Listopadowa gala miała dać płocczanom sportowe emocje na wysokim poziomie. Kartę walk ułożono w taki sposób, by dostarczyć ciekawe show dla wszystkich fanów sportów walki. Zobaczyliśmy m.in. starcie płocczanki Marty Chojnowskiej z Martyną Kierczyńską czy Agaty Fijałkowskiej z Aleksandrą Niewiadomską. Arena Fight Night 2 promowano jednak pojedynkiem Jasion vs Bundarchuk, w którym stawką był m.in. pas Mistrza Świata WKL.
Miało to być pożegnanie płockiego zawodnika, radnego miasta, z ringiem. Właśnie dlatego do walki z ukraińskim przeciwnikiem Jasion przygotowywał się niezwykle intensywnie. Przeprowadzenie treningu, biorąc pod uwagę okoliczności, nie było jednak proste.
- Do przygotowań podchodziłem w sumie dwa razy, pierwotne plany pokrzyżowała bowiem pandemia. Ostatecznie jednak do walki doszło - wspominał Jacek Jasion w rozmowie z nami. - Duży nacisk postawiłem na przygotowania fizyczne. Największym problemem było utrzymanie odpowiedniej wagi. Dużo czasu poświęciłem też na budowanie wydolności. Niestety do walki przystępowałem nieco osłabiony. Miałem zbite żebro, co powodowało nie małe kłopoty z wydolnością - zdradził.
Kontuzja pojawiła się dosłownie godziny przed walką. Niezbędna okazała się doraźna pomoc lekarska. Uraz jednak pozostał i mocno komplikował starcie.
- Gdzieś z tyłu głowy miałem myśl „chroń żebro” - wracał pamięcią Jacek Jasion. - Musiałem więcej klinczować żeby wyregulować oddech. Brakowało odpowiedniej wydolności. Trzeba było się ratować. Nie mogłem do końca rozwinąć skrzydeł - dodał po chwili.
Taktyka na walkę z Sergiejem Bundarchukiem była prosta - utrzymać rywala na dystans. Plan ten zrealizowano jednak tylko połowicznie. - Byłem wyższy, więc takie rozwiązanie wydawało się oczywiste - wspominał w rozmowie z nami. - Przez kontuzję musiałem zweryfikować te plany i wszedłem do zwarcia - opisywał.
Zdaniem Jacka Jasiona, Ukrainiec był wymagającym rywalem, przez co o zwycięstwo nie było łatwo. - W drugiej rundzie, w której najwięcej klinczowałem, czułem, że wygrana wymyka mi się z rąk - wracał pamięcią Jacek Jasion. - Nie pozwalałem mu się rozwinąć, bo według mnie Sergiej to niebezpieczny zawodnik - dopowiadał.
Uraz bez wątpienia nie pozwalał na komfortową walkę. Nie pomagał także brak publiczności. Gala, w związku z pandemią koronawirusa, toczona była bowiem bez udziału kibiców.
- To była dziwna gala - stwierdził Jasion. - Ciężej walczy się bez dopingu. Żałuję, że nie było nikogo w Orlen Arenie. Mam jednak nadzieję, że pomimo tego wszystkim się podobało - dodał.
Listopadowa gala miała być ostatnią w karierze Jacka Jasiona. Teraz jednak, kiedy opadły już emocje związane ze starciem, płocczanin przyznaje, że będzie ciężko definitywnie pożegnać się z ringiem.
- Będzie mi brakowało tych emocji - przyznał. - Dziś co prawda czuję małą niechęć do ringu, ale jestem zmęczony dwoma cyklami przygotowań. Za jakiś czas na pewno będzie mi brakowało tej adrenaliny - przekonywał.
Szykuje się więc zatem powrót? - Na tę chwilę nie, ale jak to mówią: "nigdy nie mów nigdy"! - śmiał się Jasion kończąc rozmowę.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.