na ile poważny był temat z Lechem Poznań?
Łukasz Sekulski: Nie chcę tuszować sprawy. Lech spytał, prezes Tomasz Marzec przedstawił oczekiwania klubu. Była to zbyt duża kwota i temat się zamknął. Widocznie nie byli zainteresowani wydaniem takiej sumy na Łukasza Sekulskiego i tyle.
Naprawdę odbieram to jako bodziec do pracy. W mojej sytuacji to jedyna słuszna droga, że po nie nie wiadomo jak renomowanego zawodnika przychodzi mistrz Polski, duży klub jak na polskie realia. Cieszy taka propozycja, ale nie zapominajmy, że przed chwilą podpisałem trzyletni kontrakt. Nikt mnie do tego nie zmuszał, wręcz przeciwnie - jestem bardzo zadowolony, że stabilizuję się na swoim terytorium.
Ile prawdy jest w stwierdzeniu, że byłbyś gotowy ruszyć się z Płocka tylko w przypadku oferty z gatunku tych, których się nie odrzuca?
100% prawdy w prawdzie. Koniec kariery to zawsze moment, kiedy zawodnik chce zabezpieczyć rodzinę finansowo i to jest normalne, trzeba o tym rozmawiać. Tak po prostu jest. Każdy, kto pracuje w salonie samochodowym, a dostałby ofertę pracy na wysokim stanowisku w siedzibie firmy, za kilkukrotnie większą pensję, też by pewnie skorzystał. Oczywiście dla każdego przebicie jest inne - dla niektórych to dwa razy więcej, dla innego pięć. Każda sytuacja jest inna. Są też ludzie, którzy dla zasady nie zmienią otoczenia, bo dobrze się to czuje. Takie historie zdarzały się też w piłce, np. Francesco Totti miał wiele ofert, a nigdy nie odszedł z Romy.
Uważam, że gdyby była taka szansa… Może nie błagał bym szefostwa na kolanach, ale mamy zdrowe relacje od początku i rozmawiamy o takich rzeczach. Tylko przy szczerym podejściu możemy taką sytuację rozważyć. Nie było póki co jeszcze oferty, która zwaliła mnie z nóg. Cieszę się z tego co mam. Mamy fajny zespół, fajną atmosferę, kibiców, którzy coraz liczniej przychodzą na stadion. Fajnie, gdyby trend się odwrócił. Nie ma się co oszukiwać - stary stadion już nie przyciągał. Cieszę się, że w Płocku pojawiają możliwości, żeby poprzez dobrą grę i wychowanków, którzy dostają coraz więcej szans, scalać klub, utożsamiać się z nim.
Wróciłeś do Wisły Płock w 2021 roku, ale z tego co wiem to nie było pierwsze podejście. Zapytania, różne rozmowy były już wcześniej.
Prezes Kruszewski napisał kiedyś wiadomość, ale do konkretów nigdy nie doszło. Czy bym chciał? Mam historię rozmów. Za każdym razem mówiłem, że tak. Nie było widocznie takiej sposobności, nie wiem z jakich względów. To już nieważne.
Dużo ludzi pyta dlaczego tak późno wracam. Bardzo dużo zawdzięczam prezesowi Tomaszowi Marcowi. Zrobił kapitalną robotę, żebym tutaj wrócił. To był majstersztyk. Nie podpalaliśmy się, wyczekaliśmy co ŁKS ze mną zrobi. To ŁKS w pewnym momencie ze mnie zrezygnował, a prezes czekał z otwartymi ramionami. Rozegrali to po mistrzowski.
Pamiętasz swój “debiut” w meczu z Radomiakiem? Wszedłeś w końcówce przy stanie 1:0, miałeś naprawdę dobrą okazję, którą trzeba było wykończyć i przy 2:0 byłby spokój. A tak były nerwy. Przypominasz sobie?
Przyznam szczerze, że nie! Widocznie to nie była “setka” z kategorii nie do spudłowania. Coś mi świta… Jeśli nie strzelę w 100-procentowej sytuacji, to naprawdę potrafię sobie odwinąć to w pamięci. To musiała być po prostu dobra sytuacja.
Czekał was potem rozruch. Pamiętam, że rzuciłeś z uśmiechem do trenera Brzozowskiego “teraz nie wpadło, ale będą kolejne”. Czy takie pozytywne podejście pomaga ci w karierze?
Oj, to przyszło z czasem. Wcześniej się biczowałem, siedziało to we mnie kilka dni. “Dlaczego nie tak, mogłeś inaczej…”. Po czasie nic nie zrobimy. Trzeba to brać za dobrą monetę - trzeba się cieszyć, że się dochodzi do sytuacji. Gorzej, jak się w ogóle nie ma okazji. Wolę patrzeć tak.
Patrz - w pierwszym meczu strzeliłem bramkę, schodziłem z boiska z myślą że na inaugurację strzeliłem dwie i fajnie. Byłem zadowolony, ale jednak minimalny spalony. Później dołożyłem asystę w meczu z Wartą Poznań. Na razie nie ma bramek, ale cieszę się, bo są szanse albo okazje do super asysty. Nie wolno się zafiksować, że nie mam bramek. Są szanse do strzałów, podania koledze, a asysty też są potrzebne drużynie. Bramki przyjdą. Z takimi chłopakami w szatni… Na pewno pomogą.
Łatwo się strzela jak Wolak wystawia do pustaka?
Wolak dał kilka malinek w poprzednim sezonie. Napastnik cieszy się, że tacy ludzie podają piłkę. Ale też trzeba umieć się znaleźć!
13 bramek w poprzednim sezonie i przed sezonem wszyscy zadawali sobie pytanie - czy Łukasz Sekulski jest w stanie zagrać drugi tak dobry sezon?
Pokazujemy, że gramy dobry sezon. Nie spoczniemy na laurach. Myślę, że każdy z nas będzie poprawiał swoje umiejętności i wyniki. To jest sport i o to chodzi, żeby poprawiać swoje słabości i uwypuklać nasze atuty.
Będę się starał, ale nie będę teraz oceniał czy będzie 13 czy 9 czy 15. Czas pokaże. Na pewno będę zadowolony, jeśli drużyna poprawi rezultat z poprzedniego sezonu. Co tu dużo mówić, osiągnęliśmy dobry rezultat.
Na ile twoja dyspozycja wygląda tak jak wygląda dlatego, że grasz w Płocku? W swoim domu, przy swojej rodzinie, dla publiki którą znasz? Mam teorię, że w innym miejscu nie byłoby tak dobrze, choć być może nigdy tego nie sprawdzimy.
Myślę, że sprawdziliśmy w poprzednich latach. Coś w tym może być. Są ludzie, którzy dobrze czują się w swoim otoczeniu i wtedy potrafią się pokazać z najlepszej strony, a w innym miejscu jest gorzej.
Na pewno ciekawy temat do zastanowienia, choć oczywiście tak do tego nie podchodzę. Mogę tylko powiedzieć, że w swoim miejscu czuję się lepiej i odżyłem. To jednak nie tak, że w innym klubie się nie starałem, robiłem trzy pompki, a nie pięć, strzelałem na treningu dwa razy, a nie dziesięć. Jest chyba jakaś niepoliczalna rzecz w głowie. Są zawodnicy na najwyższym poziomie, praca nad ich transferem trwa rok-dwa. Idzie do innego klubu i jest klapa. Wraca do siebie na wypożyczenie i znów jest królem. Myślę, że coś w tym jest
Gdzie nie pojawisz się w Płocku ludzie cię rozpoznają, podchodzą z szacunkiem. Miłe uczucie?
Jasne! To też pomaga. Pracuje się zawsze ciężko, u każdego trenera. Z założenia praca piłkarza jest fizyczna, nieraz monotonna - trzeba wykonać określone powtórzenia na siłowni, wybiegać setki kilometrów, żeby być na profesjonalnym poziomie. Jeśli kibice doceniają, nawet nie na stadionie - kasjerka w sklepie, przechodzień - to bardzo miłe. Napędza. Pamiętam lata, kiedy można było przejść niezauważonym, to była I-II liga. Teraz sporo osób zaczepi, powie dobre słowo, ale też są wymagający! Niektórzy mówią, “dobrze, ale…”.
Co tu dużo mówić, apetyt rośnie w miarę jedzenia.
Oczywiście. Bardzo miło.
Na pewno wiesz, że niektórzy ludzie mieli pewne obawy związane z twoim powrotem do Płocka. Że będzie dużo zabawy.
Nie mam z tym problemu. To trochę jak w szkole na pierwszej lekcji - jak pani cię zaszufladkuje, że jesteś rozrabiaka, to potem się ciągnie.
Nigdy nie byłem osobą świętą, bez skazy. Przez nasze miasto przeciągnęła się łatka, że może jestem za bardzo rozrywkowy czy coś. Jak ktoś mnie dobrze poznał, to wie, że tak nie jest. Jak jest robota, to zawsze pracowałem ciężko. Jak jest czas na zabawę i można sobie pofolgować, to też to robię - z drużyną czy rodziną. Nie przypominam sobie jednak, żeby któryś z trenerów czy prezes klubu, od Jagiellonii po Rosję, miał problem z jakimś moim wybrykiem, że byłem na tańcach czy coś.
Wiem w jakim miejscu się znajduję. Trzeba zasuwać, ale nie zapominajmy, że piłkarz ma dni wolne - może iść na kolację, coś zjeść. Dochodzimy do momentu, że dla piłkarza, że jedzenie fast foodu to coś złego. Może tak jest, ale jeśli ja z dwójką dzieci nie mogę usiąść na pizzę, to to jest przegięcie. Spokojnie, na wszystko jest czas.
Mamy bardzo jasną sytuację z trenerem i jest czas na wszystko. Bardzo mi się podoba, że nie ma popadania ze skrajności w skrajność. Czy wygrasz czy przegrasz, czy jest dobrze czy źle, jest tak samo. Cały czas jest podobnie, nie ma huśtawek nastrojów. Przysłowiowego piwka można się napić, ale każdy zna umiar, bo wiemy, że od poniedziałku znowu zaczynamy, co tu dużo mówić, niełatwą robotę.
Ciężko pracuje się u Pavola Stano?
Na pewno intensywnie. Trening jest na dużej intensywności - mogą to nie być trzy godzinki, tylko godzinka piętnaście minut, ale na takiej intensywności, że człowiek po takiej jednostce jest zmęczony. Ciężko się trenuje, ale jest efekt w meczu. Drużyna to widzi i “kupiliśmy” to. Droga jest słuszna. Pewnie nie można przesadzić, ale w baku jest pełno paliwa, to wiadomo, że każdy będzie chciał dalej to robić.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.