Dopalacze zabijają. Mocny przekaz dla młodzieży [WYWIAD]

Opublikowano:
Autor:

Dopalacze zabijają. Mocny przekaz dla młodzieży [WYWIAD] - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości Pokolenie skrótu, piszące SMS-y, świetnie posługujące się emotikonami – maleńkimi buźkami w internecie. Pokolenie memów. Zarazem brylujące w świecie, w którym wszystko ma być podane szybko i przystępnie. Wreszcie pokolenie szukające emocji, aby tylko nie było nudno, bo to największy grzech. Wtedy ktoś podsuwa dopalacz, substytut przygody. Zaproszenie, które okazuje się pułapką. Opowiedzą o tym na deskach płockiego teatru.

Pokolenie skrótu, piszące SMS-y, świetnie posługujące się emotikonami – maleńkimi buźkami w internecie. Pokolenie memów. Zarazem brylujące w świecie, w którym wszystko ma być podane szybko i przystępnie. Wreszcie pokolenie szukające emocji, aby tylko nie było nudno, bo to największy grzech. Wtedy ktoś podsuwa dopalacz, substytut przygody. Zaproszenie, które okazuje się pułapką. Opowiedzą o tym na deskach płockiego teatru.

Warszawski Teatr Kamienica przy Al. Solidarności 93 nie stroni od tematyki społecznej. Aktorzy przyjadą do Płocka, aby pokazać u nas spektakl „Dopalacze. Siedem stopni donikąd” w reżyserii Wawrzyńca Kostrzewskiego. Jego warszawska premiera odbyła się 3 listopada 2016 roku. W Płocku spektakl zostanie zagrany za sprawą PKN Orlen w Teatrze Dramatycznym im. Szaniawskiego 16 stycznia. Na przedstawienie o godzinie 11.00 zaproszono uczniów ze szkół, na ten o 17.00 może przyjść każdy (bilety: normalny 10 zł, ulgowy 5 zł).

Porozmawialiśmy o spektaklu z dyrektorem Teatru Kamienica, Emilianem Kamińskim. Teatr prowadzi wraz z żoną, Justyną Sieńczyłło.

To pierwszy spektakl „ku przestrodze”, który włączono do repertuaru Teatru Kamienica?
Emilian Kamiński: - Nie, to kolejny o takim zagrożeniu, które dotyczy współczesnego świata. Pierwszy był spektakl na podstawie książki „My dzieci z dworca ZOO”. Wciąż go gramy. Odniósł duży sukces. Połączyliśmy go z wykładem o narkotykach, przyszli do nas psycholodzy z Monaru. Te dyskusje bywają nawet dłużej niż sam spektakl, chociaż ten trwa przeszło godzinę. Stwierdziliśmy, że skoro był tak dobry oddźwięk, to warto pokazać spektakl o narkotykach XXI wieku, bo za nie uważam dopalacze. To tragiczna sytuacja, której ciężko zaradzić.

Jak powstał spektakl?
- Jego pomysłodawczynią jest moja żona, Justyna Sieńczyłło. Sama jest matką, przejmuje się losami dzieci. Ja się tym spektaklem opiekowałem. Zrezygnowaliśmy z pierwszej wersji scenariusza. Szukaliśmy czegoś lepszego i tak się stało. Ostateczny tekst napisał Wawrzyniec Kostrzewski.

Widza, zwłaszcza młodego, nie tak łatwo zainteresować. Jak tu uciec od moralizatorstwa i od oskarżenia o nudę?

- Wyszła nam sztuka z mądrym przesłaniem i w bardzo nowoczesnej formie, z wykorzystaniem muzyki i multimediów przygotowanych przez Marię Matyldę Wojciechowską. Według mnie całość wbija widza w fotel. Nie sądzę, aby ten spektakl opowiadał wyłącznie o dopalaczach. Bardziej traktuje o zagrożeniu czyhającym na młodego człowieka w całej tej reklamowej otoczce współczesnej cywilizacji. Kto ma własne dzieci, ten koniecznie powinien je przyprowadzić na ten spektakl. Opieraliśmy się na rozmowach z lekarzami, odwiedzaliśmy szpitale psychiatryczne. Zajmowała się tym moja żona. Ja od sześciu lat opiekuję się grupą bezdomnych. W rozmowach przestrzegali, że dopalacze okazują się o wiele gorsze od narkotyków.

Każdy powinien zobaczyć tę sztukę?
- Ustaliliśmy, że taką dolną granicą będzie 15 lat, górnej nie ma.

Co mówili widzowie po przedstawieniu, kiedy kurtyna już opadła?
- Twierdzili, że to dla nich ważny temat. Dziwię się, że to taka rzadka sytuacja, kiedy dotowany teatr w większym mieście pochyla się nad tym problemem. Teatr Kamienica jest podmiotem prywatnym.

Poprzez sztukę można wyręczyć policjanta albo pracownika Monaru?
- Po prostu uważam, że teatr powinien być miejscem do rozważania problemów współczesnego świata. Chociaż wiem, że trwa wyścig o farsę, jak również o komplet na widowni i państwową dotację. Decyzja o wystawianym repertuarze to już kwestia odpowiedzialności dyrektora teatru.

Jaki jest ten spektakl?
- Przedstawienie jest mocne. Ale proszę nie zrozumieć tego w taki sposób, że obfituje w przekleństwa. Odnoszę się do przekazu. W końcu to siedem stopni donikąd. Zaręczam, że jednocześnie pojawią się bardziej zabawne momenty. Spektakl potrwa godzinę i 10 minut. Mamy w tej historii fajną, młodą dziewczynę (w tej roli Olga Sarzyńska) próbującą odnaleźć się obrazkowej rzeczywistości, w której tak duży udział mają telewizja i reklamy. Będzie też jeden kolega, mniej więcej w jej wieku (Mateusz Lisiecki-Waligórski). Paweł Koślik wcieli się, poza rolą dilera, także w lekarza, prelegenta i komentatora wydarzeń na scenie. W sumie trzy doskonałe role pokazujące, w jaki sposób może rozpocząć się „przygoda” z dopalaczami, przechodząc przez kolejne siedem etapów – przez te siedem stopni donikąd – od pierwszego kontaktu poprzez uzależnienie i jego efekty.

Nie grozicie palcem, nie zakazujecie, tylko dajecie do myślenia.
- Widz ma wyjść z przeświadczeniem, że nie warto sięgać po dopalacze. To mniej więcej tak, jakbym pani powiedział „nie wkładaj ręki do ognia, bo się sparzysz”. Jeśli tak zrobisz, zranisz się. Później mam prawo powiedzieć, że przecież ostrzegałem. A czy nie lepiej mieć sprawną rękę? Dla mnie życie jest wartością nadrzędną. Po to jesteśmy na tym świecie, aby je godnie przeżyć. Tym bardziej rolą teatru jest powtarzać „uważaj, tu możesz się sparzyć”. Niekoniecznie wszystkie sztuki muszą bawić widzów. Ta odpowiedzialność za świat wokół nas rozkłada się na wszystkich.

Spełnia się Pan w tym, co robi?
- Kocham swój zawód. Trzeba jednak mieć na uwadze, że są różne rodzaje miłości. Kocha się swój dom i rodzinę, to jest naturalne. Kocha się także swój zawód, tyle że to już taka miłość przez rozum. Kiedy postanowiłem powadzić teatr, stworzyłem dla siebie miejsce. Nie byłem w tym samotny, miałem pomoc. Wierzę, że tego nie zmarnowałem. Dla mnie widzowie są jak ukochane dzieci, którymi trzeba się odpowiednio zająć.

Jak Pan sądzi, dlaczego ludzie sięgają po dopalacze?
- Z wielu powodów. Nie dostrzegają nadziei, że będzie lepiej. Kompletnie nie wiadomo, w którą stronę iść. Brakuje miłości, poczucia bliskości z drugą osobą. Powiedziałbym, że chodzi o poszukiwanie efektu, emocji, kiedy mamy wrażenie, że nasze życie jest nudne. Chcemy, aby wreszcie coś się w nim stało. Pomyślimy „no to teraz dam czadu”. Właśnie dlatego ludzie czasem sięgają po karabin. Ważne, aby umożliwić im powrót na normalne tory. Przy okazji premiery powiedziałem, że trzeba wąchać czas. Świat, który nas otacza, należy poddawać nieustannej analizie. Nie można niczego nie przyjmować ot tak, bezrefleksyjnie. Mam nadzieję, że tak będzie w przypadku tego spektaklu.

W kilku słowach, widz ma wyjść z teatru...
- Poruszony. Świadomy, że dopalacze to zguba. Życie jest wartością nadrzędną i trzeba o nie dbać.

Fot. Rafał Latoszek / Teatr Kamienica

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE