Trener Mariusz Misiura w ostatnich dniach może mówić o komforcie. Do zdrowia wróciła większość zawodników, a bywały czasy, że na pozycji napastnika trzeba było wystawiać Kevina Custovicia, nominalnego wahadłowego. Sytuacja zdrowotna się ustabilizowała, dostępni są w zasadzie wszyscy zawodnicy oprócz Jime, co naturalnie sprawia, że konkurencja na niektórych pozycjach jest ogromna. Tym razem przegrał ją m.in. Wiktor Nowak.
Poza zdrowiem zawodników szkoleniowiec ma inny powód do zadowolenia. W końcu doczekał się pełnowymiarowych boisk treningowych z podgrzewaną murawą, co rozwiązuje kilka problemów drużyny. Nie trzeba już jeździć na Borowiczki, a boiska są po prostu świetnej jakości.
Pierwsza połowa meczu w Lublinie wyglądała jednak tak, jakby Wisła w ostatnim czasie w ogóle nie trenowała.
Ronaldo pokarał Wisłę
Sztab szkoleniowy Nafciarzy z pewnością przygotował plan na mecz i założył kilka wariantów. Pytanie czy drużyna była gotowa, że cały plan posypie się po niecałych 5 minutach. Od początku przeważał Motor, a po jednej z pierwszych akcji Rafał Leszczyński wyjmował piłkę z siatki. Pojedynek w polu karnym wygrał Karol Czubak, ale napastnik uderzył w słupek. Bramkarz Wisły myślał, że ma wszystko pod kontrolą, podobnie jak Marcin Kamiński. Futbolówka odbiła się wprost pod nogi Fábio Ronaldo, a Portugalczyk po prostu wpakował ją do bramki.
1:0 to był jednak najniższy wymiar kary dla Wisły. Nafciarzom nic się nie układało w pierwszej połowie. Gospodarze byli szybsi, lepiej zorganizowani, błyskawicznie doskakiwali i nie dawali żadnej swobody. Motor po prostu dusił Wisłę przez pierwsze 45 minut i tylko ogromnym pokładom szczęścia i doświadczeniu Leszczyńskiego podopieczni Mariusza Misiury zawdzięczali fakt, że przegrywają tylko jedną bramkę.
Trudno wytłumaczyć, dlaczego gospodarze wygrywali tylko jedną bramką, bo okazji mieli mnóstwo. Najlepszą był rzut karny, podyktowany po zagraniu ręką Andriasa Edmundssona. Sprawa jest kontrowersyjna, ale sędzia Damian Sylwestrzak nawet nie oglądał tego na monitorze. Do piłki podszedł Bartosz Wolski, ale uderzył słabo i blisko środka bramki - Leszczyński bez większych problemów złapał piłkę. Inna sprawa, że piłka w siatce już lądowała, ale wówczas VAR na szczęście Wiślaków interweniował. Raz sędziowie dopatrzyli się kilkucentymetrowego spalonego Karola Czubaka - napastnik łatwo wygrał górną piłkę z Marcusem Haglindem Sangre, Tomasem Tavaresem, a Leszczyński się poślizgnął. Spalił jednak pozycję kawałkiem stopy - obrazując to zagranie, Tavares w odpowiednim momencie podniósł swoją. Kwestia milisekund.
Karol Czubak miał też inną okazję, ale piłka została mu pod stopą, za to Ronaldo miał w doliczonym czasie gry sytuację, po której kibice Motoru mogli zadawać sobie pytanie: jak to nie wpadło?
Wisła w pierwszej połowie miała niewiele, by nie powiedzieć nic.
Mariusz Misiura zmienia
Trener Wisły po raz pierwszy w tym sezonie zdecydował się na zmiany już w przerwie meczu. Na drugą połowę nie wyszli już Dani Pacheco, Deni Jurić i Tomas Tavares, za to zameldowali się Wiktor Nowak, Nemanja Mijusković i Iban Salvador.
Obraz gry nieco się zmienił, Wisła nieco lepiej broniła, za to Motor nieco spuścił nogę z gazu. Pierwsza połowa z pewnością kosztowała gospodarzy dużo sił. Wisła zaczęła odważniej podchodzić pod pole karne Motoru, ale brakowało tej ostatniej decyzji, podania.
Nie udawało się z gry, to zadziałał stały fragment. Dośrodkowanie, sprawy w swoje ręce wzięli stoperzy - Sangre dogrywa do Edmundssona, a ten precyzyjnym strzałem pokonał Ivana Brkicia. Wisła odżyła, wyglądało na to, że Nafciarze pójdą po kolejną bramkę.
Motor na chwilę się zachwiał, ale odzyskał rezon i nawet strzelił bramkę. Wcześniej Mathieu Scalet nie wykorzystał dobrej sytuacji, ale w doliczonym czasie gry Francuz nie mógł się pomylić. Tym razem sędziowie dopatrzyli się jednak faulu na Mijuskoviciu i gola cofnęli.
Gospodarze cisnęli do końca, ale nie byli w stanie wcisnąć Wiśle więcej bramek. Po raz kolejny Wisła Płock nie straciła więcej niż 1 bramki w meczu.
Motor Lublin - Wisła Płock 1:1 (1:0)
Komentarze (0)