Odniesienie kabaretonu do rozgrywek szczypiornistów jest w tym wypadku jak najbardziej uzasadnione, ponieważ jeden z kabareciarzy – zapytany o życzenie, którego spełnienia najbardziej by oczekiwał, odpowiedział „Żeby Vive Targi spadły do drugiej ligi”.
Wracając jednak jeszcze do frekwencji – przyznać trzeba, że sytuacja była wręcz dramatyczna (aby nie powiedzieć, że żenująca). I właściwie trudno do końca powiedzieć, z czego mogło to wynikać. Czy z przesytu (wszak latem gościliśmy kabareton występujący w Amfiteatrze) czy z tego, że część płocczan wolała spędzać Andrzejki na imprezach nieco innego typu (z „;przytupem”, wróżbami oraz „procentami”). A może po prostu z tego, że życie w Polsce chwilami przerasta kabaret i niektórym wydaje się, że żaden satyryk nie jest w stanie przebić tego, co możemy usłyszeć chociażby od przedstawicieli czołowych partii politycznych.
Ci, którzy jednak zdecydowali się wybrać w piątkowy wieczór do Orlen Areny, na pewno nie żałowali swojej decyzji. Paranienormalni coraz lepiej czują się w roli gospodarzy wieczorów kabaretowych. Kiedyś w tej roli najlepiej sprawdzał się Koń Polski, jednak od pewnego czasu wrocławsko-jeleniogórska ekipa zdaje się przejmować schedę po estradowych wyjadaczach. Igor, Robert, Rafał i Michał nie ograniczyli się jednak wyłącznie do zapowiadania innych, ale sami również zaprezentowali się z jak najlepszej strony. A przede wszystkim – doskonale „odrobili zadanie domowe” przed przyjazdem do Płocka. Trudno się jednak dziwić, skoro na swojej stronie internetowej piszą o naszym mieście „Uwielbiamy tu przyjeżdżać”. A kiedy już pojawią się w Płocku, dają z siebie wszystko. Tym razem z ich występu najbardziej w pamięci widzów powinien zapaść skecz o Płocku w miniaturze, zmieszczonym w pudełeczku od zapałek. Nie było tam wprawdzie ulicy Piłsudskiego, ale przynajmniej dzięki temu uniknąć można korków, na ulicy Sienkiewicza pojawił się ciąg ekskluzywnych butików, Rondo Dzwon zostało powiększone, aby było jeszcze więcej zabawy. A najpiękniejsze miejsce, z mnóstwem drewnianych ozdób, pięknych ścian i innych cudowności, to dworzec PKP... I tylko na Słodkich Ulicach wciąż lepiej nie pojawiać się o zmroku. Oczywiście, w wykonaniu Paranienormalnych nie mogło zabraknąć kultowej Mariolki. Ale w nowej, liftingowanej wersji.
Pozostałe kabarety nie zagłębiały się aż tak mocno w to, co dzieje się w Płocku, chociaż miewały lokalne odniesienia (chociażby wspomniana powyżej wstawka o Vive Targach Kielce, czy inna dotycząca piłkarzy Wisły). Nie oznacza to jednak, że były przez to mniej ciekawe. Słoiczek po cukrze – formacja stosunkowo mało znana, a szkoda, bo to chyba jedyny w Polsce kabaret składający się z dwóch kobiet (najpiękniejsza grupa kabaretowa w naszym kraju – jak bez zbędnej skromności powiedziały o sobie same artystki). Jak mogą (co nie oznacza, że właśnie tak powinny) wyglądać stosunki na linii teściowa-synowa, dlaczego kobieta nie powinna sama kupować samochodu na giełdzie – tego właśnie można się było dowiedzieć dzięki dwóm paniom ze Słoiczka. Szkolna wycieczka, napad na bank i pospieszne pozbywanie się kochanka, gdy mąż wraca do domu zbyt szybko – to tylko zarys tego, co zaprezentował kabaret Nowaki. Kabaret Skeczów Męczących tym razem skupił się na imprezie integracyjnej oraz dwóch gabinetach lekarskich. Zaś Łowcy.B zajmowali się głównie sytuacjami rodzinnymi oraz wspomnieniami z okresu studiów.
Chociaż kabaretowy wieczór trwał aż trzy i pół godziny, nie mogło być mowy o jakimkolwiek znużeniu. Niemal wszystkie (może z jednym-dwoma wyjątkami) skecze miały charakter premierowy, przygotowane były z myślą o trwającej obecnie trasie kabaretów po Polsce. I kto przyszedł do Orlen Areny – nie ma czego żałować. A kto został w domu, lub wybrał się na Andrzejki – to już jego problem. I będzie musiał czekać na kolejną wizytę kabaretów w Płocku co najmniej do wiosny.
fot. Tomasz Miecznik / Portal Płock