Film powstał w ciągu 23 dni, a pomysł na scenariusz zrodził się już trzy lata temu. Pierwotnie historia miała zostać osadzona we włoskich realiach, została jednak przeniesiona do Polski. Niewiele brakowało, by produkcja w ogóle nie została zrealizowana... O powstawaniu filmu opowiedzieli podczas wczorajszego spotkania z publicznością współtwórcy produkcji. Czy udzielił im się atak paniki?
Najnowsza polska komedia to debiut reżysera Pawła Maślony w pełnometrażowej fabule i to bardzo udany, bo okrzyknięty debiutem roku 2017, za co Maślona odebrał nagrodę im. Morgensterna. W sobotni wieczór płocczanie mięli wyjątkową okazję poznać historię powstawania filmu z relacji samych twórców. Na spotkaniu w kinie Przedwiośnie obecni byli: reżyser Paweł Maślona, producent Jan Kwieciński, a także aktorzy i zarazem współtwórcy scenariusza Aleksandra Pisula i Bartłomiej Kotschedoff, a dzięki komunikatorowi w telefonie widownia mogła usłyszeć i zobaczyć także twórcę muzyki Radzimira Dębskiego.
Autorami pomysłu na film byli Aleksandra Pisula i Bartłomiej Kotschedoff, a produkcja pierwotnie miała być zrealizowana we Włoszech podczas kryzysu śmieciowego w Neapolu. W ten sposób zamiast "Ataku paniki" oglądalibyśmy dziś "Historie śmieciowe", pownieważ tak brzmiał pierwotny tytuł.
- Polski Instytut Sztuki Filmowej uznał, że mamy dużą szansę na pozyskanie dofinansowania, jeżeli przepiszemy ten scenariusz na polskie realia - zauważył Bartłomiej Kotschedoff, współtwórca scenariusza i odtwórca jednej z głównych ról. - Zaczęliśmy przepisywać scenariusz na wersję polską, co pociągnęło za sobą wiele perypetii i było, wbrew pozorom, skomplikowane - dodał.
Przeniesienie do Polski kryzysu śmieciowego nie byłoby wiarygodne. Stąd cały tekst wymagał poprawek.
- Pierwotna wersja scenariusza polegała na pokazaniu sześciu niezależnych historii, które spajał jedynie kryzys śmieciowy, mający wpływ na życie w mieście - opowiadał producent Jan Kwieciński. - Chcieliśmy stworzyć sytuacje, w których rzeczy odkładane na bok, lęki, niechęć do brania odpowiedzialności, w pewnym momencie wracają w skumulowanej formie, właśnie w postaci kryzysu. Zachowaliśmy to w "Ataku paniki" tylko usunęliśmy śmieci, żeby nie było to jedynie symboliczne ujęcie. W Neapolu to jest normalny kolor tego miasta, u nas byłoby to sztuczne - dodał.
W ten sposób powstała komedia, która tylko z pozoru jest śmieszna... problemy, które poruszyli twórcy są aktualne w polskim społeczeństwie: samotność, uzależnienie od wirtualnego świata, tworzenie fikcyjnych kreacji, brak kontaktu między pokoleniami. Reżyser zadbał o to, by tytułowy atak paniki narastał przez cały film, w czym niemałą rolę odegrała muzyka, potęgująca napięcie aż do końca seansu.
- Pomysł na muzykę, był taki, że zadzwoniłem do Pawła i zapytałem, co myśli o "techniawce" - opowiadał Radzimir Dębski, twórca muzyki do filmu "Atak paniki". - Wtedy zapadła długa cisza, potem było trochę śmiechu. Pomyślałem, że "techniawka" niesie ze sobą taki transowy, budujący element, który dla wielu wytrawnych znawców muzyki i sztuki w pewnym sensie kojarzy się z czymś bardzo prostym, wtedy postanowiłem zmierzyć to z czymś, co się wydaje najtrudniejsze i kulturowo najbardziej wysokie, czyli muzyka poważna i sonoryzm. Sonoryzm charakteryzuje się tym, że z klasycznych instrumentów wydobywamy dźwięki, które nie są klasyczne, dla przykładu na skrzypcach gramy jak na perkusji, w ten sposób powstają bardzo nieprzyjemne do słuchania dźwięki - wyjaśnił.
Czy widzom, którzy widzieli już produkcję, udzielił się tytułowy atak paniki? Zapraszamy do komentowania.