reklama

Seweryn Kiełpin: Popełniłem błąd. Dzięki kibicom i drużynie łatwiej sobie poradziłem z tą sytuacją

Opublikowano:
Autor:

Seweryn Kiełpin: Popełniłem błąd. Dzięki kibicom i drużynie łatwiej sobie poradziłem z tą sytuacją - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

SportW ostatniej kolejce Lotto Ekstraklasy Wisła przegrała po raz trzeci z rzędu, uznając wyższość Górnika Łęczna. Trener Marcin Kaczmarek od początku swojej pracy w Płocku nie zanotował dotychczas podobnej serii swojego zespołu, a największym pechowcem okazał się bramkarz Seweryn Kiełpin, który w ostatniej akcji wbił niefortunnie piłkę do własnej bramki.

W ostatniej kolejce Lotto Ekstraklasy Wisła przegrała po raz trzeci z rzędu, uznając wyższość Górnika Łęczna. Trener Marcin Kaczmarek od początku swojej pracy w Płocku nie zanotował dotychczas podobnej serii swojego zespołu, a największym pechowcem okazał się bramkarz Seweryn Kiełpin, który w ostatniej akcji wbił niefortunnie piłkę do własnej bramki.

Pomimo przegranej styl, jaki prezentowali nafciarze mógł się podobać. Szczególnie, jeśli weźmiemy pod uwagę pierwszą część spotkania. Już w przeciągu kilkunastu minut płocczanie mogli wbić rywalowi kilka goli. Mecz, który mógł zostać rozstrzygnięty w pierwszej odsłonie zamienił się w dreszczowiec z fatalnym zakończeniem. Po niewykorzystanych szansach Giorgi Merebashviliego, w ostatnich sekundach samobójcze trafienie zaliczył bramkarz Wisły. Przyjezdni zwyciężyli 2:1. Na kilka dni po meczu, gdy emocje już opadły, o samopoczucie i ocenę meczu zapytaliśmy Seweryna Kiełpina.

Michał Łada: Umiejętności na pewno Wam nie zabrakło. Więc wychodzi na to, że zabrakło po prostu szczęścia.

Sewery Kiełpin: - Myślę, że zabrakło przede wszystkim konsekwencji. Należało ten mecz przesądzić już w pierwszej połowie. Niestety, to się nie udało. W drugiej odsłonie nie mieliśmy już tylu sytuacji, Łęczna skoncentrowała się mocno na defensywie, żeby wywieźć chociaż punkt z Płocka. W ostatniej sekundzie niestety popełniłem błąd, który przesądził o wygranej Łęcznej. To był mecz, który powinniśmy gładko wygrać nawet 4:0, a tymczasem przegrywamy.

Jak opisałbyś tę ostatnią sytuację, po której padł gol dla Górnika?

- Wiedziałem, że to ostatnia sytuacja w meczu. Rzut rożny, wszyscy weszli do bramki. To są niekomfortowe warunki dla bramkarza, tym bardziej, że było mokro. Nie chcę oczywiście się tłumaczyć. Ukierunkowałem się na piąstkowanie piłki, ale niestety ta „przelała” się po mojej pięści i nie poleciała tam, gdzie chciałem.

Czujesz się winny tej porażki?

- Nie gram w piłkę od wczoraj. Kto oglądał mecz, ten doskonale wie, jak było. Popełniłem błąd i zabrałem drużynie punkt. A bardziej można powiedzieć, że Górnik dostał trzy punkty w prezencie. To mnie najbardziej boli. Patrząc na przebieg meczu Łęczna nie zasłużyła na zwycięstwo.

Z dotychczasowych przeciwników Wisły w ekstraklasie to właśnie chyba Górnik Łęczna prezentował się najsłabiej.

- Myślę, że było to najlepsze 45 minut w naszym wykonaniu w dotychczasowych meczach w ekstraklasie. Głównym problemem było to, że nie wykorzystaliśmy swoich znakomitych sytuacji. Tego najbardziej szkoda. Trzeba było ten mecz przesądzić już do przerwy strzelając trzy, cztery bramki. Inaczej wyglądałoby to pewnie w drugiej połowie. Żaden z nas jednak głów nie zwiesza. Pomimo trzech porażek z rzędu każdy, kto śledził nasze mecze widział, w jakim stylu traciliśmy punkty i bramki i jak prezentowaliśmy się na boisku. Nie zasłużyliśmy na te porażki. Staramy się wyciągać pozytywy. Krzysztof Janus po przegranych meczach zawsze powtarzał, że pogrzeb trwa tylko piętnaście minut i nie ma co się dobijać, bo czasu się nie cofnie. Jest następne zadanie do wykonania. Liga to nie jest system pucharowy, gdzie po przegranej się odpada.

