W poniedziałek ok. godz. 14 informowaliśmy, że posłanki PO zapraszają płocczan na spotkanie dotyczące rządowej reformy systemu emerytalnego. Obie posłanki podczas ostatniego burzliwego głosowania w sejmie opowiedziały się przeciwko wnioskowi o referendum w tej sprawie. Niestety, spotkanie w Politechnice przy Jachowicza zaplanowano o godz. 17, więc wyszła nie dyskusja z mieszkańcami, lecz głównie z członkami i sympatykami PO. Na salę dotarło zaledwie niespełna 40 osób. Jak na rangę problemu, społeczne protesty i funkcje gości - wręcz garstka!
- Mam dla państwa dwie wiadomości: dobrą i złą – zaczęła Julia Pitera. - wiadomość. Dobra to ta, że żyjemy coraz dłużej. Zła jest taka, że rośnie liczba emerytów w stosunku do osób czynnych zawodowo. W 1999 roku na emerytury budżet przeznaczał 2 proc. PKB i 14 mld zł, a rok temu – już 5 proc. PKB i 70 mld zł. W 2020 roku będziemy mieli aż połowę emerytów i młodzi nie zgromadzą tyle składek, by spełnić potrzeby funduszu ubezpieczeń społecznych.
Po zasypaniu słuchaczy tymi liczbami Pitera dodała porównawczo: - Jeśli słyszymy od lekarza, że zachorowaliśmy, to możemy nic nie robić, leczyć się lub czekać na cud. Ale my działamy, bo chcemy, by nasze dzieci miały godne emerytury. I nie wprowadzamy nic gwałtownie, pierwsze kobiety w wieku 67 lat przejdą na emeryturę dopiero w 2040 roku, a mężczyźni - w 2020 roku.
Obie panie przekonywały, że zmiany wejdą w ciągu 28 lat, a więc stopniowo. - Podwyższenie wieku emerytalnego do 67 lat jest niezbędne, nie chcemy, by nasz kraj znalazł się w takim staniem, jak Grecja – ostrzegała Pitera. - Takie działania budzą opór, ale to zrozumiałe. Niezrozumiałe za to, dlaczego do tej pory poprzednie rządy nie wprowadziły zmian, choćby SLD w 2005 roku? - dociekała Pitera.
Elżbieta Gapińska zaprezentowała sporo liczb i dat co do... kobiet: - W 1960 roku mieliśmy średnio 2,8 urodzeń na kobietę, w ubiegłym roku – już tylko 1,4. W 2040 roku panie będą żyły na emeryturze jeszcze 27 lat, o cztery dużej od panów. Czyli coraz mniej pracujemy, a dłużej wypoczywamy. A w Danii planują wydłużenie pracy nawet do 70 lat.
Gdy posłanki poprosiły o pytania, to pierwsze dotyczyły... Otwartych Funduszy Emerytalnych i braku obwodnic w Płocku. A później umów śmieciowych, braku pracy, wszechobecnej szarej strefy. - Umowy śmieciowe, szara strefa? Tak, to problem, ale powinny się tym zając związki zawodowe w firmach – przekonywała Pitera, ale przez chwilę nie byłą słyszana, bo jej wypowiedź zagłuszył telefon komórkowy wiceprezydenta Romana Siemiątkowskiego, siedzącego w pierwszym rzędzie.
- Czytałem, że posłowie mają mieć 5 tysięcy emerytury, a zwykły człowiek 800 zł, to niesprawiedliwe – mówił jeden z uczestników spotkania. Pitera ripostowała: - To legenda! Ja mam 30 lat pracy i według obliczeń mogę liczyć na 2.100 zł, a posłowie nie mieli podwyżki od 10 lat.
Posłanki podkreślały, że problemy ze znalezieniem posady często wynikają z tego, żel ludzie kończą obojętnie jakie studia, a nie te kierunki, na które jest zapotrzebowanie. - Zdarza się, a ja tego nie mogę zrozumieć, że ktoś słyszy, że nie może otrzymać danej posady, bo ma zbyt wysokie kwalifikacje – mówiła Pitera. - Za niskie lub nie te, o które, chodzi, to rozumiem. Ja nie mogę być ślusarzem, bo nie mam uprawnień. Słyszę też pytania, jak ma w wieku 67 lat pracować baletnica? A jak ma pracować w wieku 60 lat? Przecież nie będzie tańczyć, więc powinna to przewidzieć i przekwalifikować się już wcześniej. A 67-letnia pielęgniarka wcale nie musi pracować przy łóżku chorego, niech tam idą młodsze, a te starsze – na przykład do rejestracji. Na Zachodzie widzę starszych kelnerów w kawiarniach, gdzie praca jest spokojniejsza, a młodych – w pubach, restauracjach. A w Przasnyszu pewien mężczyzna zapytał mnie, dlaczego państwo nie zapewnia mu pracy, a przecież skończył filozofię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Bo w Przasnyszu nie ma zapotrzebowania na filozofa! W Polsce poszukiwani są inżynierowie budownictwa, informatycy.
Wreszcie padło pytanie związane z Płockiem:- Od 20 lat do miasta po Levisie nie przyszła żadna duża firma, nie powstała żadna większa fabryka. Gorzej, niektóre firmy się zwijają lub zwalniają ludzi, narzekają na brak pomocy ze strony urzędów. Z analiz wynika, że za 30 lat Płock będzie liczył już poniżej 100 tys. mieszkańców, z czego 60 procent będzie na emeryturze. Staniemy się większą wioską z licznymi konduktami pogrzebowymi - roztaczał ponurą wizję kolejny mówca. - Co władze miasta i płoccy parlamentarzyści, a więc i panie, robicie, by do tego nie doszło?
- To zadanie dla władz miasta. Poproszę prezydenta, by przedstawił informacje na ten temat – obiecała Julia Pitera.
Inny z uczestników spotkania zaczął od siebie: - Pracowałem 20 lat w Orlenie, potem w Zakładach Mięsnych Płock, ale upadły, a brakowały mi tylko dwa lata do emerytury. Chciałem wrócić do Orlenu i dociągnąć do emerytury. Majster mnie chciał, byłem w kadrach, ale koniec końców mnie nie przyjęli. To jak nie chcieli pracownika koło 60 lat, to teraz będą chcieli jeszcze starszych? – pytał wzruszonym głosem.
Elżbieta Gapińska rozumiała jego problem, ale podkreślała w końcówce 80-minutowego spotkania, że jedna posada nie jest na całe życie. - Urzędy pracy są po to, by nam pomóc się przekwalifikować. W USA zmieniają pracę co siedem lat,często razem z miejscem zamieszkania.