Reklama

Ekshumacja zakończona. Wydobyto szczątki trzynastu osób

Opublikowano:
Autor:

Ekshumacja zakończona. Wydobyto szczątki trzynastu osób - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości - Kim byli? Normalnymi mężczyznami, którzy w pewnym momencie musieli wziąć karabin i pójść na wojnę. Nie zdezerterowali – mówi nam płocczanin, Hubert Łyziński o szczątkach trzynastu osób znalezionych na cmentarzu w Dobrzykowie. Opowiadał nam o tym, co przy nich odkryto i skąd u niego ten upór, aby jako wolontariusz odkryć to, co już niemal zapomniane i od kilkudziesięciu lat skrywała ziemia.

- Kim byli? Normalnymi mężczyznami, którzy w pewnym momencie musieli wziąć karabin i pójść na wojnę. Nie zdezerterowali – mówi nam płocczanin, Hubert Łyziński o szczątkach trzynastu osób znalezionych na cmentarzu w Dobrzykowie. Opowiadał nam o tym, co przy nich odkryto i skąd u niego ten upór, aby jako wolontariusz odkryć to, co już niemal zapomniane i od kilkudziesięciu lat skrywała ziemia.

Oni tam byli, usłyszał o tym wiele lat temu. Żołnierze z II wojny światowej tkwili w bezimiennej mogile, o której pamięć już się zacierała. - Ekshumacja zakończyła się, wydobyliśmy już wszystkie szczątki – opowiadał nam Hubert Łyziński, inicjator akcji i wolontariusz ze Społecznego Komitetu Pamięci Obrońców Dobrzykowa z 1939 roku. - W czwartek sporządzano dokumentację w sali na plebanii. Kości należało dokładnie sfotografować.

Pod chodnikiem

Przyszli, rozkopali, wydobyli szczątki, wszystko zajęło może kilka dni? Otóż nie. W 2010 roku, kiedy Hubert Łyziński był jeszcze uczniem gimnazjum, pojawił się temat dawnej mogiły sprzed wielu lat. Powstało pytanie, kto w niej leżał. Czyżby to byli powstańcy styczniowi? - Doszliśmy do wniosku, że może chodzić o mogiłę żołnierską z czasów II wojny światowej - wspomina płocczanin.

Pierwszy wniosek do Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa o możliwość przeprowadzenia ekshumacji został złożony w 2013 roku. Sprawa trafiła do płockiej delegatury Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego. Mieli szczęście, żył jeszcze świadek, który pamiętał starą mogiłę, która powstała w czasie II wojny światowej. Odbyła się wizja lokalna z jego udziałem. A mimo to nie wyrażono zgody na ekshumację. - W domu często o tym rozmawialiśmy – twierdzi Łyziński. - Dobrzyków to moje rodzinne strony od strony taty. Ta sprawa nie dawała spokoju. Wiedziałem, że tuż pod cmentarnym chodnikiem, te kilkadziesiąt centymetrów w głąb, spoczywają żołnierze. Później w tamtym miejscu wytyczono cmentarną alejkę. Minęło 70 lat, dlatego niektórzy już nie kojarzyli dawnej mogiły.

Spróbował jeszcze raz, zmieniły się przepisy. Wnioski o przeprowadzenie ekshumacji szczątków z grobów wojennych należy składać w Instytucie Pamięci Narodowej. IPN zwrócił się do archiwum Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego o dostęp do tamtej dokumentacji. Doszli do wniosku, że przesłanki są wystarczające do rozpoczęcia prac.

Postarano się o zgodę konserwatora zabytków i księdza proboszcza z parafii w Dobrzykowie. Łyziński dziękuje za okazane wsparcie: - Spotkałem się z dużą życzliwością i chęcią pomocy. Pism było tyle, że samemu byłoby ciężko to wszystko ogarnąć. Urząd gminy wystąpił z wnioskiem o ekshumację do IPN.

Na wiosnę przydzielono nadzór archeologiczny. Prace zaplanowano na 3 i 4 lipca. Przeciągnęły się przez te odnalezione niewybuchy.

[ZT]15900[/ZT]

Z samego rana w miniony poniedziałek zaczęli zdejmować kostkę z alejki na cmentarzu. Przyjechały panie archeolog z IPN-u w Warszawie. - Archeolog czyta z ziemi – opowiada wolontariusz. - Dla nas to zwykły piach. Archeolodzy dostrzegą, czy w danym miejscu już ktoś kopał, czy ta ziemia była przemieszana z inną. Około południa odnaleźliśmy pierwszą sprzączkę od munduru z 1939 roku – potem były buty, kolejne przedmioty, a nade wszystko kości.

Ostatecznie wydobyto szczątki 13 osób, w tym 11 żołnierzy (jeden z nich zapewne był oficerem sądząc po dwóch gwiazdkach z naramiennika) oraz dwóch... kolejarzy. Skąd wiedzą, że chodzi o kolejarzy? Poznali po zachowanym fragmencie umundurowania w granatowym kolorze. Była rogatywka z charakterystycznymi orzełkami. Szybko sprawdzili wzory czapek z tamtych lat. Przy żołnierzach zachowały się resztki przedmiotów: menażki, saperki, hełmu, fragment portfela i te niewybuchy, przez które musieli wzywać saperów. - Odnaleźliśmy trzy granaty i amunicję, co nas zdziwiło – przyznaje nasz rozmówca. - Niemcy tak chowali ciała, aby nie było przy nich żadnej broni.

Wydobyli jeden grzebień, dewocjonalia: fragmenty różańców i książeczkę od nabożeństwa, także dwa nieśmiertelniki. Wydawałoby się, że nie będzie problemu z odczytaniem tożsamości. Niestety, nieśmiertelniki są bardzo zniszczone. Na tyle mocno, że o odczytaniu nazwisk można zapomnieć. - To mało prawdopodobne, aby zginęli rozstrzelani jako jeńcy – dopowiada wolontariusz ze Społecznego Komitetu Pamięci Obrońców Dobrzykowa. Mogli zginąć w bitwie pod Dobrzykowem między 12 a 15 września 1939 roku. 

Obecnie kości, które wydobyto z ziemi kilka dni temu, złożono do tymczasowych trumienek ekshumacyjnych w przykościelnej kaplicy. Zajmują się nimi antropolodzy. Planowany jest uroczysty pochówek odkopanych szczątków 17 września 2017 roku. Najprawdopodobniej kiedy chowano wówczas poległych pod lufami niemieckich karabinów, nie było żadnego pogrzebu.

W pracach ekshumacyjnych pomagało kilkanaścioro osób, w tym wolontariusze z Dobrzykowa, jeden ze Słubic, przyjeżdżali płocczanie. - Inni stali przed taśmą w razie potrzeby chętni do pomocy.

Łyziński podkreśla, że pomysł z ekshumacją w nim dojrzewał, stąd te ponowne starania. - Mój dziadek pochodził z Dobrzykowa. W czasie wojny został wywieziony na roboty przymusowe do Niemiec. W Dobrzykowie, kiedy jeszcze trwałą wojna, mieszkała niewielka społeczność. Nagle na tak małym terenie zginęło 300 żołnierzy. Są świadectwa pamięci, główna ulica nazywa się Obrońców Dobrzykowa, mają tu Szkołę Podstawową im. Obrońców Dobrzykowa z 1939 roku. O tamtej bitwie nie zapominają. Co roku organizują apel poległych. Nie są to żadne wielkie uroczystości z pompą. Zaśpiewają hymn o bohaterach spod Dobrzykowa „O, śpijcie żołnierze”. Dla nich II wojna światowa to niekoniecznie atak atomowy na Hiroszimę i Nagasaki, tylko wydarzenia, które zapisały się w pamięci ich dziadków. Żołnierze poszli na wojnę, ich życie urwało się w pewnym momencie, a teraz my znajdujemy przy nich grzebień i książeczkę do nabożeństwa. Brakuje znaków tożsamości, dla nas pozostaną anonimowi. To już jest przesądzone, chociaż poznanie ich nazwisk i znalezienie rodziny byłoby ukoronowaniem działań Komitetu. Akurat to się nie udało. Przynajmniej otrzymają po latach godny pochówek.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE