reklama

Koszmar płocczan, terroryzuje ich sąsiadka. Nóż, wyzwiska... Pytają: coś musi się stać, żeby była reakcja?

Opublikowano:
Autor: | Zdjęcie: Michał Wiśniewski

Koszmar płocczan, terroryzuje ich sąsiadka. Nóż, wyzwiska... Pytają: coś musi się stać, żeby była reakcja? - Zdjęcie główne
Zobacz
galerię
3
zdjęć

Zwracamy uwagę na wymontowany licznik prądu | foto Michał Wiśniewski

reklama
Udostępnij na:
Facebook
WiadomościRobactwo na klatce, ciągle pijani sąsiedzi, a do tego wyzwiska i groźby – nawet życzenia śmierci. To codzienność mieszkańców jednego z bloków przy ulicy Bielskiej. Służby znają sytuację i niewykluczone, że wkrótce doczeka się ona finału. Tego, ile wycierpieli uczciwi płocczanie, nikt im jednak nie zwróci.
reklama

Na pierwszy rzut oka blok przy ulicy Bielskiej niczym się nie różni od pozostałych. Jest estetycznie pomalowany, zieleń jest w przyzwoitym stanie. Zwykły blok, jakich wiele w tej części miasta. Klimat zmienia się jednak w momencie wejścia na klatkę schodową.

Tego zapachu nie da się opisać słowami — czuć go już po przekroczeniu drzwi. Mieszkańcy żartują, że jeszcze nie jest tak źle, bo gdyby okna były otwarte, odór czuć byłoby już na ulicy. Biegające po klatce karaluchy dają jednak pewien obraz tego, co dzieje się tuż obok. Niejeden człowiek wzdryga się na widok kilkucentymetrowego insekta, mieszkańcy już się przyzwyczaili i zabijają je, przydeptując na ścianie. To jednak tylko wierzchołek góry lodowej.

reklama

To, co przez kolejną godzinę opowiadają nam mieszkańcy tej klatki, jeży włos na głowie.

Kobieta terroryzuje społeczność

W jednym z mieszkań komunalnych mieszka małżeństwo z dorosłą, około 35-letnią córką. To jeszcze nic złego, ale ta kobieta zatruwa życie wszystkim mieszkańcom.

– Od 14. roku życia pije alkohol

– obrazują mieszkańcy.

Pije nie tylko córka, ale prawdopodobnie cała rodzina. Opowieść dopiero się zaczyna. Jest jednostronna, bo mimo kilkukrotnego pukania do drzwi mieszkania żaden z lokatorów nie otworzył ani się nie odezwał.

reklama

Mieszkanie jest własnością miasta i należy do zasobów Miejskiego Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej TBS. Lokatorzy czynszu nie płacą – składają się na niego podatnicy. W MZGM przyznają, że sprawa jest im znana, ale o tym za chwilę.

Jak opowiadają sąsiedzi, 35-latka biega po klatce i łapie za klamki drzwi, niszczy kwiaty, uszkadza lusterka w samochodach, wyzywa mieszkańców. I tak od dziesięciu lat. Kobieta nie zważa, czy klatką idą dzieci, czy nie – potrafi stanąć na półpiętrze i wykrzykiwać wiązanki przekleństw, zupełnie bez powodu. A nawet jeśli ucieknie do mieszkania, to wyzwiska i tak są kontynuowane – po prostu między nią a sąsiadami są drzwi. Czasami brak sąsiadów wcale jej nie przeszkadza. Zwyczajne wyzywanie dla samego wyzywania.

reklama

– Obelgi jeszcze można znieść, bo człowiek zamyka drzwi i jest u siebie. Ale ona grozi, że nas wszystkich spali, zabije. I kto wie, co jej przyjdzie do głowy? - pyta mieszkanka.

– Wracałam z siłowni po godz. 22 i widziałam, że stoi w drzwiach. Śmierdziało już na samym dole. W odbiciu szyby zobaczyłam, że ma głowę w otwartych drzwiach. Pierwszy raz zamarłam, bałam się wejść do mieszkania. Zadzwoniłam po męża. Jak zaczęła wyzywać... – opowiada mieszkanka.

Dopytujemy: czy takie sytuacje zdarzają się codziennie?

– Tak – odpowiadają.

reklama

Nikt z mieszkańców nie był w środku, ale przy okazji sprzątania klatki czasami uda się podejrzeć co tam się dzieje. Mówią krótko: mnóstwo śmieci, popakowanych albo niepopakowanych w worki. Karaluchy i zapach nie wzięły się przecież znikąd. Co kilka tygodni konieczna jest dezynsekcja mieszkań, oczywiście na koszt ich właścicieli. Pryskanie progów drzwi to niemalże codzienność. Efekt jest jednak krótkotrwały, bo źródło problemu nie jest zlikwidowane. A tam nikt nie ma dostępu.

W mieszkaniu narosły długi. Od wielu miesięcy nie ma tam prądu - licznik jest wymontowany. Lokatorzy sami montują butlę gazową. Sąsiedzi żyją w strachu – czy wiele potrzeba, żeby w amoku alkoholowym ktoś przewrócił świeczkę? Albo żeby niewłaściwie zabezpieczona butla z gazem wybuchła?

Boją się dorośli, a co mają powiedzieć dzieci? Mieszkańcy tego bloku martwią się o ich bezpieczeństwo. Najmłodsi po prostu nie wchodzą do klatki sami. Wszyscy wolą dmuchać na zimne.

– Kiedyś napadła na mnie i na moją mamę. W jakimś amoku dosłownie staranowała nas, powaliła na schody

– opisuje mieszkanka.

Jedną z kobiet 35-latka kopnęła w twarz, innego razu stała na klatce z nożem kuchennym w ręce. Uszkodzonego mienia już nikt nie liczy. Niektórzy noszą ze sobą gaz pieprzowy – tak na wszelki wypadek.

Kontakt z dzielnicowym był. To miejsce jest znane mundurowym, choć mieszkańcy skarżą się na działania policji.

Interwencja

Mieszkańcy skarżą się na brak pomocy ze strony dzielnicowego. Jak opisują, ten po prostu rozkładał ręce. Sytuacja narastała, aż w sierpniu doszło do eskalacji.

– Krzyczała cały dzień – wspominają mieszkańcy.

Na kolejnym nagraniu, już wieczorem, kobieta przez drzwi wyzywa mieszkańców [„brudasy” i „prostytutki” to najłagodniejsze określenia – red.], ucisza swoją matkę ("zamknij się"), która próbuje interweniować.

– Od dobrych trzech lat interweniuję. Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej odpowiedział, że nie ma nic do tego, bo żaden zasiłek nie jest pobierany. Sanepid też rozłożył ręce, bo nie ma tu żadnej epidemii. Z dzielnicowym są na „ty” – mówi jedna z zaangażowanych mieszkanek.

Późnym wieczorem po raz kolejny została wezwana policja. Pojawiła się też karetka. Agresywna 35-latka została przewieziona do szpitala, na oddział psychiatryczny. Spędziła tam miesiąc. Sąsiedzi mają poważne wątpliwości co do jej poczytalności.

– Krzyczała, że jest zdrowa i normalna, ale policjantka i tak musiała ją skuć, bo zaczęła się rzucać

– wspominają.

Przez kilka tygodni przy Bielskiej był spokój, ale po jej wyjściu ze szpitala koszmar wrócił. I tak jest do dziś. 

– Instytucje nam w ogóle nie pomagają. Skąd mamy wiedzieć, że nie zrzuci nas ze schodów?

– pytają mieszkańcy.

– Ja się po prostu boję, że mnie zabije. Ze strachu nie mogę trafić kluczem do zamka, kiedy wracam do domu

– mówi sąsiadka.

Zapytaliśmy instytucje, czy sprawa jest im znana. Cóż za niespodzianka – wszyscy wiedzą.

Sprawa może mieć finał

Policja przyznaje, że w ostatnim czasie dość często interweniuje w tym miejscu.

– W 2025 roku płoccy funkcjonariusze interweniowali tam trzykrotnie. Zgłoszenia dotyczyły awantur domowych oraz zakłócania porządku publicznego. Sytuacja lokatorów oraz sąsiadów jest znana dzielnicowemu, który prowadzi działania w zakresie swoich uprawnień oraz możliwości. Funkcjonariusz skierował również pismo do sądu rodzinnego oraz współpracuje z Miejskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej

– przekazała podkom. Monika Jakubowska, oficer prasowy Komendanta Miejskiego Policji w Płocku.

Także MZGM przyznał, że sprawa tego konkretnego lokalu jest im znana.

– Lokal mieszkalny [adres znany redakcji - red.] w Płocku stanowi własność Gminy Miasto Płock, administrowany jest przez Miejski Zakład Gospodarki Mieszkaniowej TBS Sp. z o.o. przy ul. Henryka Sienkiewicza 13A. Lokatorzy byli upominani pisemnie o konieczności przestrzegania zasad regulaminu porządku domowego oraz utrzymania lokalu w należytym stanie sanitarnym. Sprawa była również zgłaszana do MOPS oraz na Policję. W związku z zadłużeniem, do którego doprowadzili lokatorzy, zapadł wyrok o eksmisję. Termin eksmisji do lokalu tymczasowego wskazanego przez Gminę Miasto Płock jest wyznaczony w tym miesiącu

– odpowiedziało biuro prasowe ratusza.

Czy sprawa będzie miała swój finał? Mieszkańcy, do których ta informacja dotarła, powątpiewają. Jak mówią – uwierzą, gdy zobaczą.

reklama
WRÓĆ DO ARTYKUŁU
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama
logo