Czyli nastawienie psychiczne jest już dobre?

- Dziś mamy środę, parę dni minęło. Ja osobiście już wymazałem ten mecz z pamięci i koncentruję się tylko i wyłącznie na zadaniu, które jest przed nami.

A jak reszta drużyny?

- Po tej nieszczęśliwej porażce posiedzieliśmy trochę dłużej w szatni. Porozmawialiśmy, chcieliśmy całkowicie oczyścić atmosferę. Wiadomo, że po takiej nieprzyjemnej serii trzech przegranych z rzędu wszyscy musimy się trzymać razem. Nie możemy pozwolić, żeby atmosfera padła. To byłby pierwszy krok do tego, by zaczęło dziać się źle. A źle nie jest. Siła mentalna jest na dobrym poziomie, jesteśmy cały czas skonsolidowani, nikt się na nikogo nie obraża. Trener zawsze nam powtarza, że mamy obrany jeden kierunek i tego się trzymamy. Styl gry jest dobry, tylko niestety brakuje punktów, ale wierzymy, że i one przyjdą. Staramy się odciąć od całej otoczki. Od prasy, od negatywnych komentarzy. Skupiamy się tylko i wyłącznie na wydarzeniach boiskowych.

Pomimo sporej ilości nieprzychylnych komentarzy po meczu, na stadionie została spora grupa kibiców, która skandowała Twoje imię. I to dosłownie kilkadziesiąt sekund po bramce na 2:1 dla przyjezdnych.

- To dla mnie mega ważne. Wiadomo, że kiedy się wygrywa, ojców sukcesu jest wielu. Porażka jest sierotą. Okazuje się, że w złych momentach kibice pokazali, że są z nami na dobre i na złe. Chodziło tutaj akurat konkretnie o moją osobę, dlatego chciałem z tego miejsca podziękować. To nie są łatwe momenty. Tym bardziej grając na najwyższym szczeblu, kiedy wszyscy dookoła na ciebie patrzą, bo przekaz medialny jest na znacznie wyższym poziomie niż w innych ligach. Tak mocne wsparcie jest bardzo budujące. Dzięki kibicom i ich reakcji łatwiej było mi sobie poradzić z tą sytuacją. To samo tyczy się naszego sztabu szkoleniowego, który wspierał mnie i resztę chłopaków. Byłem załamany po meczu, myślę, że to normalne. Jestem człowiekiem ambitnym i bardzo zależy mi na tym, żeby pomagać drużynie, a nie szkodzić, tak jak ostatnio. Jest to już jednak za nami, a użalanie się nic by nam dobrego nie przyniosło. Jedziemy dalej!

Po przegranej z Łęczną pojawiły się głosy, że wyjściem z sytuacji mogłaby być zmiana na stanowisku szkoleniowca w Wiśle Płock. Co Ty, jako osoba, która pracuje z trenerem Kaczmarkiem od początku, możesz powiedzieć na ten temat?

- Nie wiem czy w ogóle jest sens to komentować. To jakaś abstrakcja i dla mnie generalnie śmieszny temat. My, jako zawodnicy, odcinamy się od tego typu spekulacji. Wiadomo, że po takim meczu pojawia się wiele negatywnych komentarzy, jednak my twardo stąpamy po ziemi. Szkoda, że nagle niektórzy zapominają, jak przed chwilą wywalczyliśmy awans do ekstraklasy, na który klub czekał tyle lat, czy o innych, mniejszych sukcesach. Tak to jest w piłce. Niektórzy ludzie z zewnątrz widzą tylko ostatni mecz, a nawet bardziej goły wynik. Osoby, które znają sytuację od środka nie mogą patrzeć w ten sposób. Trzeba pamiętać, że pracowaliśmy na to przez kilka lat. Robotę, którą wszyscy tutaj wykonujemy, powinniśmy docenić. U nas w szatni nie ma w ogóle takiego tematu.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE