reklama

Komu radni dofinansowali wycieczkę? Sobie

Opublikowano:
Autor:

Komu radni dofinansowali wycieczkę? Sobie - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościTym razem radni Słupna wybierają się do Budapesztu. Tym razem, bo na wycieczki zagraniczne jeżdżą rok w rok. I rok w rok połowę kosztów tych wojaży ponosi budżet gminy. Tak sobie uchwalili.

Tym razem radni Słupna wybierają się do Budapesztu. Tym razem, bo na wycieczki zagraniczne jeżdżą rok w rok. I rok w rok połowę kosztów tych wojaży ponosi budżet gminy. Tak sobie uchwalili.

W zeszłym roku radni podpłockiej gminy zwiedzali Petersburg, teraz zamarzyły im się Węgry i stanęło na Budapeszcie. Jak czytamy na lokalnym portalu Słupna, podczas ostatniej sesji rady gminy radni głosowali wniosek o dopłatę do wycieczki zagranicznej: z własnej kieszeni wyłożą po 550 zł, drugie tyle uchwalili dofinansować z budżetu (całkowity koszt wyjazdu to 1100 zł).

W tym roku dofinansowanie nie przeszło jednak tak gładko jak w ubiegłych latach, gdy wniosek przechodził liczbą głosów 14 do jednego. Tym razem zdeklarowanych przeciwników tego procederu było już dwoje - pomysłowi sprzeciwiło się prezydium rady: jej przewodnicząca Elżbieta Kuchta i wiceprzewodniczący Dariusz Kępczyński, troje wstrzymało się od głosu, ale ośmioro przyklasnęło pomysłowi i dzięki temu radni mogą już pakować walizki i szykować się na zwiedzanie świata.

Ale sprawa wycieczek zagranicznych, które fundują rajcom wszyscy podatnicy, nie może oczywiście nie budzić kontrowersji. Od strony prawnej wszystko wydaje się być w porządku - to radni demokratycznie, większością głosów, decydują o gospodarowaniu finansami gminy i od nich zależy, na co przeznaczą gminne pieniądze. Kuleje za to etyczny aspekt tego procederu. Zdania są podzielone: jedni mówią, dlaczego nie, przecież radny tyra na rzecz lokalnej społeczności, a za ciężką pracę nagroda się należy, a poza tym każda firma czy zakład pracy dopłaca do wczasów swoich pracowników. Drudzy odpierają: radny to nie pracownik urzędu, ale osoba wybrana przez mieszkańców do sprawowania tej funkcji i czuwania nad losem gminy, która nie powinna czerpać z tego tytułu dodatkowych korzyści. Jasne, dostaje dietę, ale dieta to nie wynagrodzenie, tylko rekompensata - bo trzeba wziąć bezpłatny urlop w pracy, pokryć koszty dojazdu itd.

- Na diecie powinno kończyć się to, co za radny dostaje z budżetu za pełnioną funkcję społeczną, wszystkie inne gratyfikacje są w mojej opinii niedopuszczalne - przekonuje Dariusz Kępczyński, wiceprzewodniczący rady, który dotąd samotnie walczył z wycieczkowym procederem. - To problem etyczny. Moim zdaniem dofinansowanie zagranicznych wycieczek dowodzi, że wiele osób nie zrozumiało roli radnego, który został wybrany przez mieszkańców po to, by był stróżem budżetu. Feliks Koneczny sugerował nawet, by mandat radnego mogły sprawować jedynie osoby niezależne pod względem materialnym, żeby nie było żadnych wątpliwości co do ich intencji zasiadania w samorządzie. Bo lokalna społeczność zaufała radnym i powierzyła im decydowanie o podziale wspólnych środków bynajmniej nie po to, by choćby w najmniejszym stopniu mogli wykorzystywać je do swoich prywatnych celów. Sądzę, ze takie zjawiska mogą nadwątlić zaufanie do radnych i wpływają negatywnie na wizerunek rady gminy.

Bo - jak mocno podkreśla wiceprzewodniczący rady - nie chodzi o te 550 zł pomnożone nawet przez kilkunastu radnych. Budżet jakoś to wytrzyma, gmina nie zbiednieje. Chodzi o zasady.

Inne zdanie ma radny Zbigniew Pielat, który - jak sam mówi - zawsze popiera wniosek o dofinansowanie wycieczki do Budapesztu. Radny przekonuje, że po pierwsze, takie wyjazdy służą integracji, która powoduje, że radni są do siebie przyjaźnie nastawieni, więc ci, którzy popierają tę ideę, jeżdżą na wycieczki, nawet te niedofinansowane, a ci, którzy są przeciw, nie przychodzą nawet na zupełnie bezpłatne spotkania. - Poza tym proszę pamiętać, że dofinansowanie wycieczki to nie do końca gratyfikacja, ale raczej rodzaj rekompensaty - wyjaśnia Zbigniew Pielat. - Za udział w spotkaniach i posiedzeniach poza sesjami, za godziny spędzone na rozpatrywaniu różnorakich podań, próśb i skarg mieszkańców, za które nikt nam przecież nie płaci. To takie wyrównanie.

A co na to mieszkańcy Słupna? Przecież niejednego z nich nie stać na pełnopłatną wycieczkę zagraniczną i nikt mu z budżetu gminy nie ofiaruje połowy sumki, żeby mógł się integrować na przykład z sąsiadem w Budapeszcie. - Nie mieliśmy nigdy żadnych sygnałów świadczących o niezadowoleniu mieszkańców - zapewnia radny Pielat.

źródło:

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE