Skrócenie czasu pracy nie jest zupełnie nowatorskim pomysłem - podobne rozwiązania już od kilku lat stosuje wiele europejskich państw, m.in. Wielka Brytania, Islandia czy Francja. W Polsce wielu osobom wydaje się to jednak wciąż jedynie mrzonką. Tymczasem pionierów krótszego tygodnia pracy nie trzeba daleko szukać. Funkcjonuje on już w urzędzie miasta w Lesznie, a niebawem zacznie także we Włocławku. Od 2025 roku wprowadzenie zmian zadeklarowała również jedna z większych polskich firm produkcyjnych Herbapol.
Jak zapatruje się na to Płock?
- Obecnie Urząd Miasta Płocka nie planuje wdrożenia takiego rozwiązania. Niemniej jednak, z uwagą przyglądamy się samorządom, które w ramach testu zdecydowały się na to. Ponadto monitorujemy analizy i prace zmierzające do zmiany zapisów w Kodeksie pracy w zakresie czasu pracy, które toczą się w polskim parlamencie - przekazuje Ewa Janiszewska, inspektor Biura Prasowego Urzędu Miasta Płocka.
Chociaż póki co planów jeszcze nie ma, rozwiązanie wzbudza coraz większe zainteresowanie.
Na tym etapie warto jednak zwrócić uwagę, że urzędy ze względu na swoją specyfikę pracy będą miały ułatwione zadanie, jeśli wystąpią odgórne zmiany w kodeksie pracy. Problem mogą stanowić branże, które wymagają zachowania ciągłości pracy przez 24 godziny na dobę.
- Jeżeli mówimy na przykład o zakładzie produkcyjnym, takim jak chociażby w Płocku PKN Orlen, gdzie praca toczy się tak naprawdę przez całą dobę, skrócenie tygodnia pracy, nawet przy założeniu, że wszyscy pracownicy wówczas pracowaliby efektywniej, równa się ze zmniejszeniem produkcji o 20% - tłumaczy dyrektor płockiego urzędu pracy, Daniel Olender.
Wskazuje również, że wystąpić mogą dwa rozwiązania - zwiększenie zatrudnienia, aby zachować ciągłość produkcji albo całkowicie przeciwnie, masowa redukcja etatów w niektórych branżach.
- Mimo to skłaniam się raczej ku pierwszej opcji. Nie sądzę, by zmniejszenie czasu pracy wpłynęło na wzrost bezrobocia - kontynuuje Olender.
Skrócony wymiar czasu pracy a zawody deficytowe
Aby móc zacząć rozmawiać o zmniejszeniu wymiaru godzin, przede wszystkim należy skupić się właśnie na branżach, które wymagają stałej dostępności pracowników.
- Zamysł tej zmiany był taki, aby przez mniejszą ilość godzin lub dni tygodnia pracownicy wytworzyli tyle, ile dotychczas. Musieliby więc pracować wydajniej, ale podniosłoby to morale, bo w zamian mieliby dłuższy weekend albo mniej godzin w ciągu dnia do spędzenia w pracy - opisuje Daniel Olender.
Trudno jednak odnieść to do zawodów, które potrzebują stałej obecności pracowników gotowych do świadczenia usług lub podejmowania interwencji, takich jak ochrona zdrowia czy służby porządkowe. Większość ekonomistów wskazuje, że wówczas koniecznym krokiem do prawidłowego funkcjonowania takich działów będzie zatrudnienie nowych pracowników. Co jednak w sytuacji, gdy "rąk do pracy" brakuje? Jeśli już w obecnym systemie obserwujemy deficyt lekarzy, pielęgniarek, ratowników medycznych czy policjantów i strażników granicznych?
Na to pytanie jest aktualnie trudno znaleźć jednoznaczną odpowiedź.
- Wszystko będą musiały wykazać testy i pilotaże prowadzone w poszczególnych zakładach pracy. Dopiero wtedy będzie można wprowadzać zmiany dostosowane do panującej na rynku sytuacji - wskazuje Olender.
Finansowanie krótszego tygodnia pracy
Kiedy powraca dykusja o skróconym wymiarze godzin, pracodawcy i przedsiębiorcy zadają jedno kluczowe pytanie: kto za to zapłaci?
- Partycypacja pracownika w kosztach pracodawcy, czyli częściowe obniżenie wynagrodzenia, sprawdza się raczej tylko w sytuacjach kryzysu ekonomicznego, gdy jest ratunkiem przed zwolnieniami. Natomiast we wszystkich krajach, w których do tej pory eksperymentowano lub już wprowadzano odgórnie skrócony czas pracy, duży wkład miało państwo. Angażowało się finansowo już na etapie szeroko zakrojonego, powszechnego eksperymentu, który miał na celu dogłębne sprawdzenie pomysłu i sytuacji na rynku - tłumaczy Beata Skowron-Mielnik, specjalistka od zarządzania zasobami ludzkimi i czasem pracy z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu.
Rozwiązanie musi więc zakładać zwiększony nakład finansowy pochodzący z budżetu państwa, co naturalnie mogłoby spowodować wzrost inflacji bądź podatków, z których pokrytoby dodatkowe koszta.
- Jest też jednak trzecie, dość popularne rozwiązanie. Firmy sprawdzają swój sposób i system pracy, szukając rezerw czasowych. Często okazuje się, że pracownicy tracą czas na źle zorganizowanych zebraniach, niepotrzebnych, odgórnie ustalonych spotkaniach czy wyjazdach, przerwach na kawę. Jeśli się to ograniczy, praca może być krótsza, ale bardziej intensywna. Z pomocą przychodzi też automatyzacja i sztuczna inteligencja - kontynuuje Skowron-Mielnik.
Aktualnie wszystko pozostaje jednak w sferze testów i poszukiwania rozwiązań. Prace legislacyjne nad zmianami w kodeksie pracy mają powrócić do polskiego parlamentu jesienią tego roku.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.