Choć tym razem Grzegorz Braun nie nazwał żadnego arcybiskupa łajdakiem, to z pewnością udowodnił jedno: znany reżyser filmów dokumentalnych w słowach nie przebiera. Trzeciej RP oberwało się mocno.
Słynny i nie mniej kontrowersyjny polski reżyser gościł w auli politechniki w piątek, na kolejnym spotkaniu organizowanym przez Klub Gazety Polskiej i portal plockaprawica.net. Braun przyjechał do Płocka niejako w zastępstwie - początkowo płocczanie zapraszani byli na spotkanie z Janem Pospieszalskim, jednak w ostatniej chwili okazało się, że z powodu wizyty u premiera Węgier dziennikarz do Płocka dojechać nie zdoła. Zamiast Pospieszalskiego przyjechał więc Grzegorz Braun - reżyser m.in. takich dokumentów jak „Eugenika” albo „Plusy dodatnie, plusy ujemne” mówiącego o współpracy Lecha Wałęsy jako TW "Bolka" ze Służbą Bezpieczeństwa.
Zaczęło się tradycyjnie od projekcji filmu - tym razem płocczanie obejrzeli jeden z ostatnich filmów reżysera, „Towarzysz generał idzie na wojnę”. To kontynuacja słynnego „Towarzysza Generała” - obrazu o biografii Wojciecha Jaruzelskiego, który szybko stał się tzw. półkownikiem, mimo że - jak opowiadał Braun - jego pierwsza i jedyna emisja w telewizji polskiej zgromadziła przed telewizorami ponad 3,5 miliona widzów, co stanowiło najwyższą oglądalność w całej historii wyświetlanych przez TVP dokumentów.
Było też o innym półkowniku - „Operatorze”. To dokument autorstwa pochodzącego z Płocka Macieja Jaszczaka o znanym operatorze filmowym Jerzym Lipmanie, który trafił na półkę po tym, gdy wypowiadający się w filmie reżyserowie, m.in. Andrzej Wajda czy Jerzy Hoffman odkryli, ze w dokumencie przedstawiany jest także wątek współpracy Lipmana ze Służbą Bezpieczeństwa. - Zażądali wycofania swoich wypowiedzi, co oczywiście nie pozostało bez skutku dla obrazu i koniec końców film trafił na półkę - przypomina Braun. - Jaka z tego płynie nauka? Że jeśli jakiś feler wychodzi spod podszewki, to biada temu, kto to dostrzeże. Cały artystyczno-intelektualny pejzaż III RP na tym się opiera - by spacyfikować tych, którzy coś zauważyli.
Eurokołchoz i władza ludowa dziś
Ale ogólnie o filmach podczas spotkania mówiło się mało - gość co prawda swój krótki, choć niezwykle barwny wykład rozpoczął od filmu „Towarzysz generał idzie na wojnę”, ale właściwie jedynie po to, by ukazać, jak bardzo jest aktualny dla dzisiejszej rzeczywistości Polski, jak niezwykle zbieżny wydaje mu się świat sprzed 30 lat z tym dzisiejszym. Całe spotkanie było jedną wielką diagnozą współczesnej Polski tak łudząco podobnej do tej niby minionej. Zresztą analogie widziane przez Brauna znajdują swoje odzwierciedlenie również w języku - władzę nazywa nie inaczej jak „władzą ludową”, Unię Europejską - nowym i nieco przesuniętym geograficznie Związkiem Sowieckim albo Eurokołchozem.
- Może to jakieś moje urojenia wynikające z nadmiernej konsumpcji gazet i innych przekazów medialnych, ale wydaje mi się, że podobnie jak Jaruzelski testował ze swoją szajką, czy może posunąć się do tego, by na oczach ludzi i kamer wprowadzać na ulice uzbrojone służby i rozwiązywać siłowo „problem”, tak i teraz nasza odporność jest testowana - mówił reżyser, nawiązując do wydarzeń z 11 listopada. - W Warszawie zawiesili eleganckie megafony, a sprytni internauci szybko odkryli, do czego służą: do tłumienia demonstracji za pomocą bardzo nieprzyjemnych dźwięków, od których mogą popękać bębenki w uszach. Władza ludowa konsekwentnie sprawdza, czy w ogóle są jeszcze w Polsce Polacy, których trzeba rozdeptać i rozjechać. Pół biedy jakby jeszcze rządzili suwerennie. Ale tak nie jest - tak jak Jaruzelski wygrał 30 lat temu konkurs na najbardziej lojalnego sprzedawczyka sowieckiego namiestnika w Polsce, tak teraz takich jest pół tuzina. I rządzą z obcego nadania, innych państw, z których żadne nie jest polskie.
10 kwietnie pokazał, że nie ma przebacz
Recepta Brauna jest taka: trzeba ratować to, co zostało, nie dać się pozabijać i do szczętu ograbić. Bo choć - w tym „rozdaniu” III RP nie ma szans na prawdziwie wolną Polskę, to trzeba liczyć się z tym, że nowe rozdanie nadejdzie. Za pięć minut albo 50 lat. - A że wolna Polska w tym wydaniu nie jest możliwa, ujawnił 10 kwietnia 2010 r. - przekonuje reżyser. - Właśnie 10 kwietnia pokazał, że nie ma przebacz. Że nie ma miejsca nawet dla takiego spolegliwego polskiego patrioty, jakim był ś.p. Lech Kaczyński. Mówię spolegliwy, bo w końcu podpisał wszystko, co trzeba było podpisać. Tym niemniej ciągle bałamucił tych Polaków - a to jakimś Muzeum Powstania Warszawskiego, a to niepodległością. I proszę - okazało się, że to już jest nie do przyjęcia…
Przyczyn tej sytuacji trzeba upatrywać zdaniem reżysera w tym, że Polska i Europa wciąż nie potrafi otrząsnąć się m.in. z makrkistowsko-heglowskiej logiki i przekonania o konieczności dziejowej, tkwi we wciąż socjalistycznych i okradających systemach ekonomicznych, nie potrafi wrócić do prawa rzymskiego i na nim opierać państwowości. Nie uczy się prawdziwej historii, słucha tylko wykładów politycznie poprawnych i na tym kształtuje wzorce, hołubi Garibaldich, Kołłątajów i Konarskich z ich „wolnością waszą i naszą” czy KEN-ami i innymi „oświeceniowymi postprotestanckimi wynalazkami”, te naprawdę godne naśladowania postaci, jak na przykład świętych, wciąż spychając na margines.
Polska bez Kościoła? Tylko doraźna, na krótką metę
Potężne oparcie reżyser widzi w Kościele katolickim. - Proszę tylko pamiętać, że Kościół katolicki nie jest naszym żadnym sojusznikiem, bo bycie sojusznikiem zakłada równorzędność, partnerstwo relacji, a także jej interesowność - zastrzega Braun. - To nie jest sojusznik. To inwestycja: zawsze trafiona i długoterminowa. Nie da się robić polityki i Polski bez Kościoła. A jeśli się da to tylko doraźną, na krótką metę.
Ale i tu nie jest tak łatwo. - I właśnie dlatego Eurokołchoz objął taki a nie inny kierunek działania: zrównać Kościół z ziemią, wykorzenić go, wykoślawić. Ale ponieważ w europejskich krajach nie ma mody na krwawe rozprawienie się z Kościołem, robią to innymi sposobami - głównie przez jego skorumpowanie - wyjaśnia reżyser. - Dlatego jedyne, co możemy zrobić, to uwolnić Kościół, uniezależnić go od korupcyjnego systemu dotacji europejskich, od kasy z góry. Proboszcz nie ma czasu, żeby zająć się wiernymi, bo musi wypełniać papiery o dotację. A z kolei musi zabiegać o dofinansowanie na odmalowanie kościoła, bo na tacy znajduje po 50 gr od wiernych. Więc co możemy zrobić, żeby wyzwolić Kościół z tych więzów? Tylko jedno: przelicytować, przebić sumę dotacji.
Radio Maryja - manifestacją wolności
A pod nosem mamy mnóstwo przykładów na to, że tak można. - I te dzieła Eurokołchoz też chce zrównać z ziemią - przekonuje Grzegorz Braun, wskazując choćby na ostatnie zamieszanie z koncesją dla TV Trwam. - Chce koniecznie zniszczyć Toruń, bo ten samym istnieniem zaprzecza regule, że nic dobrego się w komosie narodzić nie może, o ile nie pochodzi z dotacji brukselskiej. A tu proszę, udało się tyle pięknych rzeczy: telewizja, radio, szkoła. Trzeba koniecznie rozwalić każdą enklawę wolności, a Radio Maryja jest manifestacją tej wolności - oto Polacy zbudowali sobie radio, bo tak chcieli, bo taki mieli kaprys. Albo Licheń - władza ludowa dwoi się i troi, zachęca do zbiórek na rzecz pełzającej budowy Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie. A Licheń proszę - stoi, choć władza ludowa nie zachęcała, by go budować!
Zdaniem reżysera, to dowód na to, że Polacy potrafią być wolni i zrobić z tej wolności dobry użytek, dlatego wysiłki „władzy ludowej” zmierzają do, by im tę wolność obrzydzić. - Chcą narysować i przedstawiać karykatury, zarysować zależność, że wolny Polak to kibol, który żadnego innego użytku ze swojej wolności nie zrobi, jak tylko demolkę - grzmiał Braun i podkreślał: że on wierzy w Polaków i że jeszcze przyjdzie czas na „nowe rozdanie”.
Czytaj też: Przebaczyć Jaruzelskiemu? Nie da się