reklama

Jak tu poskromić złośnicę na szpilkach...

Opublikowano:
Autor:

Jak tu poskromić złośnicę na szpilkach... - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościSekutnica, jędza, diablica, mistrzyni fochów, co to na języku ma żądło zamiast miodu. Czart, a nie kobieta. Wielu już próbowano z taką panią dać sobie radę. Jak nie polec w sztuce uwodzenia, a przede wszystkim, czy wystarczy ubrać ją w czerwoną sukienkę i szpilki, w sam raz do ognistego tanga, aby reżyser wyszedł obronną ręką z adaptacji „Poskromienia złośnicy” Williama Szekspira?

Sekutnica, jędza, diablica, mistrzyni fochów, co to na języku ma żądło zamiast miodu. Czart, a nie kobieta. Wielu już próbowano z taką panią dać sobie radę. Jak nie polec w sztuce uwodzenia, a przede wszystkim, czy wystarczy ubrać ją w czerwoną sukienkę i szpilki, w sam raz do ognistego tanga, aby reżyser wyszedł obronną ręką z adaptacji „Poskromienia złośnicy” Williama Szekspira?

W teatrze nie sprawdza się powiedzenie, zgodnie z którym nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Bo jak tu zrezygnować z takiego skarbu, jakim jest twórczość Szekspira? Wielu już próbowało sięgać mniejszymi lub większymi garściami, ale nie każdy z tej próby wychodzi zwycięski. Coś zawsze się doda nowego, coś uwypukli, w innym miejscu skróci. To jak z aktualizacją oprogramowania lub pakowaniem tego samego produktu w nowe opakowanie, w sam raz na XXI wiek. 400 lat robi jednak różnicę, bo tyle już czasu upłynęło od śmierci słynnego dramaturga.

Jednak z „Poskromieniem złośnicy” można mieć problem i nie do końca taki, o którym mówił tuż po najnowszej premierze w teatrze prezydent Płocka, Andrzej Nowakowski. Zdziwił się doborem repertuaru. Stawiałby bardziej na „Otella” czy „Makbeta”, bardziej w politycznym kontekście, z nawiązaniem do osoby prezesa rządzącej partii i aktualnych wydarzeń w kraju. - Zapomniałem jednak o ślubie (dyrektor płockiego teatru niedawno się ożenił z jedną z aktorek). W sumie to dobrze, że daliśmy mu na chwilę spokój – odparł w niedzielę.

Z kobietą, której brakuje uległości i miłych słówek w towarzystwie, w dodatku ostrej jak brzytwa, z własnym zdaniem, z takim charakterem mężczyźni mogą mieć problem i bliższa im będzie bardziej uległa siostra tytułowej złośnicy, Bianka. Do takiej kobiety, jak jej siostra Katarzyna, obdarzonej z temperamentem trzeba odwagi, a może nawet sposobu... U Szekspira stwarza problemy ojcu i młodszej siostrze. Jeśli starsza nie znajdzie męża, młodsza może sobie co najwyżej pomarzyć o ożenku. Powiedzmy, że adoratorzy lgną do tej, do której „nie potrzeba zamiast lutni, halabardy”. Aby zdobyć Biankę, podsuwają chętnego, który nie będzie zważał na cięte riposty (skoro on do niej z gorącym sercem, a jej i tak robi się zimno), tylko na pokaźny posag. Szekspir żył sobie jednak w czasach, kiedy feminizm i pomysł, aby kobieta zyskała większą podmiotowość, wydawałby się niedorzeczny. I tak męskie postacie przez niego wykreowane radzą sobie, jak mogą czy to podstępem, sprytem, głodzeniem, nawet brakiem snu. Wszystkie triki dozwolone, aby wymóc kobiece posłuszeństwo w małżeństwie. Szekspir pozostaje więc atrakcyjny? Pytanie dla kogo bardziej? Dla której płci? Czy jednak dla obu?

Przez te 400 lat kobiety zaczęły pragnąć bardziej... wolności, rozwoju osobistego, możliwości, jakie niesie o wiele bardziej dostępny świat. Z tym wszystkim na placu boju zostaje reżyser, który chce mieć wypełnioną salę widzami, aktualny temat i atrakcyjne wizualnie widowisko, jakiego nie mógłby się wstydzić. A co zrobił dyrektor płockiego teatru Marek Mokrowiecki? Na początek wszystko uwspółcześnił. Może jednak nie tak mocno, aby wrzucać głównych bohaterów do czasów liceum, bo i takie próby już uskuteczniano w kinematografii, i jak bywa na filmach, miłość po prostu zakwitła. W naszym teatrze nie zobaczymy też falbanek i bufiastych sukien ani scenerii pełnej bibelotów. Scenę, dzięki scenografowi Krzysztofowi Małachowskiemu, zapełniono lustrami. Aktorom musiał wystarczyć rząd krzeseł. Te są przestawiane, w niektórych scenach postacie wręcz zastygają na nich w bezruchu, oddając pole do popisu innemu koledze po fachu. W tle pobrzmiewa ogniste tango, które pamiętamy jeszcze po wyjściu z teatru. Za to należą się brawa kompozytorce, aranżerce i pianistce Justynie Borkowskiej. Tytułowa bohaterka pojawia się w asymetrycznej, czerwonej sukience jakby za chwilę szykowała się do tańca, którą z czasem zamienia na identyczną czarną. W czerwieni, jakże awangardowo, idzie do własnego ślubu. Ta scena jest zresztą jedną z lepszych w spektaklu. Aktorzy, poza tym że po prostu grają, to również tańczą i kręcą młynki, a nawet rapują.

W obsadzie znajdziemy kilka nowych twarzy. Złośnicę gra, i to z powodzeniem, pochodząca z Kołobrzegu Sylwia Krawiec. Postać wzbudzającej męską sympatię Bianki wykreowała Maja Rybicka. Gościnnie występują także dwaj młodzi aktorzy, absolwenci Policealnego Studium Aktorskiego im. Aleksandra Sewruka przy Teatrze im. Stefana Jaracza w Olsztynie, Szymon Kołodziejczyk i Przemysław Niedzielski. Poskromieniem zawodowo zajmuje się Szymon Cempura, na którego widok z krawatem na głowie ciężko powstrzymać się od śmiechu. Spory udział będzie miał też Mariusz Pogonowski, który nie pierwszy już raz sprawdza się w komediowej konwencji. Henryk Błażejczyk w jednej ze scen wybornie bawi widzów, a w obsadzie jest też Grażyna Zielińska jako wdowa, na którą warto zwrócić uwagę.

Cały spektakl jest dobry, ale zabrakło mu trochę ognia. Nie wzbudza może salw śmiechu, lecz z całą pewnością można trochę pośmiać się przede wszystkim na pierwszej części. Za to w drugiej będzie scena, która ożywi męską część widowni. A co z głównym przesłaniem sztuki? Czy da radę poskromić kobietę mającą w sobie „ducha oporu”? Szekspir podsyła kilka rozwiązań, jak to ewentualnie zrobić, lecz czy skutecznych w XXI wieku? To też zależy od tego, kogo szukamy na życiowego partnera i czy ta straszna sekutnica jest nią faktycznie. Pozory mylą. Z drugiej strony nie każda złośnica zechce stać się uległą dla mężczyzny i przybiegającą na każde skinienie, a ta współczesna stara się być samodzielna, pracuje zawodowo, wkracza w męski świat... Już nie tak łatwo wmówić jej, że to księżyc na niebie, chociaż ona widzi słońce. Realia dramaturga już nie przystają do naszych, coraz bardziej poplątanych. Reżyser, który ma na widowni kobiety i mężczyzn, musi jakoś z tego ambarasu wybrnąć tak, aby wilk był syty i owca cała. A w realnym życiu czasem wystarczy trochę więcej wysiłku, aby dostrzec, że ta diablica też bywa całkiem miła i wtedy Szekspirem nie trzeba się przejmować. Zresztą trzeba iść na przedstawienie, aby samemu stwierdzić, czy mu odpowiada adaptacja z tangiem w tle i z kobietami, które kochają szpilki.

Kolejne przedstawienia 6, 7, 8, 15 i 16 kwietnia.

Fot. Waldemar Lewandowski/Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE