reklama

Awantura na Tysiąclecia. Drą koty o… koty

Opublikowano:
Autor:

Awantura na Tysiąclecia. Drą koty o… koty - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościBrudzą, śmierdzą, rozmnażają się jak króliki, na dodatek wylegują się na maskach samochodów, ostrząc pazury i rysując karoserię. Mieszkańcy osiedla Tysiąclecia mają dość. Poruszyli niebo i ziemię, by wreszcie rozwiązać problem uciążliwych sąsiadów.

Brudzą, śmierdzą, rozmnażają się jak króliki, na dodatek wylegują się na maskach samochodów, ostrząc pazury i rysując karoserię. Mieszkańcy osiedla Tysiąclecia mają dość. Poruszyli niebo i ziemię, by wreszcie rozwiązać problem uciążliwych sąsiadów.

Podkreślają to wszyscy - tak czytelniczka, która zwróciła się do nas z prośbą o interwencję, mieszkańcy bloków przy Mieszka I, jak spółdzielnia - fetor kocich odchodów wydobywający się z klatek schodowych, o piwnicach nie wspominając, po prostu odrzuca na kilometr. - Koty od kilkunastu lat mieszkają w piwnicy w naszej klatce, mają tam miski pełne jedzenia, legowiska, tam też się załatwiają - relacjonuje nasza czytelniczka. - Posadzka jest tak przesiąknięta kocim moczem, że smród roznosi się po całej klatce. Fetor jest nie do zniesienia, latem nie można otworzyć okna.

Przegonienie nieproszonych gości nie wchodzi w rachubę. Koty wolno żyjące przed zakusami wściekłych mieszkańców, którzy chętnie by się ich pozbyli, chroni ustawa, uznając, że nie są to zwierzęta bezdomne i jako takie nie mogą być przyjmowane do schroniska, a przestrzeń miasta jest ich naturalnym miejscem bytowania. Wynika to z tego, że to właśnie w mieście mają naprawdę ważne zadania na kociej głowie - odpowiadają m.in. za systematyczne odszczurzanie i walkę z myszami - w tej dziedzinie nie mają sobie równych. Dlatego nie można utrudniać im życia, wyłapywać, przeganiać. Nawet zamykanie przed nimi piwnic traktowane jest jako zachowanie „niehumanitarne”. Z tego powodu już od lat koci sąsiedzi stają się zarzewiem ogromnych konfliktów między mieszkańcami bloków i co gorsza trudno wypracować jakiś kompromis.

Koty z Mieszka I w Ratuszu, spółdzielni, TOZ-ie, policji

Mieszkańcy Tysiąclecia już kilka razy zgłaszali się z tym problemem do Płockiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Teraz, gdy koty wylegujące się na maskach samochodów, porysowały pazurami lakier aut, czara goryczy się przelała. I choć sprawa jest trudna, mieszkańcy nie dają za wygraną. Poruszyli niebo i ziemię - o kotach z Mieszka I wiedzą i Ratusz, i Płocka SM, i Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami, i policja, wreszcie media.

Najcięższe zarzuty wytaczają przeciwko karmicielce kotów, czyli osobie zarejestrowanej w TOZ-ie, której przysługuje darmowa karma wydawana ofiarowana głównie przez darczyńców, a wydawana przez Urząd Miasta. Alarmują, że wbrew postulowanym zasadom, kobieta karmi koty w piwnicach, przez co zamieszkały tam na stałe, że nie sprząta ich odchodów, wreszcie, że każda próba wypracowania kompromisu kończy się na policji albo prokuraturze. - Koty są karmione 24 godziny na dobę, a przecież dzikie zwierzęta powinny same sobie zdobywać pożywienie, a być dokarmiane ewentualnie zimą, latem tylko co dwa dni - skarży się nasza czytelniczka. - Walka z tą kobietą to jak walka z wiatrakami. Kotów cały czas przybywa, w bardzo szybkim tempie się rozmnażają, ponieważ nie są sterylizowane, choć miasto co jakiś czas prowadzi takie akcje. Jednak ich opiekunka zgłosiła do sterylizacji tylko dwa koty!

W opinii mieszkańców nie może być dłużej tak, że jedna osoba terroryzuje całe osiedle. - Przecież człowiek jest ważniejszy niż zwierzę, to są w końcu nasze mieszkania, mamy dość życia w brudzie, smrodzie, z pchłami i uszkodzonym mieniem - skarżą się.

Sęk w tym, że nie za bardzo ktokolwiek ma narzędzia, które mogłyby zmusić społecznego opiekuna kotów do tego, by stosował się do zaleceń w zakresie opieki nad nimi. Robi to społecznie, z dobrego serca, a koty wolno żyjące nie są własnością jednej czy drugiej karmicielki, są „dobrem ogólnonarodowym” - jak określa je ustawa.

Pomysły dobre, ale nierealne

Skutek jest taki, że problem kotów narasta i nie bardzo wiadomo, jak go rozwikłać. Pewne rezultaty daje sterylizacja i kastracja - po pierwsze, uniemożliwiając części kotów niekontrolowane rozmnażanie, reguluje ich populację, po drugie, nieco zmniejsza nieprzyjemny zapach kociego moczu. Jak dowiedzieliśmy się w biurze prasowym Ratusza - od kwietnia ub. roku takim zabiegom poddano 370 kotów. - To kropla w morzu potrzeb, kotów non stop przybywa, jest ich już prawdziwe zatrzęsienie - komentują mieszkańcy.

Rozwiązaniem, które z pewnością poprawiłoby skomplikowane relacje ludzko-kocie byłoby ustawienie specjalnych budek-mieszkań dla kotów. Jednak jak dowiedzieliśmy się w spółdzielni - pomysł to rzeczywiście dobry, ale nienowy i w realizacji kompletnie nietrafiony. - Mieliśmy przy Mieszka I 2 taki koci domek, stał zaledwie jeden dzień, a już nazajutrz ktoś go ukradł - usłyszeliśmy w spółdzielni. - Wydaliśmy na niego ok. 800 zł, nie możemy wyrzucać pieniędzy w błoto.

Domek ukradziono, więc spółdzielnia w inny sposób chciała zadbać o zamarzające zimą zwierzaki i w zadaszonych altankach śmietnikowych wykonała specjalne otwory, żeby koty mogły się tam skryć w największe mrozy. Rozwiązanie nie zyskało jednak aprobaty obrońców zwierząt, a koty wciąż karmione w piwnicach ani myślały opuścić ciepłych legowisk. Innych pomysłów na razie nie ma, a sytuacja spółdzielni jest nie do pozazdroszczenia - po jednej stronie barykady ma obrońców zwierząt i ustawę, po drugiej zmęczonych i bezradnych mieszkańców.

Jakieś wyjście z tego impasu trzeba jednak znaleźć. Sprawdziliśmy więc, co robią w tej sprawie spółdzielnia, Ratusz i TOZ.

Płocka Spółdzielnia Mieszkaniowa. Władze spółdzielni dobrze znają problem mieszkańców bloków przy Mieszka I, jak nam powiedziano - właśnie trwa wypracowywanie kompromisu, stanowisko spółdzielni mamy poznać niebawem.

Ratusz. W Urzędzie Miasta przyznają, że ostatnio wpłynęły dwie skargi na koty wolno żyjące, obie dotyczyły problemu przy Mieszka I. W odpowiedzi Ratusz wysłał dwa pisma - jedno do Płockiej SM z prośbą o wyznaczenie nowego miejsca karmienia zwierząt, drugie - do TOZ-u z prośbą o pomoc przy kierowaniu kotów na zabiegi sterylizacji i kastracji. Dodatkowo na swojej stronie opublikował poradnik dla karmicieli kotów, w którym wyraźnie stwierdza, że pożywienie powinno się wystawiać w miejscach ustronnych, z dala od ludzi. Przez miejsca ustronne absolutnie nie należy jednak rozumieć piwnic, klatek schodowych czy balkonów. W biurze prasowym dowiedzieliśmy się też, że dokarmianie realizowane przez Wydział Gospodarki Mieniem Komunalnym przez zakup i przyjmowanie karmy od darczyńców oraz wydawanie tej karmy opiekunom społecznym odbywa się jedynie zimą. Zdaniem Ratusza, dzikie koty powinny same zdobywać pożywienie w cieplejsze miesiące i wówczas pełne miski powinno im się podawać minimum raz na dwa dni.

Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami. Szefowa płockiego oddziału TOZ też już słyszała co nieco o awanturze na Mieszka I. Podkreśla przede wszystkim, że zaostrzanie konfliktu niczego dobrego nie przyniesie, a dla zwierząt może skończyć się tragicznie. - Trzeba tonować nastroje, rozmawiać, próbować wypracować kompromis - radzi Maria Szygoska. - Problemem jest przede wszystkim dostosowanie miejsca karmienia kotów. Trzeba znaleźć taką przestrzeń, w której dokarmianie nie będzie tak uciążliwe dla pozostałych mieszkańców.

Ale karmicielka - jak wynika z relacji mieszkańców i sądząc po smrodzie, który wydobywa się z bloków przy Mieszka I - ani myśli przenosić gdzieś swojej jadłodajni. Czy TOZ nie ma narzędzi, które mogłyby jakoś na nią wpłynąć? - Jesteśmy organizacją społeczną, nie możemy nikogo do niczego zmusić , a karmiciele kotów to często osoby specyficzne, trudne w kontaktach, ale oczywiście będziemy rozmawiać z tą panią - zapewnia Maria Szygoska. - Opiekunka powinna zrozumieć, że zaognianie tego typu konfliktów nie służy na pewno dobru zwierząt, a wręcz może skończyć się dla nich tragicznie.

Szefowa płockiego TOZ-u zauważa jednak, że dobrze się dzieje, że koty wolno żyjące są karmione codziennie przez cały rok. - To nie są ptaki, żeby je karmić tylko zimą - wyjaśnia. - Pokutuje mit, że latem i wiosną koty same powinny zdobywać pożywienie, to nieprawda. Wbrew obiegowym opiniom, koty nie zjadają szczurów! Walczą z nimi, a potem zagryzają, zabijają. Im lepiej kot jest odżywiony, zadbany, tym lepszym jest łowcą. Zwierzę słabe, niedożywione, chore nie ma siły na walkę ze szczurem.

Jedno jest pewne: zintensyfikowanie działań i wypracowanie jakiegoś kompromisu w tej sprawie musi nastąpić już teraz, natychmiast. Bo koty przy Mieszka I za chwilę zaczną być postrzegane przez mieszkańców jako szkodniki, jak szczury. A szczury się tępi.

Czytaj też: Karmicielka: rzuca się w nas kamieniami

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE