reklama

Kościoły na meczety. Nasza przyszłość?

Opublikowano:
Autor:

Kościoły na meczety. Nasza przyszłość? - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościJednym z elementów programu sympozjum w Wyższym Seminarium Duchownym miała być debata pt. „Kościół jutra – wyzwania”. Dyskutowano głównie o fali uchodźców, islamie i o tym, czy „dżihadyści idą po to, aby nas zjeść”.

Jednym z elementów programu sympozjum w Wyższym Seminarium Duchownym była debata pt. „Kościół jutra – wyzwania”, jednak nie do końca wyszło tak, jak to sobie zaplanowano. Dyskusję zdominowała rozmowa o fali uchodźców, islamie i o tym, czy „dżihadyści idą po to, aby nas zjeść”.

W ramach dwudniowego sympozjum „Kościół – wczoraj, dziś, jutro” na piątek zaplanowano debatę z udziałem dwóch gości. Jednym z nich był znany publicysta, autor niedawno wydanej książki „Dżihad i samozagłada Zachodu”, redaktor naczelny tygodnika „Do Rzeczy”, Paweł Lisicki, a drugim ojciec Wiesław Dawidowski, prowincjał ojców augustianów w Polsce. - W czasie stanu wojennego skazano go na pół roku więzienia, gdzie podjął strajk głodowy w obronie więźniarek – przedstawiał tego drugiego gościa występujący w roli prowadzącego ks. prof. Henryk Seweryniak. - Po wstąpieniu do augustianów kolejne pięć lat spędził w… pralni. Obecnie jest prezenterem w stacji Religia TV.

Debata wyszła jednowymiarowa i to na prośbę gości z sali. Niemal w całości zdominował ją temat uchodźców. Z początku obaj prelegenci mieli odnieść się do słów z dzienniczka św. Faustyny: "Ojczyzno moja kochana, Polsko, (…) Bóg Cię wywyższa i wyszczególnia, ale umiej być wdzięczna".

Czy to nie dzwonek alarmowy?

Jako pierwszy odezwał się Paweł Lisicki. - W Polsce religia wciąż pełni funkcje spoiwa. Nadal dominuje katolicki sposób myślenia w związku z doświadczeniem długoletniej walki o ojczyznę, także o prawa obywatelskie - uważa publicysta. - To również bliskość do Rzymu za papieża Jana Pawła II. Pomimo pewnych oznak kryzysu, dużo ludzi zaangażowanych w politykę identyfikuje się z głosem Kościoła.

Tę ostatnią opinię drugi uczestnik dyskusji nazwał niebywale optymistyczną wizją. - Dla mnie dzienniczek św. Faustyny to literatura mistyczna najwyższych lotów – chwalił o. Dawidowski. - Jednocześnie boję się, że może prowadzić do niebezpiecznego triumfalizmu. Nieprawdziwego przeświadczenia, jak to u nas jest pięknie i wspaniale. Pytałem kiedyś dziewczyny uzależnionej od amfetaminy, czemu nie szuka pomocy. Zawiodła się na księdzu. Czy to aby nie dzwonek alarmowy, że coś przesypiamy w starciu z kulturą liberalną? Nie potrafimy wejść z nią w dialog. Wolimy pozycję zamkniętej twierdzy. W dzienniczku siostra Faustyna zapisała: "Umiej być wdzięczna". To jest zarazem dar, jak i zadanie.

Lisicki odbijał piłeczkę. - Teraz to ojciec występuje w roli pesymisty, więc ja wolę pozostać optymistą. Stwierdzenie, że Polska ma do odegrania szczególną rolę w dziejach, pewna forma wywyższania zakłada próbę budowania tożsamości nad kimś. Jakbyśmy mieli większą rolę do odegrania niż inne narody. Nie dostrzegam takiego triumfalizmu. W Polsce katolicyzm jest żywy, chociaż księża bywają różni. Są tacy, którzy potrafią wczuć się w sytuację drugiego człowieka i nie brakuje oschłych i wycofanych. Czy nie było próby takiego dialogu we Francji, Belgii, w Niemczech? Czy takiego chcemy? Chyba niekoniecznie. W dialogu zwykle nie mówi się głośno tego, co niemiłe dla drugiego, aby nie urazić.

O. Dawidowski podparł się popularną maksymą. - Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. W dialogu nie rozchodzi się o polityczną poprawność, o przekonanie do naszego świata wartości. Ci, którzy nie idą z nami, niekoniecznie muszą być przeciwko nam. A my zamykamy się w baszcie zamiast pokazać innym kulturom to, co mamy najlepsze.

Idą dżihadyści po to, żeby nas zjeść...

Następnie ks. Seweryniak sięgnął po tematykę związaną z uchodźcami. Pytał o właściwa postawę u chrześcijanina. - Kilka lat temu kardynała Józefa Glempa poproszono o wskazanie najważniejszych wyzwań dla Kościoła - wspominał. - Wymienił aborcję, in vitro, rozwody, ja tak przysłuchiwałem się temu z uczuciem, że Kościół jest odrealniony. Siedząc przy tym samym stole, powiedziałem: Z całym szacunkiem, ale chyba islam. Kardynał jednak odrzekł: "A gdzie tam, muzułmanie znajdują się tyle kilometrów od polskiej granicy". Okazało się, że nie przewidziałem tylko jednego: pojawienia się tak potężnej fali uchodźców grożącej Europie. Nie każdy z nich jest terrorystą, podobnie jak nie należy utożsamiać każdego muzułmanina z terrorystą zamierzającym zniszczyć naszą kulturę. Wystrzegajmy się podobnych klisz w rodzaju „idą dżihadyści po to, żeby nas zjeść”. Z drugiej strony w tej fali uchodźców są także inni. Ta fala całkowicie zmieni oblicze Europy. Nie twierdzę, że na lepsze, czy na gorsze. Zobaczmy, ilu już dzisiaj, wśród nas, żyje imigrantów tylko w samej Warszawie.

Lisicki przyznał mu rację, że faktycznie nie powinno się utożsamiać każdego z tej fali z potencjalnym terrorystą. Jednocześnie zadał pytanie. - Czy wśród muzułmanów nie istnieje większe przyzwolenie na używanie przemocy, gwałtu, terrory? Bo moim zdaniem jest. Wystarczy przyjrzeć się, skąd ten terroryzm wypływa, w jaki sposób dochodzi do zamachów, w tym do samobójczych. Musi istnieć pewne społeczne przyzwolenie, jeśli tyle ludzi się w to angażuje. Jak wielką trzeba mieć w sobie determinację. Nie dotyczy to wszystkich, ale bardzo znaczącej liczby muzułmanów. Niby skąd bierze się ta gotowość to stosowania do terroru? Czy aby nie z innego uformowania człowieka? Chrześcijanie wierzą, że zostali stworzeni na podobieństwo Boga. Podkreśla się element równościowy. Jezus oddał swoje życie na krzyżu za innych ludzi. Tego w islamie brakuje. A politykę gotowości do otwarcia granic ze świadomością, że w ten sposób sprowadzi na innych niebezpieczeństwo, uważam za skrajnie nieodpowiedzialną.

Według o. Dawidowskiego, ciężko to pojąć. - W co ci ludzie wierzą, że sami się wysadzają? - zastanawiał się. Tyle że z drugiej strony – jak zauważył – katolikami również można manipulować. Zdarzały się przypadki, kiedy podobnie postępowanie dotyczyło wyznawców chrześcijaństwa. - Oni nie uważali się za złych. To tak, jakby powiedzieć: Nie przyszedłem przynieść pokój, tylko miecz. No to szczęść Boże. W taki sposób nie interpretuje się słów Pisma.

Zdaniem redaktora „Do Rzeczy”, trzeba mocno się wysilić, żeby z Koranu uczynić księgę wojny, ale podobnego wysiłku wymaga pokojowe przeinterpretowanie islamu. - Wyobraźmy sobie teraz, że z Biblii zostają zaledwie dwie księgi, Jozuego i Księga Wyjścia. Zostaniemy z radykalnym przesłaniem do korzystania z przemocy. Na szczęście w tej samej Biblii odnajdziemy i inne księgi.

System przemilczenia i prawo silniejszego

Kiedy nadszedł czas na pytania z sali, jeden z księży zapytał prelegentów, co dalej z polityką multikulti. - Sądząc po ostatnich zamachach, chyba się nie powiodła – mówił. - Muzułmanie nie integrują się, wolą tworzyć getta. Czy możliwe jest jeszcze współistnienie? - dociekał, na co o. Dawidowski przypominał o apelu papieża Franciszka, aby prężniejsze ośrodki religijne zapraszały do siebie po jednej rodzinie, co mogłoby zapobiegać dalszej gettoizacji.

- Zmniejsza się ilość praktykujących katolików przy świeżym dopływie kolejnych muzułmanów – podkreślił Lisicki. - Znacznie więcej chrześcijan przechodzi na islam niż odwrotnie. Oddaje się kościoły pod meczety. Ulega silniejszemu. Tak to po prostu działa. Dlaczego papież głośno nie mówi o prześladowanych chrześcijan przez muzułmanów? - czemu zaprzeczył jego oponent w debacie. - Brakuje jasnego głosu Kościoła w obronie chrześcijan prześladowanych na Bliskim Wschodzie – dodawał Lisicki. - To system przemilczenia.

Czy zatem pomagać uchodźcom? Lisicki zalecał oddzielenie kwestii politycznej od pomocy charytatywnej, którą zajmują się podmioty katolickie. - Kim jest uchodźca? To ktoś, komu w jego ojczyźnie grozi śmierć i prześladowanie, a w tym przypadku grupę tworzą poszukujący lepszego życia imigranci ekonomiczni. Nie mamy moralnego obowiązku, aby ich przyjmować. Decydujące są tu kwestie naszego bezpieczeństwa i przyjętej polityki migracyjnej państwa - co spotkało się z kontrargumentem o setkach Polaków mieszkających i zarabiających w Wielkiej Brytanii i pustostanach w Niemczech.

- Takie podejście to dla mnie utopizm – zaoponował publicysta i przypominał. - Oni przybywają do nas z obozów w Turcji, gdzie śmierć im nie grozi. Tam nie rozgrywa się żadna wojna.

Czytaj też:

Fot. Karolna Burzyńska/Portal Płock

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE