reklama

Ksiądz i ateistka. Rozmowa o zwierzętach

Opublikowano:
Autor:

Ksiądz i ateistka. Rozmowa o zwierzętach - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościTrzymamy w domach psy i koty, ale ile ich żyje dziko, wałęsa się po zakamarkach miasta? Mają zaropiałe oczka i koci katar, zwichnięte łapki. Są często porzucone przez właściciela. Czy obchodzi nas los zwierząt upchanych na fermach albo tuczonych na boczek na rodzinny obiad? Co z cyrkiem i polowaniem? O tym dyskutowała w czwartek wegetarianka i ateistka z płockim księdzem.

Trzymamy w domach psy i koty, ale ile ich żyje dziko, wałęsa się po zakamarkach miasta? Ma zaropiałe oczka i koci katar, zwichnięte łapki. Często są porzucone przez właściciela. Czy obchodzi nas los zwierząt upchanych na fermach albo tuczonych na boczek na rodzinny obiad? Co z cyrkiem i polowaniem? O tym dyskutowała w czwartek wegetarianka i ateistka z płockim księdzem.

W czwartkowy wieczór w Towarzystwie Naukowym Płockim swoje poglądy na cierpienie zwierząt przedstawiał ks. prof. dr hab. Ireneusz Mroczkowski z Sekcji Dialogu TNP i zarazem kierownik Katedry Antropologii i Bioetyki na Wydziale Studiów nad Rodziną Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Drugi głos w dyskusji należał do Magdaleny Smolińskiej, prezeski Fundacji Szansa dla Zwierzaka „ZOA”, prawniczki i współtwórczyni płockiej "Żywej Biblioteki". Konfrontacja trwała niemal dwie godziny.

Ksiądz

Kapłan skupił się głównie na tym, czym są dla nas zwierzęta. - Człowiek od początku swojego istnienia wznosił ręce do jakiegoś boga i składał ofiary, także ze zwierząt – przypominał. Zwracał uwagę na przedmiotowe ich potraktowanie w trzech największych religiach: chrześcijaństwie, judaizmie i islamie. - One poddają zwierzęta władaniu ludzi. Katolicy wierzą, że człowiek został stworzony na Boże podobieństwo, a zatem to jemu poddano świat i wszelkie inne żyjące istoty. Nie w sensie brutalnego panowania, ale troski – wskazywał kapłan. Zwrócił również uwagę na głosy zastanawiające się, po co zajmować się cierpieniem zwierząt w sytuacji, kiedy cierpią ludzie. - Tymczasem tu powinno się dbać o jednych, jak i o drugich – ocenił.

Człowieka ze zwierzętami łączą trzy elementy: instynkt do zachowania życia, dążenie do podtrzymania gatunku oraz zdolność do funkcjonowania w grupie. Ksiądz Mroczkowski przedstawił także kilka modeli etycznej odpowiedzialności za życie zwierząt. Jeśli uznamy nadrzędność człowieka w świecie (zgodnie z modelem antropocentrycznym), zwierzę staje się wyłącznie przedmiotem troski, jako istota wiedziona instynktami, niemyśląca. Z drugiej strony można traktować je z empatią, jak w modelu biocentrycznym, lub działać radykalnie, np. organizować protesty w fabrykach, gdzie tuczy się zwierzęta chemią.

- Zwierzęta posiadają swoje własne środowisko, którego bronią. Mają swoje zwyczaje i szeroką gamę uczuć, raz się boją, innym razem cieszą, rywalizują ze sobą, porozumiewają się, uczą – wymieniał przewodniczący Sekcji Dialogu. - Cierpią, co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości. Osobiście szanuję wegetarian, którzy rezygnują z jedzenia mięsa ze współczucia dla zabijanych zwierząt. Bo niby jak wygląda hodowla kurcząt na fermach? Czy faktycznie przypomina wiejski chów? Potrzebna jest nam większe uwrażliwienie. Chrześcijanie powinni zastanowić się nad swoim stosunkiem do polowań dla rozrywki i do cyrku. Bez jednego, jak i drugiego możemy się spokojnie obejść.

Ateistka i wegetarianka

W mniej naukowy sposób podeszła do tematu Magdalena Smolińska. Przedstawiła się jako ateistka i wegetarianka. Tłumaczyła, skąd wziął się u niej pewien dysonans poznawczy. - Jak to jest możliwe, że jedne zwierzęta zjadam, a drugiego już nie? Kiedy idziemy do sklepu po boczek, dlaczego nikt nie powie, które zwierzę zostało zabite. Czemu myśliwy na polowaniu nie powie, że zabił? On „osiągnął swój cel”. Dlaczego ludzie mają tendencję do przypisywania większej zdolności do odczuwania emocji psom czy kotom niż pozostałym zwierzętom? - tego wszystkiego nie potrafiła pojąć.

Aby lepiej wytłumaczyć swoje poglądy, cofnęła się do lat dziecięcych, kiedy przebywała na wsi u rodziny. - Przypadkiem zobaczyłam upuszczanie krwi na czarninę - wspominała. - Od małego bardzo lubiłam czytać. Ojciec zapisał mnie do biblioteki. Bajkę o stokrotce i uwięzionym w klatce skowronku, któremu serce pęka z żalu, pamiętam do dzisiaj, jako najbardziej przerażającą do czytania. Nie rozumiałam, po co odebrano życie zwierzakowi. Później przepraszałam bibliotekarkę, że całą książkę zmoczyłam łzami.

Kiedy Smolińska przebywała na zwolnieniu lekarskim, zaprzyjaźniła się z kotami ulicznymi. - Poleciałam dla nich po puszkę do sklepu, tak poznałam inne karmicielki. Dzieliłam się z tymi kotami jedzeniem, a one czekały na mnie każdego dnia aż pojawię się znowu. Patrząc na ich ból, zastanawiałam się, co mogę dla nich zrobić? Poznałam na swojej drodze fantastycznych ludzi, i tak narodziła się Fundacja Szansa dla Zwierzaka „ZOA”. Okazało się, że można tak napisać ogłoszenie, aby kociak w przeciągu dwóch dni znalazł nowy dom. Dlatego warto działać.

Fundacja organizuje akcje łapania kotów. - Często z ich oczu wypływa ropa, mają koci katar. Z niewidomą Panną Migotką pojechaliśmy do weterynarza. Chciał ją uśpić. Koleżanka mimo wszystko postanowiła zabrać kota. Jakie mamy moralne prawo decydować o ich życiu, przecież kotka mogłaby żyć? - zastanawiała się. Wspólnie szukały możliwości. - Migotka wciąż żyje i ma się świetnie – jednak takie dylematy zdarzają się bardzo często. - Jednego kota znaleźliśmy w rowie z 40-stopniową temperaturą i strzaskaną tylną łapką. I co tu robić, uśpić, amputować łapkę?

Stawia zwierzęta na równi z człowiekiem. - Przyznaję zwierzętom prawa. One tak samo myślą i czują. Apeluję do was, zastawiajcie dla nich owtarte okienka w piwnicach. Na osiedlach pomieszkuje dużo kotów wolno żyjących. Zwierzaki nie są żadnymi przedmiotami. Aby to zrozumieć, trzeba zacząć współodczuwać i spojrzeć im w oczy.

Za te ostatnie słowa podziękował jej ks. Mroczkowski. - Podziwiam panią za to, co robi.

Tuż po Smolińskiej odezwała się jedna z uczestniczek spotkania. - Moja córka wracała do domu. Tuż przed nią jechał samochód. Ktoś otworzył drzwi i wypuścił psa. Biegł za samochodem. Córka przepłakała całą drogę. Była tak zdezorientowała, że nie zapisała numerów rejestracyjnych. Nie wiedziała, co zrobić – rozkładała ręce kobieta.

- Gdybym wciąż płakała, nic bym nie zrobiła – skwitowała Smolińska. - Powinna spisać numery i iść na policję. Takiego człowieka trzeba znaleźć i należycie ukarać. Zwierzęciu trzeba jak najszybciej zapewnić dom tymczasowy, zajmują się tym organizacje prozwierzęce. Taki pies jest na poziomie umysłowym 4-latka. Tęskni i nie rozumie, dlaczego został opuszczony. Trzeba mieć w sobie dużo siły, umieć się dystansować do sytuacji. Pamiętam taką, kiedy umierały dwa koty. Jeden z nich chadzał sobie po starówce. Próbowaliśmy go złapać, doprowadzić do porządku. Drugi już był dość starym kotem, już prawie nie kontaktował. Trzymałam go za łapkę. Mam taki niemądry zwyczaj dawać buziaka zwierzakowi w jego ostatnich chwilach. Myślałam, jak bardzo okazał się pożyteczny, ile szczurów i myszy złowił. To są straszliwe sytuacje. W jeden dzień miałam dwa pogrzeby.

Kapłan przyznał, że za mało się mówi o zwierzętach w trakcie katechez, na uczelni. - Tu potrzeba zmiany, a nawet skruchy u prawdziwego chrześcijanina - podsumował dyskusję.

Fot. Karolina Burzyńska/Portal Płock

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE