reklama

Były prezes TK: To arogancja i bezczelność

Opublikowano:
Autor:

Były prezes TK: To arogancja i bezczelność - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościO co właściwie chodzi z tym Trybunałem Konstytucyjnym? Według byłego sędziego i prezesa tej instytucji Jerzego Stępnia sprawa jest „prosta jak konstrukcja cepa”. Do Płocka, aby podzielił się swoimi spostrzeżeniami, zaprosił go lokalny Komitet Obrony Demokracji.

O co właściwie chodzi z tym Trybunałem Konstytucyjnym? Według byłego sędziego i prezesa tej instytucji Jerzego Stępnia sprawa jest „prosta jak konstrukcja cepa”. Do Płocka, aby podzielił się swoimi spostrzeżeniami, zaprosił go lokalny Komitet Obrony Demokracji.

Spotkanie z byłym sędzią i prezesem Trybunału Konstytucyjnego w latach 2006-2008 Jerzym Stępniem odbyło się w jednej z sal Szkoły Wyższej im. Pawła Włodkowica.

- Zanim zostałem sędzią Trybunału Konstytucyjnego, także i dla mnie ta instytucja była czymś abstrakcyjnym. Miałem o niej średnie pojęcie – przyznał już na początku. Swój niemal dwugodzinny wykład rozpoczął od postawienia tezy. - Polska po 1989 roku nie przechodziła żadnego poważnego konfliktu. Obecna sytuacja w niczym nie przypomina tego, z czym mieliśmy do czynienia przez ostatnie lata. Dla mnie, jako prawnika, sytuacja jest prosta. Zrobiono skok na pewną ilość miejsc w TK. Najpierw zagarnęła je Platforma Obywatelska. Później Prawo i Sprawiedliwość, które doszło do władzy, przez co sparaliżowano pracę TK.

Stępień odwoływał się do historii Polski czy Stanów Zjednoczonych. To właśnie w USA zapoczątkowano sądownictwo, które podjęło się badania konstytucyjności aktów. Miało nie dopuścić do sytuacji, kiedy prezydent zagarnia zbyt dużo władzy. Wniosek z tego płynie jeden... - Dopóki brakuje takiej instytucji, jak sąd konstytucyjny, sama konstytucja pozostaje zbiorem pobożnych życzeń – skonstatował. - Zupełnie jakbyśmy chcieli uwierzyć, że wystarczy nam piękny kodeks karny. Bo skoro jest, to zapewne już nikt nie będzie grabił i popełniał morderstw. To samo powiedziałem policjantowi, który zatrzymał mnie na drodze. Poznał mnie i pytał, o co właściwie chodzi z tym TK. Zrozumiał moje wyjaśnienie – a nawet obyło się bez mandatu.

Zabrakło im wyobraźni...

Tak liczna reprezentacja Prawa i Sprawiedliwości w parlamencie, według niego, wynika nie tylko z tego, ile osób zagłosowało na tę partię w wyborach. Paradoksalnie przyczyniły się do tego również ugrupowania lewicowe i sama ordynacja wyborcza. - Niestety Leszkowi Millerowi i Januszowi Palikotowi zabrakło wyobraźni – ocenił sędzia. - Lepiej by wyszli na komitecie wyborczym niż na koalicji. A tak zafundowali sobie 8 proc. próg wyborczy. Pokłócili się o pieniądze, które przypadłyby tylko jednemu komitetowi wyborczemu. Palikot bał się, że Miller go ogra. Brakowało niewiele, ale nie przekroczyli progu. Kto dobrze zna ordynację wyborczą, ten wie, że oddane głosy przesunęły się na te ugrupowania, które dostały się do parlamentu. Teraz PiS zachłysnął się władzą, bo skoro już rządzą, to uważają, że mogą wszystko i TK jest już niepotrzebny.

Koniec państwa prawa?

Przypominał zwłokę prezydenta z przyjęciem przysięgi do nowo wybranych sędziów TK. - Zaledwie w dwa dni po powstaniu rządu nocą przez sejm przeszła nowelizacja ustawy o TK, ograniczająca kadencję sędziów. Rząd nie chciał opublikować wyroku TK, tymczasem w Konstytucji mamy zapis, że wyroki TK są ostateczne i podlegają publikacji. Paraliż TK oznacza, że nie ma Konstytucji, gdyż ta pozostaje wyłącznie na papierze. A skoro jej nie ma, to można robić co się żywnie podoba. Likwidować, dobrowolnie obsadzać spółki skarbu państwa. Z naruszeniami mieliśmy do czynienia już za prezydentury Lecha Wałęsy, dochodziło do falandyzacji prawa, ale nigdy nie traktowano Konstytucji w tak arogancki i bezczelny sposób.

Przywołał również sprawę z ułaskawieniem przez prezydenta byłego szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego, Mariusza Kamińskiego. - Przecież jego wyrok był nieprawomocny – dziwił się były prezes TK. - Miał jednak wejść do rządu, więc szukano rozwiązania. Znaleźli kruczek i tym sposobem Andrzej Duda ułaskawił niewinnego, bo za takiego należało go uważać dopóki wyrok nie stał się prawomocny. Zadzwoniłem do prof. Andrzeja Zolla. Uważał podobnie, w Europie nikt o czymś takim nie słyszał. Skoro ułaskawiamy, to znaczy że uznajemy go wcześniej za winnego? - domniemywał. - Według mnie „20 listopada skończyło się w Polsce państwo prawa”. Nikt nie może stać ponad prawem, ponad Konstytucją, nawet prezydent. Tyle mogę powiedzieć, jako prawnik. Zgodnie z moją osobistą wizją prezydent wysłał sygnał „chłopcy i dziewczęta nie martwcie się, bo nawet jeśli podwinie wam się noga, to ja jestem na końcu. Jeśli będziemy jechali równo, to włos wam z głowy nie spadnie”.

Kaczyński na równi pochyłej

Stępień uważa, że w Polsce mamy do czynienia z próbą „wprowadzenia państwa w rewolucyjną drżączkę”. Wyjaśniał to na przykładach. - Na początku, jak to było przy rewolucji we Francji, ścinało się króla czy arystokratów. Zawsze znajdzie się ktoś, kto przyjdzie popatrzeć. Po tej fazie ludzie zaczynają być rewolucją zmęczeni. Krzyczą, że mają dość. Aby przyszedł wreszcie ktoś, kto będzie rządził. W ten sposób pojawił się Hitler w Niemczech czy Oliver Cromwell w Anglii. U nas Jarosław Kaczyński zapowiada, że się nie cofnie, lecz aktualnie znajduje się na równi pochyłej, na którą oddziałują dwa wektory. Był przekonany, że Zachód na jego postępowanie machnie ręką. Tymczasem dla Zachodu to coś niedopuszczalnego, aby państwo należące do Unii Europejskiej nie było państwem prawa. To po pierwsze, a po drugie, prezes PiS jest poirytowany marszami. Może nadejść taki czas, że ktoś z jego środowiska zapyta, dlaczego ma nadstawiać dla niego głowę i może podjąć próbę odstawienia go na boczny tor. Polityka to nie jest środowisko cywilizacji miłości. Tu liczy się ambicja, kto z kim pójdzie. Tym, co siedzą w parlamencie, diety lecą. Na to, co dzieje się poza nim, już nie mają czasu. Jeżdżę trochę po kraju. Obserwuję, jak ludzie przeżywają to, co się dzieje. Na takich spotkaniach próbują samych siebie wzajemnie uspokoić.

Dalej wspominał o wysokich kosztach programu „Rodzina 500 +”. - Często słucham Radia Maryja. Moja ulubiona audycja to „Rozmowy niedokończone. Żona śmieje się, że w ten sposób poświęcam się dla narodu. Zadzwoniła jakaś kobieta. Żaliła się, że bizneswoman dostanie na kilkoro dzieci, a ona a swojego jedynaka już nie. Nawet na tym tle pojawiają się już niesnaski. Zaczynają się napięcia między ludźmi – uznał. Nie omija to środowiska akademickiego czy nawet asystentów sędziów, którzy „liczą na dostanie się do TK”. - Wszędzie są karierowicze próbujący wykorzystać sytuację. Mamy teraz czas próby charakterów.

Od polityki nie da się uciec. Ta dotyczy rafinerii, stoczni, nawet koni, jak wyliczał Stępień. - Wielu jest takich, którzy powtarzają, że czas wyrzucić tych, co już się nachapali. Reputacja Polski jest już na dnie. Rozmawiałem z Polką mieszkającą w USA. Mówiła, że Amerykanie dotychczas uważali nas za dzielny, aczkolwiek nieszczęśliwy z racji swojej historii, naród, który przetrwał rozbiory i zabory. Teraz są zaskoczeni, dlaczego na własne życzenie Polacy niszczą swoje państwo.

- Nie wiem, co kombinują rządzący – rozkładał ręce. - W każdej chwili mogą coś wykręcić. Trzeba im patrzeć na ręce – w czym upatrywał roli KOD-u. - Tym bardziej, że opozycja jak dotąd śpi. Marszałek Marek Kuchciński może na jakimś posiedzeniu w sejmie o godzinie 23.59 ogłosić posłom, że na swoich tabletach maja już nowy projekt konstytucji i za chwilę czas na głosowanie. Jak dotąd mieliśmy już kilka ustaw zasadniczych. Obecna obowiązuje już od 19 lat, jako całkiem niezły instrument do skatalogowania praw obywatelskich. Została legalnie uchwalona i zatwierdzona w drodze ogólnokrajowego referendum, dlatego trzeba konstytucję szanować. Nawet jeśli nie wszystko się w niej podoba. Gdyby jednak doszłoby do zmian ordynacji wyborczej, kolejny ruch będzie polegał na doprowadzeniu do przyspieszonych wyborów.

Były prezes TK przekonywał, że pomimo wszystko „Polacy nie są rewolucjonistami”. - Nie damy się nabrać na żadne ruchy prowadzące nas do skłócenia, może nawet do rozlewu krwi – żywił nadzieję sędzia.

Fot. Karolina Burzyńska/Portal Płock

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE