Płocczanie zaczęli beznadziejnie. W szóstej minucie po kilku nieudanych rzutach Wisły było już 5:1 dla Macedończyków i trener Wisły Lars Walther poprosił o czas. Później na tablicy pojawił się wynik 11:8, ale do przerwy było już katastrofalne 17:10 da gospodarzy.
Gdy po przerwie Metalurg podwyższył na 19:10, zapowiadało się na pogrom. To była ogromna strata, ale płocczanie walczyli. Zespołowa gra pozwoliła zmniejszyć straty do 19:14 w 37. minucie. Świetny fragment Nafciarze mieli od stanu 22:17, gdy doszli na 22:20 kwadrans przed końcem. Kilka udanych parad zanotował Morten Seier.
W przerwie nikt by w to nie uwierzył, ale w 50. minucie Macedończycy prowadzili już tylko jedną bramką – 23:22! Niestety, od stanu 25:24 gospodarze trafili kolejno cztery razy i dwie minuty przed końcem prowadzili 29:24. Mecz był rozstrzygnięty, skończyło się bramką Nikoli Eklemovica i wynikiem 31:27 dla Metalurga.
U rywali klasą dla siebie był Naumce Mojsovski. Cały zespół z Płocka wiedział, że trzeba go powstrzymać, tymczasem rzucił 12 goli! Niestety, Wisła nie ma takiego "kozaka", jak Mojsovski czy Krivokapić z Cimosu. W Skopje Kavas i Eklemović zdobyli dla Nafciarzy po 5 bramek, Chrapkowski, Miszka i Kubisztal - po 4.
Wisła potwierdziła, że w europejskich pucharach na wyjazdach raczej nie kasuje punktów, wygrała tylko jeden z 24 meczów. Zarówno Cimos Koper, jak i Metalurg Skopje były w zasięgu płocczan, ale do Płocka nie pojechał nawet jeden punkcik. Szkoda, bo patrząc na poziom rywali można śmiało ocenić, że płocczanie o tak łatwej grupie przed losowaniem nawet chyba nie marzyli.
Metalurg Skopje - Orlen Wisła Płock 31:27 (17:10)
Metalurg: Peter Angelov, Darko Stanic – Steven Alshovski 4, Yancho Dimovski 1, Ace Janovski, Miladin Kozlina, Milan Levov, Velko Markoski 1, Żarko Markovic 4, Filip Mirkulovski 3, Naumce Mojsovski 12, Mladen Rakcevic 1, Goce Georgievski 5.