- Niestety, taka jest „uroda” mniejszych miast: mamy balet Czajkowskiego wykonany przez światowej sławy Rosyjski Balet Narodowy z perspektywy plastikowych krzesełek i zapachu sportowej szatni - tak oceniła „Jezioro Łabędzie” w Orlen Arenie nasza czytelniczka. Wtóruje jej szef POS : to było wielkoludyczne spotkanie ze sztuką wysoką, ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma.
Pani Anna wybrała się w niedzielę na „Jezioro Łabędzie” do płockiej Orlen Areny. Wyszła z miną mocno nietęgą, choć oczywiście nie znaczy to, by artyści Rosyjskiego Baletu Narodowego nie wywarli na niej jak najbardziej pozytywnego wrażenia. Wszystko byłoby cudownie, gdyby nie ten przeraźliwy dysonans… - Jako warszawianka wychowałam się na wizytach w Teatrze Wielkim w Warszawie, na kulturze przez duże „k” i może dlatego niedzielne zestawienie całej atmosfery hali sportowej i kultury wysokiej tak mnie zszokowało - przyznaje nasza czytelniczka. - Ale niestety, taka chyba jest „uroda” mniejszych miast, mamy balet Czajkowskiego z perspektywy hali sportowej, zapachu sportowej szatni, plastikowych, makabrycznie niewygodnych i krzesełek muzyki z playbacku.
Podobne wrażenia ma szef Płockiej Orkiestry Symfonicznej. - Wiedziałem mniej więcej, czego się mogę spodziewać, że zamiast orkiestry będzie taśma, a zamiast Teatru Wielkiego Orlen Arena, więc nie oczekiwałem wielkich wrażeń - wyznał Adam Mieczykowski. - Spodziewałem się, że będzie to takie wielkoludyczne spotkanie ze sztuką wyższego rzędu. I takie, niestety, było.
Nasz rozmówca podkreśla, że rozumie pragnienie płocczan do obcowania z kulturą wysoką, nie ocenia też sensowności wydawania sporej sumy pieniędzy na „Jezioro Łabędzie”. Bo jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Ale po prostu - trzeba to powiedzieć - przedstawienie w Orlen Arenie z prawdziwą sztuką baletową miało niewiele wspólnego i właściwie występ w Płocku można by porównać do dość miernej imitacji kultury wysokiej. A takie specyficzne złamanie zasady decorum musi budzić sprzeciw u osób, które sztuką przez wielkie „s” żyją na co dzień. - Bo balet to nie tylko skaczący, podrygujący ludzie, których zresztą z dalszych miejsc ledwo było widać - mówi Mieczykowski. - Balet to też wspaniała scenografia (a tej niedzielnej z całą pewnością wspaniałą nazwać nie można), ale i godne miejsce, specyficzny klimat miejsca. Abstrahując już od tego, że nie było muzyki na żywo, to po Orlen Arenie w kontekście prezentowania kultury wysokiej po prostu nie można się było wiele spodziewać. Hala to nie miejsce na balet klasyczny.
I znów rozbijamy się o brak sali koncertowej z prawdziwego zdarzenia. Tak nienaturalne spotkania jak niedzielne zetknięcie plastikowych trybun z baletem klasycznym jeszcze mocniej zaakcentowało problem braku filharmonii. - Wielokrotnie spotykałem się z pytaniami: „czy płocka orkiestra nie może grać w Orlen Arenie?”. Ależ może, wszędzie może, nawet na plaży - mówił nam szef POS. - Tylko zależy co - koncerty rockowe, popowe da się zagrać w hali sportowej, ale jeśli wystawiamy wielki balet Czajkowskiego wśród plastikowych krzesełek, z muzyką z magnetofonu, to po prostu nie ma mowy, żeby to wyszło dobrze. Trzeba to ciągle przypominać: Płock potrzebuje sali koncertowej z prawdziwego zdarzenia, będącej w stanie udźwignąć tak wielkie projekty artystyczne.
O entuzjastycznym przyjęciu rosyjskich artystów w Płocku czytaj też:
Zdjęcia można obejrzeć w naszej galerii