Najpierw okazało się, że samolot z Warszawy do Wiednia nie wystartuje, bo lotnisko w stolicy Austrii nie przyjmuje samolotów. Bilety zostały błyskawicznie przebukowane i nafciarze odlecieli do Frankfurtu. Stamtąd mieli dotrzeć drogą powietrzną do Grazu. Ostatnie 70 kilometrów – to podróż autokarem.
Samolot do Grazu miał z Frankfurtu wylecieć o 16.55. Niestety, i tym razem okazało się, że siły natury nie sprzyjają trenerowi Larsowi Waltherowi i jego podopiecznym. Lotnisko w Grazu również zostało zamknięte. Na szczęście funkcjonował port lotniczy w Zagrzebiu i tam właśnie udali się nafciarze. Ostatnia część trasy pokonana została autokarem. Płocczanie na miejscu zameldowali się jednak na tyle późno, że o treningu nie mogło być już mowy. Na szczęście mecz zostanie rozegrany, a jego losy nie rozstrzygną się przy zielonym stoliku.
Pojedynek ze Słoweńcami to dla Wisły mecz o wszystko. Gdyby ekipa prowadzona przez trenera Larsa Walthera przegrała, zredukowałaby do minimum szansę na awans. – Jedziemy do Mariboru, aby walczyć o dwa punkty. Zrobimy wszystko, aby po końcowej syrenie to nasz zespół cieszył się ze zwycięstwa – zapewniał Kamil Syprzak po meczu ligowym z Czuwajem Przemyśl – Będziemy starali się zagrać jak najlepsze spotkanie. Nasza defensywa musi zafunkcjonować zdecydowanie lepiej niż w ostatnich meczach. Jesteśmy tylko ludźmi i mamy prawo do błędów. Trzeba jednak starać się, by tych błędów było jak najmniej.
Płocczanie doskonale zdają sobie sprawę, że będą musieli wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności, o chcą wrócić do domu bogatsi o dwa punkty. Zadanie nie będzie jednak łatwe, bo słoweńska piłka ręczna w tym sezonie stoi bardzo wysoko. W styczniowych Mistrzostwach Świata reprezentacja Słowenii wywalczyła czwarte miejsce. A w europejskich pucharach więcej swoich przedstawicieli od tamtejszej ligi ma obecnie jedynie Bundesliga.