reklama

Lisiecki: Bez kompleksów względem Rosji

Opublikowano:
Autor:

Lisiecki: Bez kompleksów względem Rosji - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościMiłośnicy sportu mają czego zazdrościć płockim melomanom. Któż nie chciałby zobaczyć na zakończenie rozgrywek swojej drużyny z dwoma „galacticos” w składzie?

Miłośnicy sportu mają czego zazdrościć płockim melomanom. Któż nie chciałby zobaczyć na zakończenie rozgrywek swojej drużyny z dwoma „galacticos” w składzie?

Tymczasem Płocka Orkiestra Symfoniczna zakończyła swój 36. sezon koncertowy występem z genialnym brazylijskim dyrygentem Jose Marią Florencio i jednym z najlepszych na świecie pianistów młodego pokolenia Ignacym Lisieckim. Po koncercie, w programie którego znalazły się wyłącznie dzieła kompozytorów rosyjskich, obaj artyści nagrodzeni zostali wielominutową owacją.

Zaczęło się od „Uwertury na tematy żydowskie” Sergiusza Prokofiewa. Zanim jednak rozbrzmiały pierwsze takty tego porywającego utworu, Jose Maria Florencio zaskoczył wszystkich, przykrywając czubek głowy charakterystyczną dla wyznawców judaizmu jarmułką.

Później z wrodzonym sobie temperamentem poprowadził płockich symfoników w utworze, w którym wielokrotnie przewijają się motywy charakterystyczne dla muzyki żydowskiej.

Kiedy wybrzmiały ostatnie takty cudownej muzyki Prokofiewa, nadszedł czas na „danie główne” piątkowej muzycznej uczty. Młody wirtuoz fortepianu Ignacy Lisiecki wraz z Płocką Orkiestrą Symfoniczną zagrał cudownie brzmiące, chociaż interpretacyjnie niesłychanie trudne „Wariacje na temat Paganiniego”. Sergiusz Rachmaninow skomponował ten utwór, bazując na słynnych „24 Kaprysach” Niccolo Paganiniego. O ile jednak genialny skrzypek skomponował swój utwór na skrzypce solo, to w Rachmaninow rozpisał go dla całej orkiestry i fortepianu.

Publiczność z zapartym tchem śledziła każdy ruch pianisty, chłonąc jego niesamowicie ekspresyjną interpretację. Można było chwilami odnieść wrażenie, że on nie tyle gra muzykę, co cały jest muzyką. Nie można było nie zauważyć, że Ignacy Lisiecki bez reszty zaangażowany jest w to, co robi. Kiedy skończył i wstał, widownia podziękowała mu gorącą owacją. Artysta zaś odwdzięczył się zagranym na bis „Marzeniem” Roberta Schummana.


Po przerwie, która przydała się widzom, by ochłonąć po dawce nieprawdopodobnych emocji, POS zagrała jeszcze dwa utwory, absolutnie odmienne w swoim muzycznym charakterze. „Suita Jazzowa” Dymitra Szostakowicza stała się niezwykle popularna w ostatnich latach. Szczególnie Walc II, który stał się jednym z muzycznych motywów filmu „Oczy szeroko zamknięte”.

Kończące koncert „Tańce Połowieckie” pochodzą z „Kniazia Igora” Aleksandra Borodina. Chociaż to pierwsza opera skomponowana przez tego artystę, „Tańce Połowieckie” należą do najchętniej wykonywanych utworów orkiestrowych. Ich motywy wielokrotnie wykorzystywane były również przez twórców muzyki rozrywkowej.

Po zakończeniu poprosiliśmy o rozmowę maestro Ignacego Lisieckiego.

Jest pan pianistą doskonale znanym i podziwianym w Japonii. Jak trafił pan do Kraju Kwitnącej Wiśni?

To dość skomplikowana i zawiła historia. Trzy lata temu zostałem zaproszony za pośrednictwem japońskiego menadżera współpracującego z ambasadą Polski w Tokio na koncert, który miał otwierać rok Fryderyka Chopina i Roberta Schumanna. Ten występ pociągnął za sobą kolejne. W listopadzie 2012 roku zadebiutowałem w Tokyo Opera City Hall. To bardzo prestiżowe miejsce, dlatego koncert w nim uważam za prawdziwy początek mojej japońskiej kariery zawodowej. Po raz pierwszy w tym kraju gościłem jednak już w 2003 roku.

Zagrać Chopina dla Japończyków to wielkie wyróżnienie. Nie wszyscy Polacy zdają sobie sprawę, że nasz narodowy kompozytor jest tam wręcz uwielbiany.

Chopinem możemy zawsze szczycić się praktycznie na całym świecie. Niestety, przeciętny słuchacz nie ma świadomości, że w tym akurat jesteśmy bardzo dobrzy. Muzyka tworzona przez polskich kompozytorów to nasza wizytówka.

Fryderyk Chopin to nasza wizytówka. Ale kompozytorów, którzy znani byli na całym świecie, mieliśmy w Polsce znacznie więcej. Może nie było ich nie tak wielu jak w Rosji, ale była to znacząca grupa.

Biorąc pod uwagę XX i XXI wiek, lista naszych wielkich rodaków-kompozytorów jest naprawdę imponująca. Karol Szymanowski, Witold Lutosławski, Andrzej Panufnik, Krzysztof Penderecki, Mieczysław Karłowicz – to kompozytorzy, z których możemy być dumni. I pod względem liczby twórców znanych na świecie na pewno nie musimy czuć jakichkolwiek kompleksów względem Rosji.

Ma pan swoich ulubionych kompozytorów?

To zmienia się wraz z nastrojem, wraz z miesiącem. W maju mam ochotę na utwory lekkie. Ale gdy nadchodzi listopad, z chęcią gram na przykład Beethovena. Interesuje mnie wtedy bardziej burzliwa atmosfera. Staram się tak ustawiać swoje koncerty w Japonii, aby grać tam w listopadzie. Wolę uciekać z Polski do Japonii, kiedy u nas jest zimno. Ale gdy w Japonii robi się zbyt gorąco, wówczas wracam do kraju.

Pana działalność artystyczna to nie tylko koncerty z orkiestrami symfonicznymi, ale również pańskie własne trakskrypcje fortepianowe.

To ścieżka, która jest dla mnie bardzo istotna. To motywuje mnie do pracy nad innymi kompozytorami. Chciałbym w przyszłości odcisnąć swój ślad w historii muzyki. Dlatego staram się nie tylko dokonywać trakskrypcji, ale samemu również coś tworzyć. Kreatywność w zawodzie muzyka jest najfajniejsza.

Muzyka nowoczesna czy muzyka klasyczna tworzona z wykorzystaniem nowoczesnych środków kompozytorskich. Co jest panu bliższe?

Zdecydowanie to drugie. Awangarda lat 60.-70. XX wieku to dla wielu odbiorców jedynie masa huku i pisku. Nie chcę wymieniać tutaj żadnych nazwisk, ale zapewne wiele osób przyzna mi rację. Jeden z najwybitniejszych obecnie pianistów i kompozytorów powiedział, że muzyka, która nie ma dającej się zanucić linii melodycznej, nie jest muzyką. Że zbyt wile w tym wszystkim sztuczności i matematyki. Muzyka musi mieć swoją linię melodyczną, którą można zanucić, zaśpiewać. Inaczej nie jest muzyką.

Należy pan do wąskiego grona polskich artystów nagrywających w Japonii.

Do Kraju Kwitnącej Wiśni jeździ dość duża grupa muzyków z Polski. Mogę jednak powiedzieć, że moja działalność muzyczna w Japonii jest dość duża. I mam nadzieję, że nadal taka pozostanie.

Rozmawiał Tomasz Paszkiewicz


Fot. Tomasz Paszkiewicz / Portal Płock

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE