Przy Piłsudskiego zawisł jeden ze znanych w całym kraju kontrowersyjnych plakatów Fundacji Wolność od Religii: „Nie wierzysz w Boga? Nie jesteś sam”. O „ciemiężonych” w katolickiej Polsce ateistach porozmawialiśmy z Andrzejem Ryszardem Wójcikiem, członkiem zarządu Fundacji.
Akcja fundacji trwa od kilku miesięcy, budząc niemałe kontrowersje. Co i rusz w kolejnych miastach Polski pojawiają się wielkoformatowe bilbordy „Nie zabijam, nie kradnę, nie wierzę” oraz „Nie wierzysz w Boga? Nie jesteś sam”. Jak zapewnia Fundacja, kampania w całości opiera się na dobrowolnych datkach, nie jest finansowana przez żadną partię polityczną, choć rzeczywiście akcji przyklasnęli m.in. członkowie Ruchu Palikota.
Głos w sprawie kontrowersyjnych bilbordów zabrał również biskup płocki Piotr Libera w homilii podczas inauguracji 43. synodu diecezji płockiej. - Szkoda, że niektóre osoby marnują swoje pieniądze na nieprawdziwe bilbordy, przecież każdy w coś lub komuś wierzy - zwracał uwagę ordynariusz diecezji płockiej. - W co wierzą autorzy tych sloganów? W siebie? ludzkość? Partię? Nowego fuhrera, generealissimusa, nicość, pustkę? Księże biskupie - powiecie - nie warto dyskutować z bilbordami. Może i racja. Ale czy to nie jest wyzwanie? Tak jak i wyzwaniem jest fakt, że 70 proc. wiernych naszej diecezji, w większości ludzi młodych do 40. roku życia, nie chodzi do kościoła albo chodzi tylko w święta.
Fundacja ze swoją kampanią dotarła również do Płocka - jak wyjaśnia Andrzej Ryszard Wójcik z Fundacji Wolność od Religii, na prośbę samych płocczan, którzy pokryli związane z tym koszty.
Portal Płock: Brak wiary to defekt?
Andrzej Wójcik: Nie, wręcz przeciwnie!
„Nie jesteś sam” - w ten sposób często pociesza się osoby borykające się z jakimś problemem, chorobą, niepełnosprawnością…
Nie, to nie defekt, to normalność. Kampanię tworzą dwa przekazy. Pierwszy wskazuje, że moralność nie jest zarezerwowana dla ludzi wierzących, że ateiści nie zabijają, nie kradną, choć nie wierzą. Drugi wynika z pierwszego. „Nie wierzysz w Boga? Nie jesteś sam” jest skierowany do ateistów. Mówi się, że 99 proc. Polaków to osoby wierzące, a tymczasem w Polsce żyje ok. 2 mln ateistów. Zawyżone statystyki wynikają z tego, że Kościół jako wierzących określa wszystkich ochrzczonych. Apostazja tego odsetka również nie zmienia. Chcemy powiedzieć pozostałym ateistom, że nie są sami.
Ale po co trąbić o tym, że jest się ateistą?
A po co katolicy obnoszą się ze swoją wiarą? Żyjemy w kraju teoretycznie wolnym światopoglądowo, w praktyce jest inaczej. Każdy może wierzyć w co chce, ale nie może być tak, że wierzący narzucają swoją wizję świata. Na domiar złego wykorzystują to politycy, używając religii do swoich celów, do bieżącej walki.
Dlatego włączacie się do walki z Kościołem? Coraz brutalniejszej, która prowadzi do takich zdarzeń jak choćby ostatnio w Częstochowie?
Wbrew niektórym kosmicznym interpretacjom nasze plakaty nie mają na celu ani atakowania religii, ani promowania ateizmu i odchodzenia od Kościoła. Chcemy po prostu powiedzieć ateistom, agnostykom, osobom, które straciły wiarę, wątpią, że mogą wyjść z przysłowiowej szafy, bo jest nas wielu. Że to żaden wstyd, nie muszą się bać.
Jak rozumiem, religijna masa jest opresyjna, nie daje żyć biednym ateistom, tylko ich prześladuje…
Prześladowanie to zbyt mocne słowo, ale jesteśmy dyskryminowani.
W jaki sposób?
W kwestiach etycznych obiera się tylko jeden światopogląd. Tak jest z usuwaniem ciąży, in vitro. Dyskryminacja przejawia się też choćby religią w szkołach.
Religia nie jest przedmiotem obowiązkowym.
Tylko teoretycznie. W praktyce jest obowiązkowa. Na przykład w Lublinie są zaledwie dwie szkoły, w których są lekcje etyki! Rodzice muszą dowozić dzieci na drugi koniec miasta.
Nie muszą, etyka też nie jest obowiązkowa.
Ale wiążą się z tym również inne aspekty. Choćby prozaiczny, że dziecku trzeba zapewnić opiekę na tę godzinę lekcyjną.
Nie wiem, jak w Lublinie, w Płocku działają takie przybytki jak świetlice szkolne.
Upraszcza pani. A problem jest i to spory. Albo np. religia w przedszkolach. Wyobraża sobie pani jak ogromnej presji jest poddawane dziecko, które jako jedyne nie chodzi na religię? Nie mówimy tu o uczuciach dojrzałego człowieka, ale czterolatka!
Jego rodzice tak zdecydowali.
Ale kiedyś, gdy religia odbywała się w salkach parafialnych przy kościołach, które teraz nota bene świecą pustkami, takiego problemu nie było.
Był gorszy - jako małe dzieci musieliśmy maszerować sami kawał drogi do kościoła, przechodzić przez niebezpieczne skrzyżowania. To też w pewnym sensie kwestia wygody, spokoju rodziców.
Przepraszam, ale argument z wygodą rodziców jest infantylny. Jeśli mi zależy, żeby moje dziecko nauczyło się angielskiego, to będę je woził nawet na drugi koniec miasta.
To inny argument. Większość ustala zasady. A większość dzieci na religię chodzi i trudno oczekiwać, by wszyscy dopasowywali się do jednego dziecka.
Demokracja to nie rządy większości. Nowoczesna demokracja to równe traktowanie każdego. Ale zostawmy ten temat.
Wróćmy do zagrożeń wolności ateistów.
Nie tylko dla ateistów. Proszę spojrzeć, jak przez brak rozdziału religii od państwa radykalizuje się społeczeństwo. Emeryci narzucają swój światopogląd, gromadzą się, manipulowani wmawianymi im postulatami.
Chce pan - stojąc na straży wolności - odmówić im prawa do tego?
To demagogia.
To logika.
Nie, to właśnie jest zupełnie nielogiczne. Wszystko jest w porządku, emeryci mogą gromadzić się w kościołach, wierzyć w cokolwiek chcą, to ich święte prawo. Ale do momentu, gdy religia nie jest wykorzystywana politycznie. Zanim babcia czy dziadek wezmą do rąk cegłówkę…
Matko, a gdzież pan to widział?
A 11 listopada tego nie pokazał?
To już nie "kibole" winni, tylko babcie?
Kibole też. Ale przecież ktoś ich sprowokował. Na pewno nie ateiści. Jak pani widzi, nasze plakaty prowokują do dyskusji. O to chodziło.