reklama

Beata, czyli kierowca autobusu na obcasach

Opublikowano:
Autor:

Beata, czyli kierowca autobusu na obcasach - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościO tym, czy drobna kobietka za wielką kierownicą wielkiego czerwoniaka wciąż budzi zaciekawienie, czy do pracy zakłada szpilki i co myślą o jej pracy faceci lubujący się w niewybrednych żartach na temat bab za kółkiem z okazji Dnia Kobiet porozmawialiśmy z Beatą Charzyńską, jedną z dziewięciu pań kierowców w Komunikacji Miejskiej.

O tym, czy drobna kobietka za wielką kierownicą wielkiego czerwoniaka wciąż budzi zaciekawienie, czy do pracy zakłada szpilki i co myślą o jej pracy faceci lubujący się w niewybrednych żartach na temat bab za kółkiem z okazji Dnia Kobiet porozmawialiśmy z Beatą Charzyńską, jedną z dziewięciu pań kierowców w Komunikacji Miejskiej.

Beata Charzyńska ma 36 lat. Mniej więcej dwa lata temu, po ponad 11 latach pracy w płockim Levisie została zwolniona z pracy. I zaczęła główkować, co by tu ciekawego zrobić ze swoim życiem. Autobusy - to był strzał w dziesiątkę.

Portal Płock: Jak to się stało, że zmieniła pani swoje życie zawodowe o 180 stopni i zasiadła za kierownicą czerwoniaków?

Beata Charzyńska: Zawsze uwielbiałam jeździć, prawo jazdy na osobówki mam od 19 lat. Gdy zwolniono mnie z Levisa, szukałam pomysłu na siebie. I kiedyś zobaczyłam blondynkę w dwóch uroczych kiteczkach za kierownicą autobusu, Ludwikę, teraz moją koleżankę z pracy. Pomyślałam, ze to jest TO. W Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej zapytałam o możliwość sfinansowania kursu na prawo jazdy kategorii D. Zgodzili się. Egzamin zdałam za pierwszym razem i przyjęto mnie do pracy w Komunikacji Miejskiej. To był strzał w dziesiątkę, uwielbiam swoją pracę!

I szef nie kręcił nosem, żeby przyjąć do pracy za kierownicą kobietę? 

Nie, absolutnie, płeć nie miała znaczenia. Wystarczy mieć ukończone 21 lat i minimum trzy lata jeździć. Pracodawcy nie przeszkadzało też, że mam dwoje dzieci ani ile mam lat. A takie miałam niestety doświadczenia w szukaniu pracy - wszyscy by chcieli kobiety bezdzietne, najlepiej 18-latki z 20-letnim stażem pracy...

W którym autobusie można panią spotkać?

Najczęściej w „18”, „11”. Nocnymi liniami kobiety zazwyczaj nie jeżdżą, chociaż pracę często kończymy nawet przed północą. Ale jesteśmy odwożeni pod sam dom, więc jest bezpiecznie.

Baba za kółkiem jest obiektem niewybrednych żartów, a co dopiero mówić o babie za kółkiem autobusu! Jakie budzi pani reakcje?

Widzę pasażerów w lusterku - często jak mnie zobaczą, mają taką minę, jakby nie wiedzieli, czy wsiadać, czy nie (śmiech).

Decydują się na to „ekstremalne” przeżycie?

Tak, bo wiedzą, że kolejna „11” będzie za pół godziny albo jeszcze dłużej (śmiech). A tak poważnie mówiąc, to chociaż jest nas więcej niż kiedyś, bo przed laty to w ogóle było nie do pomyślenia, żeby kobieta kierowała autobusem, to wciąż widzę w oczach ogromne zdziwienie. Ale zdarza się też, że podchodzą do mnie pasażerowie, również mężczyźni, i mówią, że ich zdaniem kobiety jeżdżą lepiej niż faceci, płynniej, bezpieczniej.

Czyli nie spotkała się pani ze złośliwymi przytykami?

Wręcz przeciwnie, myślę, że to że jestem kobietą nawet trochę mi pomaga. Dziś na przykład miałam opóźnienie, przyjechałam 13 minut po czasie, bo autobus zamarzł. Wiadomo, że pasażerowie nie byli zbyt szczęśliwi, bo każdy śpieszy się do pracy, ale nie usłyszałam złego słowa. Może to zasługa tego, że dziś mamy Dzień Kobiet? Oczywiście zdarzają się też nieprzyjemni pasażerowie, na przykład całkiem niedawno pijany mężczyzna pokazał mi środkowy palec i zaczął walić obiema rękami w szybę ze złości, że go nie chciałam wypuścić nie na przystanku. Szyba nie pękła, więc obyło się bez policji. Ale nie sądzę, żeby płeć kierowcy miała w tym przypadku jakiekolwiek znaczenie.

A rodzina, przyjaciele jak reagują na pani pracę?

Rodzina cieszy się, że wreszcie odnalazłam swoją drogę, pracę, w której spełniam się na sto procent. A przyjaciółki? Namawiam je, by też zmieniły pracę na tę w autobusie(śmiech). Ale mówią, że mnie podziwiają, bo one by nie dały rady, że to nie dla nich, że ten autobus taki wielki…

No bo ten kontrast jest uderzający: taka drobna, filigranowa kobitka i wielgachny dyszący autobus. Dużo trzeba siły fizycznej, żeby prowadzić taką maszynę?

Przecież ja go nie pcham, sam jedzie (śmiech). Nowsze autobusy mają wspomaganie, automatyczną skrzynię biegów, nie wysiadam spocona i wyczerpana. Chociaż w tych starszych, z wajchą, na początku trochę się musiałam nagimnastykować.

Są pani zdaniem jakieś zawody, które wciąż mogą wykonywać tylko kobiety albo tylko mężczyźni?

Poza księdzem żaden nie przychodzi mi do głowy. Kobiety są kierowcami autobusów, ciężarówek, taksówek, jeżdżą wózkami widłowymi, znam też kobietę, która jest mechanikiem samochodowym. Nie widziałam jeszcze kobiety w koparce albo prowadzącej karetkę pogotowia, ale pewnie wszystko przede mną. Moim zdaniem, kobietom wciąż brakuje odwagi, przebojowości. Myślą, że mężczyźni są silniejsi, a ja uważam, że emocjonalnie, pod względem odporności na stres i cierpienie, to my jesteśmy silniejsze.

Ma pani na koncie jakieś szczególnie trudne sytuacje w pracy, takie, w których trzeba było właśnie zachować zimną krew?

Tak, to było zimą rok temu, byłam wtedy na okresie próbnym. Jechałam w kierunku Wyszyny, nagle wyjechał mi samochód osobowy. To się często zdarza, bo kierowcy nie zdają sobie sprawy, że ja autobusem tak szybko nie zahamuję. Zjechałam na pobocze, a ponieważ było nieodśnieżone , to wylądowałam w rowie. Na szczęście nikomu nic się nie stało, ale bardzo się wtedy zdenerwowałam.

Chodzi pani do pracy w spódniczce i szpilkach?

Latem jak najbardziej, taką za kolanko, chociaż panowie woleliby pewnie krótsze (śmiech). Ale nie prowadzę w szpilkach, muszę czuć się wygodnie.

A jak jest z tymi typowo kobiecymi obowiązkami na przykład w kuchni? Lubi pani gotować, pichcić, piec?

Muszę to robić, mam dwoje dzieci w wieku 7 i 12 lat.

Ale czy pani to lubi?

Szczerze mówiąc… nie za bardzo, wolę jeździć (śmiech). Po paru godzinach sprzątania, gotowania, prania, prasowania jestem zmęczona jak nieboskie stworzenie, a po 10 godzinach za kierownicą, po prawie 200 kilometrach dziennie tego zmęczenia w ogóle nie czuję. Mogłabym jeździć i jeździć. Po prostu to kocham, co na to poradzę? (śmiech).

Rozmawiała Małgorzata Rostowska, fot. Portal Płock

Czytaj też:

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE