reklama

Afera z więzieniem. Narkotyki, przemoc?

Opublikowano:
Autor:

Afera z więzieniem. Narkotyki, przemoc? - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościNarkotykowy gang, zastraszanie, bicie i wymuszenia - taki obraz płockiego więzienia wyłania się z głośnego reportażu opublikowanego w „Dużym Formacie”. Wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki zapowiedział kontrolę w zakładzie karnym w Płocku.

Narkotykowy gang, zastraszanie, bicie i wymuszenia - taki obraz płockiego więzienia wyłania się z głośnego reportażu opublikowanego w „Dużym Formacie”. Wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki zapowiedział kontrolę w zakładzie karnym w Płocku.  

„W więzieniu w Płocku narkotyki są wszędzie. W łaźni, na spacerniaku, w celach” - tak zaczyna się reportaż Justyny Kopińskiej opublikowany dziś na stronach Gazety Wyborczej. Mowa w nim nie tylko o handlu narkotykami, w który - według informatorów dziennikarki, mają być zamieszani strażnicy i inni pracownicy zakładu karnego, m.in. więzienny psycholog i wychowawcy, a przymuszani - pozostali więźniowie. Wszyscy mają działać na zlecenia gangu tzw. Płockersów. Za murami na Sienkiewicza ma też dochodzić do zastraszania, dotkliwego bicia i upokarzania więźniów. Wszystko to - twierdzą informatorzy Justyny Kopińskiej - nie skończyło się mimo śledztwa w sprawie szajki narkotykowej prowadzonego od dwóch lat przez prokuraturę.

Po publikacji artykułu kontrolę w płockim więzieniu zapowiedział na antenie Radia dla Ciebie wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki. To właśnie do tego ministerstwa w 2014 r. napisał jeden z byłych więźniów, który stał się głównym bohaterem reportażu.

Jak całą sprawę komentuje Okręgowy Inspektorat Służby Więziennej w Łodzi, któremu podlega płockie więzienie (zakład karny w Płocku poproszony o komentarz odsyła właśnie do swoich przełożonych). Przede wszystkim - przestrzega rzecznik prasowy inspektoratu kpt. Bartłomiej Turbiarz, należy ostrożnie podchodzić do zarzutów byłych więźniów. Zapewnia też, że funkcjonariusze więzienni dokładnie wiedzą, że przestępcy ani myślą zaprzestać swojej działalności mimo odsiadki i często wykorzystują każdą okazję, by prowadzić ją zza krat.

- Przez 24 godziny na dobę pracujemy z najgroźniejszymi przestępcami w kraju - mówi Bartłomiej Turbiarz. - Z mordercami, gwałcicielami, pedofilami, członkami zorganizowanych grup przestępczych. Trudno oczekiwać, aby zdemoralizowani przestępcy, którzy na wolności zajmowali się napadami, porwaniami ludzi oraz handlem narkotykami nagle w więzieniu nie chcieli kontynuować swojej przestępczej działalności.

Narkotyki przemyca się w każdym możliwym przedmiocie - w dezodorancie, wędlinach, ptasim mleczku, podeszwie buta, paście do zębów, nawet drewnianej desce do krojenia. - Robimy wszystko, by ograniczyć ten proceder - zapewnia rzecznik i wylicza: przy bramie wejściowej strażnicy przeszukują każdego, kto wchodzi na teren zakładu, sprawdzają paczki i cele.  Wykrywalność rośnie - kpt. Turbiarz podpiera się statystykami: w 2015 r. w więzieniach w okręgu łódzkim odnotowano 72 przypadki ujawnienia niedozwolonych substancji i przedmiotów (zabronione są m.in. komórki), a w roku 2015  takich sytuacji było dotychczas 105.  W Płocku odnotowano kolejno sześć i 17 prób przemytu.

Sęk w tym, że - jak wynika z artykułu Justyny Kopińskiej - to wszystko na nic w sytuacji, gdy do przestępstwa włączają się strażnicy więzienni...  - Niestety, w każdej formacji mundurowej mogą znaleźć się osoby, które być może nigdy nie powinny w niej pracować - przyznaje rzecznik. - To my jesteśmy najbardziej zainteresowani dokładnym i rzetelnym wyjaśnieniem takich spraw, by tego typu incydenty zdarzały się jak  najrzadziej.

Oficer prasowy przypomina opisywane także przez nas na jesieni 2013 r. głośne zatrzymanie przez CBŚ  dwóch strażników z płockiego więzienia, którzy byli podejrzewani właśnie o handel narkotykami. Obaj mieli ok. dwuletni straż pracy i obaj zostali zwolnieni ze służby. -  Był to efekt współpracy naszej formacji, policji i prokuratury - podkreśla Turbiarz.

Rzecznik odniósł się też do opisywanej w reportażu wygłuszonej celi, która ma służyć jako środek przymusu bezpośredniego dla agresywnych więźniów, a w której - jak opowiadają byli świadkowie w artykule - miało dochodzić do bicia osadzonych. Jednak nasz rozmówca uważa, że to mało prawdopodobne, bo w pomieszczeniu jest monitoring.

Co czeka teraz oddziałowych, psychologów, wychowawców z płockiego więzienia, których opisano w artykule?  - Nie możemy opierać się na doniesieniach medialnych, które uzyskane zostały od byłych więźniów - podkreśla Bartłomiej Turbiarz i dodaje, że przełożeni tych funkcjonariuszy nie mają co do nich podejrzeń. Gdyby było inaczej - zapewnia - zawiadomiono by prokuraturę.  - Należy też pamiętać, że słowa byłych osadzonych należy mocno ważyć - przestrzega Bartłomiej Turbiarz. - Bardzo często zarzuty osadzonych w stosunku do funkcjonariuszy nie są prawdą, a osadzeni chcą przy tej okazji "załatwić cos dla siebie".

Więźniom, którzy mają podejrzenia, że funkcjonariusze łamią prawo, rzecznik poleca kontakt z ich przełożonymi lub - jeśli jest to niemożliwe albo niepożądane - z prokuraturą lub policją (korespondencja z organami ścigania nie podlega cenzurze).

To nie jest pierwszy raz, gdy głośno jest o płockim więzieniu, czytaj też:

Na zdjęciach sposoby na przemyt zakazanych substancji i przedmiotów: sterydy w cukierkach, narkotyki w desce do krojenia, butach, kremie do golenia, mazakach, dezodorancie, ptasim mleczku, wędlinie, paście do zębów, a także telefony w piłce nożnej i grze telewizyjnej, fot. Okręgowy Inspektorat Służby Więziennej w Łodzi

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE