reklama

Jest tylko jedna taka rodzina na Mazowszu

Opublikowano:
Autor:

Jest tylko jedna taka rodzina na Mazowszu  - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościRok w rok od kilku pokoleń rodzina z Podgórza chodzi... z gaikiem. Jako jedyna na całym Mazowszu Płockim.

Rok w rok od kilku pokoleń rodzina z Podgórza chodzi z gaikiem. Jako jedyna na całym Mazowszu Płockim.

Idziemy o zakład, że niewielu wie, co to znaczy chodzić z gaikiem albo za polem, bo ze świeckich tradycji wielkanocnych zostało nam głównie oblewanie panien (a ściślej rzecz ujmując - kogo popadnie) zimną wodą z wielkiego wiadra lub częściej - plastikowej butelki w Lany Poniedziałek. A tymczasem etnografowie z Muzeum Mazowieckiego pokazują, że na Mazowszu Płockim zachowały się prastare obyczaje związane z drugim dniem Wielkanocy - przede wszystkim tzw. chodzenia w nocy z Wielkiej Niedzieli na poniedziałek z gaikiem, z chorągwią lub za polem. Jak informuje Magdalena Lica-Kaczan z działu etnografii, zarejestrowano trzy grupy kultywujące te archaiczne tradycje: dyngusiarzy z Woli Ładowskiej (w okolicach Iłowa), chorągwiarzy z Płaskocina (w okolicach Łowicza) i grupy z gaikiem z Podgórza (w okolicach Wyszogrodu). - Jak wynika z badań, największym reliktem, który na Mazowszu Starym przetrwał do dzisiaj w prawie niezmienionej formie, tylko w jednej wsi i kultywowany jest od pokoleń tylko przez jedną rodzinę jest gaik - wyjaśnia Lica-Kaczan. - Ta zielona gałązka, jałowca albo sosny, przyozdobiona kolorowymi wstążkami i bibułowymi kwiatami utożsamia wiosnę.

- Chodzenie z gaikiem to dla nas prawdziwe odkrycie - chwali Grzegorz Piaskowski z działu etnografii Muzeum Mazowieckiego. - Uznane przez badaczy za zwyczaj już nieistniejący, okazało się mieć swoją kontynuację w niefolklorystycznej, autentycznej formie

Do II wojny światowej chodzenie z gaikiem było tak powszechne jak topienie albo palenie Marzanny, po wojnie zaczął zanikać i dziś podtrzymuje go już tylko jedna rodzina. - Uczestnicy obchodu za odśpiewanie pieśni o gaiku, zawierającej życzenia dla gospodarzy, otrzymują drobne datki. - Te wydają się być nieodłącznym elementem dyngowania - wyjaśnia Magdalena Lica-Kaczan. - Dzisiaj jednak m.in. słowami „My wykupu nie bierzemy, my za wykup dziękujemy” podkreśla się też, że we współczesnym chodzeniu po dyngusie chodzi o zabawę i podtrzymywanie sąsiedzkich więzi. W 2010 roku ostatni dyngusiarze chodzili jeszcze we wsi Wola Ładowska, m.in. muzykanci z rodziny Świerczyńskich. W poprzednich latach w tej grupie odnotowane zostało okresowe zawieszenie zwyczaju, np. na czas trwania żałoby po śmierci któregoś z mieszkańców wsi. Obecność muzykanckiej rodziny Świerczyńskich miała tu niewątpliwie wpływ na przetrwanie w tej formie chodzenia po dyngusie do czasów współczesnych. W ich repertuarze poza pieśnią wielkanocną („Wesoły nam dzień dziś nastał”) wykonywaną pod oknami, były popularne szlagiery sprzed lat.

Najlepiej ma się obrzęd wiosennego obchodzenia pól, zwany chodzeniem za polem albo chodzeniem z chorągwią. Jednak mimo że zachował się do dziś w kilkunastu wsiach Łowickiem (m.in. w Płaskocinie, Sromowie, Łaguszewie, Boczkach, Błędowie, Bobrownikach, Zabostowie, Gągolinie, Kompinie, Strzelczewie), w literaturze etnograficznej prawie się o nim nie wspomina. - Mamy tutaj do czynienia przede wszystkim z corocznym symbolicznym potwierdzaniem granic pól przynależnych do danej wsi, z elementami magii agrarnej zabezpieczającej uprawy przed gradobiciem i innymi kataklizmami, a także z tajemniczym, dziejącym się pod osłoną nocy, rytuałem inicjacyjnym młodych chłopców - informują płoccy etnografowie. - Analiza scenariuszów chodzenia za polem realizowanych przez poszczególne grupy chorągwiarzy wykazuje też wiele ciekawych różnic, nierzadko osadzonych głęboko w tradycji.

O wszystkich tych nieznanych, zapomnianych zwyczajach opowie wystawa w spichlerzu. Znajdzie się na niej ok. 40 współczesnych fotografii, m.in. ilustrujących cały obrzęd chodzenia za polem, a także akcesoria służące dyngusiarzom, chorągwiarzom i grupie z gaikiem, tj. różnego rodzaju dyngusówki począwszy od tradycyjnych drewnianych po współczesne plastikowe, laski, koszyki, instrumenty muzyczne oraz kilka przykładowych chorągwi używanych w obchodzeniu pól. - Przy tej okazji wypada zaznaczyć, że autorzy wystawy są pierwszymi etnografami, który uczestniczyli w ubiegłym roku w całonocnym chodzeniu za polem w Łowickiem (za taką możliwość dziękujemy chorągwiarzom ze wsi Płaskocin), a powstały przy tej okazji fotoreportaż jest jedynym tego typu materiałem ikonograficznym, co potwierdziły kwerendy w różnych archiwach - zapowiada Magdalena Lica-Kaczan.

Otwarcie wystawy zaplanowano na 5 marca (wtorek) o 17.00 w Spichlerzu. W programie wernisażu znalazł się m.in. występ Regionalnego Zespołu Pieśni i Tańca Boczki Chełmońskie oraz degustacja tradycyjnego postnego żuru. Niecodzienną wystawę można oglądać do 19 maja.

Na zdjęciach: 1- chodzenie z gaikiem - fot. Grzegorz Piaskowski, 2 - chodzenie za polem - fot. Grzegorz Piaskowski , 3 - po dyngusie - fot. Magdalena Lica-Kaczan

Czytaj też: Co to jest puszczak, kto wie?

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE