reklama

Marek Jóźwiak: nie ma szansy na transfer gotówkowy w tym oknie [WYWIAD]

Opublikowano:
Autor:

Marek Jóźwiak: nie ma szansy na transfer gotówkowy w tym oknie [WYWIAD] - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

SportZ dyrektorem sportowym Wisły Płock rozmawiamy o poprzednim sezonie, budowie drużyny na przyszły, strukturach klubu, młodych zawodnikach ze Stowarzyszenia Sportu Młodzieżowego czy pożegnaniu Czarka Stefańczyka.

Z dyrektorem sportowym Wisły Płock rozmawiamy o poprzednim sezonie, budowie drużyny na przyszły, strukturach klubu, młodych zawodnikach ze Stowarzyszenia Sportu Młodzieżowego czy pożegnaniu Czarka Stefańczyka. 

Domyślam się, że dyrektor sportowy po zakończeniu sezonu jest jedną z najbardziej zapracowanych osób w klubie.

Myślę, że wszyscy są zapracowani. Wszystko muszę konsultować z prezesami i rzeczywiście, tej pracy jest sporo, nawet nie przy samych transferach. Dużo jest codziennej pracy. Wiele rzeczy jest jeszcze do zrobienia, ale takie jest życie. Dobrze, że ta praca jest i robi się to, co się lubi.

To na pewno będzie gorące lato przy Łukasiewicza 34. Wielu zawodników już pożegnano, pewnie będą jeszcze odejścia. Jakie są w ogóle wnioski po zakończeniu sezonu?

Zajęliśmy 12. miejsce i zdobyliśmy 51 punktów, więc o 10 więcej niż w poprzednim sezonie.

Punktów na pewno jest więcej, ale bywały długie tygodnie, kiedy ani gra, ani zdobycz punktowa nikogo nie satysfakcjonowała. Prezes Jacek Kruszewski w jednym z wywiadów powiedział, że usiedliście panowie i ze zdziwieniem zauważyli, że w 18 meczach udało się wygrać tylko 2 razy.

Ale bywały tygodnie, że kibice zacierali ręce z podziwu, bo byliśmy na 1. miejscu w tabeli.

Ale to było 9 miesięcy temu, a w piłce nożnej to są lata świetlne.

Myślę, że tydzień w piłce to są lata świetlne.

Dokładnie. Stare porzekadło mówi, że “jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz”. Jakieś wnioski na pewno są, bo Wisła zdobywała mało bramek, a gra była oparta głównie o stałe fragmenty gry Dominika Furmana. Rok temu, kiedy zaczynał pan pracę w Wiśle Płock, wniosek był taki, że w kluczowych momentach brakowało doświadczenia. Sprowadzono doświadczonych zawodników, ale nie wkomponowali się w zespół. Nie dali oczekiwanej jakości.

Myślę, że nie chodzi o chodzi o wkomponowanie się. Spłaszczanie wszystkiego tylko do Dominika Furmana jest uproszczeniem sprawy, z dużą krzywdą dla pozostałych zawodników. Dominik Furman potrafi dośrodkować ze stojącej piłki, jak najbardziej, ale potrafi też inaczej zdobywać bramki. W tym sezonie było u niego z tym słabiej, ale jego stałe fragmenty pozwoliły nam zdobyć więcej punktów, niż wcześniej.

Mamy 10 punktów więcej niż rok temu i bezpieczne utrzymanie, ale było sporo nerwów w momencie, kiedy drużyna złapała zadyszkę. Ciężko było zdobywać punkty. Nie ukrywam, że wpływ na to miała pandemia koronawirusa. Wszystko co przygotowywaliśmy na obozie w Turcji wyglądało bardzo dobrze. Nagle wszystko stanęło. Musieliśmy wrócić do podstaw, bo pewne rzeczy trzeba było wypracować od nowa. Czasu było niewiele, a sezon był dziwny i szybki. Być może dlatego gra była nierówna, raz byliśmy na górze, raz na dole. Całe szczęście końcówka była dobra - zwłaszcza jeśli chodzi o grę i stwarzane sytuacje. Mieliśmy możliwość wprowadzenia kilku młodych zawodników, co moim zdaniem jest dużym sukcesem - klubu, trenera Sobolewskiego, a przede wszystkim samych zawodników.

W jednym z wywiadów prezes mówił, że pan się “uczy pracy w miejskim klubie”. Na czym ta nauka polega?

Człowiek uczy się cały czas. Każdy klub jest inny. Właścicielem klubu jest miasto i pewne decyzje są podejmowane przez zarząd po akceptacji rady nadzorczej. Wszystko ma ręce i nogi, ale pamiętajmy, że w Płocku nie ma 150 ludzi zatrudnionych do różnych rzeczy, tak jak to jest w innych klubach. Pracują ludzie z pasji - prezesi Kruszewski i Marzec, Radek Strusiński, zajmujący się boiskami, panie księgowe… Zatrudnionych jest 25, może 30 osób. Pracy jest naprawdę bardzo dużo. Muszę się martwić o sztab medyczny i inne rzeczy. W Gdańsku czy w Warszawie są do tego ludzie. Tu muszę poświęcić dużo pracy na rzeczy okołosportowe.

Mamy nowy sztab medyczny. W tym roku prawdopodobnie podpiszemy nową umowę współpracy z jedną z prywatnych klinik w Płocku. Zawodnicy już przechodzą tam rehabilitację po kontuzjach. Schemat działania medycznego musi być zachowany - wiadomo, że zawodnik jest zbadany, diagnoza jest postawiona, rehabilitacja, wraca z kliniki i trener Sobolewski ma go do treningu. Wcześniej tak to nie wyglądało i było trochę chaosu z tym związanego. Udało nam się wypracować pewne rzeczy i idziemy w dobrym kierunku. Takie rzeczy mają wpływ na to, jak zespół wygląda w grze. W tym roku mieliśmy dużo kontuzji i musieliśmy sobie z tym radzić. Dzięki współpracy z kliniką mieliśmy szybszy dostęp do diagnozy, lekarzy i rehabilitacji.

Chce mi pan powiedzieć, że ma pan mniej czasu na pracę stricte dyrektora sportowego, bo jest dużo innych zajęć. Tak to rozumiem.

Nie, po prostu pracuję 12 godzin, a nie 6. Jestem na stadionie o 9:00, wracam o 20:00, 21:00. Liczyłem się z tym. Jestem przyzwyczajony do pracy, ale myślę, że w tym sezonie już tak nie będzie. Struktury są już mocno postawione, a zatrudnieni ludzie po prostu będą za wszystko odpowiadać. Mam nadzieję, że będzie to dobrze funkcjonowało.

Spójrzmy na dział techniczny, który przygotowuje boiska. Wszystko udało nam się zrobić w trzy miesiące. 1-2 spotkania, przekazaliśmy Radkowi Strusińskiemu swoje oczekiwania odnośnie jakości murawy, systemu pielęgnacji i dostępności. Wszystko funkcjonuje bardzo dobrze.

Teraz kolejnym obszarem są sprawy medyczne. Sprawą nadrzędną jest funkcjonowanie działu sportowego i koordynacja ruchów transferowych, a także obserwacja zawodników. To ciężka praca, a ja nie mam 15 skautów.

Za chwilę do tego przejdziemy. To okno transferowe będzie dziwne. Raz, że dłuższe i potrwa o ponad miesiąc dłużej, niż standardowo. Dwa, że obowiązywał zakaz podróży, kwarantanna. Jak pan ocenia możliwość realnego zweryfikowania zawodników przy przeprowadzaniu transferu?

Co możemy obejrzeć w Polsce, staramy się robić. Jeździłem na mecze nawet w czasie pandemii. Można poprosić klub o wejście na stadion i takie możliwości miałem. Jeżdżę i oglądam.

Jeśli chodzi o zagranicę, to pozostają nam platformy skautingowe. Można tam naprawdę dużo zobaczyć. Trzeba sobie z tym radzić. Radek Sobolewski bardzo pomaga, Mariusz Kondak również ogląda. Prezesi także mają dostęp. Staramy się wspólnie uzupełniać, choć oczywiście najwięcej oglądam ja. Przygotowuję raport i rozmawiamy z prezesami, czy zawodnik pasuje nam do koncepcji. Wiemy, jakich zawodników szukamy.

Myślę, że wszyscy w Polsce i na świecie teraz tak sobie radzą, bo nikt nie poleci do Brazylii czy Francji. Mamy taką sytuację, a nie inną. Trzeba oglądać nie tylko w bazach skautingowych, ale też zasięgać opinii ludzi, którzy mieszkają w danych krajach. Akurat mam takie możliwości kontaktu w Europie. Jeden-dwa telefony do znajomych, którzy tam żyją i są trenerami, agentami czy skautami. Możemy się czegoś konkretnego się dowiedzieć.

Skąd pan wie, że, mówiąc językiem piłkarskim, taki człowiek nie nawija panu makaronu na uszy?

Makaron na uszy można nawijać, jeśli się na swojej robocie nie zna. Ja się na swojej znam. Oni również wiedzą, że mamy takie, a nie inne kontakty. To ludzie, którzy obserwują zawodników. Przede wszystkim dyrektorzy klubów, którzy pracują w piłce nożnej. Oni znają piłkarzy, a ja widzę, co jest na ekranie. Wywiad środowiskowy jest bardzo ważny - czy zawodnik ma rodzinę, z kim żyje, jak się zachowuje.

Mieliśmy dobry przykład z Torgilem Gjertsenem. Zrobiliśmy taki wywiad i to zdało egzamin w 100%.

Wiem, że Wisła często, ze względu na ograniczone możliwości, tego wywiadu środowiskowego nie robiła. Zgadzam się, że to kluczowe.

Bardzo, bardzo ważne.

Jaki jest budżet na to okno transferowe?

Nie mamy budżetu transferowego. Pozyskujemy tylko wolnych piłkarzy.

Nie ma szansy nawet na minimalny transfer gotówkowy? Choćby ekwiwalent, jaki trzeba wypłacić za wyszkolenie młodego zawodnika?

Ekwiwalent, to nie transfer, a kwestie zapisane w regulaminie Polskiego Związku Piłki Nożnej. Oczywiście można go jeszcze negocjować. Zawsze można porozmawiać z klubem i podyskutować na temat jego wysokości. Wiemy, jakie mamy czasy i musimy każdą złotówkę dwa razy oglądać.

Czyli przekreślamy możliwość zapłacenia, nawet niewielkiej gotówki.

Nie ma takiej możliwości.

Czy kadra będzie budowana z myślą o sezonie 2020/21 czy 2021/22? Wiemy, że nadchodzący sezon będzie przejściowy. Spada jedna drużyna, będzie trzech beniaminków. Wisła Płock powinna dość spokojnie uniknąć zakończenia sezonu na 16. pozycji.

Boję się takich określeń jak “sezon przejściowy”. Przeciwnicy będą tacy sami, mecze będą takie same, jak w ubiegłym sezonie. Mocni będą mocni, a każdy będzie walczył o to, żeby nie być tym 16.

Możliwości wzrastają, ale unikałbym takiego stwierdzenia, zwłaszcza w odniesieniu do klubów o tak ograniczonym budżecie jak Wisła Płock. Jesteśmy w trakcie przebudowy stadionu, widzimy jak trybuna szybko znika. Wiele się dzieje. Pamiętajmy, że jesteśmy w Ekstraklasie 5 lat. Dobrze by było zbudować zespół, który powalczy o coś więcej niż 10. miejsce. W tym roku mieliśmy dużą szansę. Gdyby trochę inaczej się to ułożyło, bylibyśmy w górnej części tabeli. Trzeba uważać, żeby zawodnikom nie kończyły się kontrakty. W tym roku kończyły się 11. Warto, żeby kontrakt był podpisywany na dłuższy okres i wiązał zawodnika klubem. To da nam ciągłość pracy, a to jest bardzo ważne. Kiedy 11 zawodnikom kończą się kontrakty, pracy jest bardzo dużo. Przebudowa zespołu musi trochę potrwać. Część zrobiliśmy w grudniu, teraz czas na drugą. Myślę, że 3-4 transfery będą potrzebne, żeby ten zespół wzmocnić.

Wszyscy ekscytują się zawodnikami, którzy do Płocka mogą przyjść, ale nie możemy przecież wykluczyć, że odejdą Alan Uryga czy Angel Garcia.

Obaj mają ważne kontrakty do 2021 roku.

Ale wiemy jak jest. Przychodzi klub, który zapłaci gotówkę i Wisła pewnie nie będzie w stanie zatrzymać zawodników.

Jeśli zapłacą gotówkę, która będzie znacząca. Pamiętajmy, że jesteśmy klubem, który żyje z transferów. Żeby przeżyć, musimy zarabiać. Wsparcie miasta jest bardzo duże, sponsorów także, ale musimy sprzedawać zawodników. Jest kilku młodych zawodników, których chcemy pokazać, wypromować i sprzedać. Żeby budżet na następny rok był znaczący, żebyśmy mogli pozwolić sobie chociaż na małe transfery gotówkowe, w okolicach 100 tys. euro.

Czyli nie może pan zagwarantować, że Alan Uryga zostanie na kolejny sezon.

Nie mogę, ale Alan ma ważny kontrakt i na pewno jest zawodnikiem, wokół którego chcemy budować drużynę.

Ile razy widział pan Suada Sahitiego w treningu zanim klub podpisał z nim kontrakt? Rzadko grał w outsiderze bułgarskiej ligi, a według mojej wiedzy dostał niezły kontrakt.

Czyli jaki?

Ok. 8 tys. euro.

Minął się pan z prawdą i to dużo.

Ale ile razy widział pan go w treningu?

W treningu w ogóle. Widzieliśmy go tylko na meczach na inStacie.

W niektórych meczach dawał zespołowi bardzo dobry impuls. Kwestia jego układu biologicznego, budowy ciała nie pozwalała mu wejść w cięższe obciążenia treningowe w zimowym okresie przygotowawczym. Miał kilka kontuzji, które zahamowały jego rozwój. Mieliśmy tak skonstruowany kontrakt, że mogliśmy rozstać się w grudniu, ale postanowiliśmy go jeszcze zostawić, żeby zobaczyć jak wygląda. Na treningach u nas prezentował się bardzo dobrze. Jest rywalizacja, przegrał ją, dlatego musiał pożegnać się z klubem.

Z jakiego klucza dobierani będą zawodnicy, którzy trafią do Wisły Płock? Jest już kilku młodych, ale dobrze wiemy, że nie możemy oprzeć zespołu na samej młodzieży.

Najpierw staramy się zapewnić sobie młodzieżowców na odpowiednim poziomie. To były pierwsze ruchy. Następne to realne wzmacnianie zespołu.

Młodzi muszą walczyć o siebie, musimy mieć po dwóch na jedną pozycję, żeby mogli się rozwijać. Mamy Dawida Kocyłę, który prezentuje się rewelacyjnie. Jest Paweł Żuk, Aleksander Pawlak robi postępy. Są Fryderyk Gerbowski, Kacper Kondracki. Pewnie 6-7 pojedzie na obóz do Grodziska Wielkopolskiego i zobaczymy.

Gdzie będziemy szukać tych zawodników? W niższych ligach, wśród spadkowiczów, zagranica?

Ostatnio testowaliśmy napastnika młodego pokolenia, o którym głośno w Polsce, ale ekwiwalent za jego wyszkolenie przekraczał nasze możliwości. Mam dobre rozeznanie młodzieżowego rynku, dużo jeżdżę i oglądam. Na pewno przyda nam się młody napastnik, który realnie będzie naciskał na starszych kolegów. Myślę, że takiego zawodnika powinniśmy w przyszłym tygodniu pozyskać.

Wcześniej wspomniał pan, że nie ma do dyspozycji siatki skautów.

To się zmieniło. Od 3 miesięcy współpracuje z nami jeden człowiek. Myślę, że zatrudnimy drugiego i trzeciego. Myślę, że to by w zupełności wystarczyło.

Zgadzam się, trzech skautów i dyrektor sportowy to już by jakoś wyglądało. Przyznam szczerze, że nie słyszałem o skaucie.

Niektóre rzeczy lubią ciszę i spokój, nie trzeba się wszystkim chwalić. Czasami człowiek tylko pojawi się na meczu i cena za zawodnika wzrasta dwukrotnie.

Mamy skauta który jeździ i ogląda spotkania. Był związany z Wisłą Płock. Poszliśmy w tym kierunku.

Skautami będą też trenerzy II drużyny. Przy okazji swoich meczów będą zwracać uwagę na chłopaków w IV ligach. Jeśli sytuacja będzie tego wymagała , będą jeździli także na obserwację na wyjazdy.

Czyli siatka powoli się kształtuje.

Pomalutku, pomalutku. Pamiętajmy, że to koszt. Skautowi trzeba zapłacić, zwrócić koszty paliwa, hotelu, jedzenia. Jeśli będziemy dysponować budżetem albo wygospodarujemy te pieniądze z innych działań, będzie ich więcej, ale myślę, że dwóch-trzech w zupełności wystarczy.

Przy każdym transferze jest ryzyko, nikt nie robi tylko dobrych ruchów. Pewnie jeśli 50% wypali, trzeba to uznać za dobry wynik. Czy w takich warunkach, jest w ogóle realne wyselekcjonować zawodników pod każdym względem? Przy tak małym zasobie ludzkim.

Są kluby, które mają większe zasoby ludzkie i one też się mylą. Dysponujemy określonym budżetem, w zasadzie zerowym. Nasze płace też są określone, tego się trzymamy i nie odejdziemy od tego. Pamiętajmy, że jeśli bierzemy zawodnika, to z założeniem, że jego umiejętności pozwolą grać w Wiśle Płock w Ekstraklasie, z możliwością rozwoju. Zawodnik grający w Legii czy Lechu zarabia trzy razy więcej i jego umiejętności są większe. My musimy dobrać takiego, które ma umiejętności na dobrym poziomie, ale przy odpowiednim treningu one wzrosną i będzie mógł pójść do większego klubu. Tego się cały czas trzymamy.

Ryzyko zawsze istnieje przy transferach i tego nie unikniemy. Największe tego kluby tego nie unikają. Możemy mówić, że pomyliliśmy się przy Sahitim, ale on przyszedł za 0 zł. Było 0 prowizji. W grudniu mogliśmy rozwiązać kontrakt, więc zabezpieczyliśmy się na każde możliwe strony. Gdyby chłopak odpalił, byłby fajnym zawodnikiem, uzupełnieniem, a może wzmocnieniem zespołu. Jestem ciekawy, jak poradzi sobie w innym klubie. Jego motoryka i technika są na wysokim poziomie. Kwestie mentalne nie do końca zdały egzamin. W Płocku był sam i być może za rok byłoby lepiej, ale podjęliśmy taką, a nie inną decyzję.

Jak zminimalizować ryzyko? Jeździć, oglądać, pytać. Przede wszystkim zawodnik musi dać coś od siebie. Można kupić naprawdę dobrego zawodnika, zapłacić mu dobre pieniądze, a będzie u niego w głowie przeszkoda - miasto, stadion, trener nie podpasuje. Chłopak się zamknie w sobie i nie będzie się rozwijał. Potem zmieni klub i stanie się lepszym zawodnikiem - czasami tak bywa. Zdajemy sobie z tego sprawę. Ryzyko jest ryzykiem, ale my bierzemy ryzyko za 30, 35 czy 40 tys. złotych, a inne kluby płacą ponad 100 tys. i dla nich to dużo większe ryzyko. Oczywiście te pieniądze i tak są bardzo duże.

Jak wygląda pana współpraca ze Stowarzyszeniem Sportu Młodzieżowego? Chłopcy mają problem z awansem do III ligi, kolejny sezon z rzędu.

Wzmacniamy sztab szkoleniowy. Mamy nowych trenerów, podpisujemy 8-9 kontraktów zawodnikami. Próbujemy to usystematyzować, ale budżet stowarzyszenia to 850 tys. złotych rocznie. To nie są 4 czy 7 mln złotych jak w Lechu, Legii lub Zagłębiu Lubin. To 850 tys. złotych, z płacami zawodników i trenerów. Jakim my dysponujemy budżetem? Jakich zawodników z regionu możemy ściągnąć? Co im zaproponować?

W IV lidze zawodnicy zarabiają po 3-4 tys. złotych. U nas dopiero teraz proponujemy im kontrakty, mieszkania, ścieżkę rozwoju. Cały czas nad tym pracujemy. Nie da się tego zrobić w ciągu roku. Piłkarz nie rośnie na kamieniu. Trzeba go wyszkolić, dać mu motywację i odpowiednich trenerów, żeby go rozwijali. I to się teraz dzieje w Płocku. Trener Brzozowski i jego asystent bardzo dobrze pracują z drużyną. Młodzi na razie trenują. Przyglądamy im się i zobaczymy ilu z nich z najstarszych roczników przyjdzie do treningu z II drużyną. Mamy indywidualne treningi dla najbardziej utalentowanych chłopców. W środę jeden taki się odbył, widziałem kilku rodziców było zainteresowanych. Odbył się na bocznym boisku trawiastym, czyli tam, gdzie trenuje pierwsza drużyna [młodzieżowe drużyny zazwyczaj trenują na boisku ze sztuczną nawierzchnią - przyp. autora]. Udostępniliśmy boisko dwa razy w tygodniu, żeby trenowali nie tylko na sztucznej nawierzchni. Chcemy, żeby poczuli, że mogą na tym boisku trenować. Prowadzimy treningi uzupełniające, zwracamy uwagę na deficyty - technikę, taktykę, przygotowanie fizyczne. To wszystko jest wdrażane.

Pamiętajmy, że do stowarzyszenia musimy zatrudnić profesjonalną opiekę medyczną. To jest kluczowe. Ale to wszystko kosztuje. W innych akademiach mają po dwóch fizjoterapeutów, lekarzy, a u nas? Odbywa się to ciężką pracą trenerów, zarządu i wszystkich, którzy przy tym chodzą. To jest ta różnica. Być może ludzie nie zdają sobie sprawy, mówią, że słabe szkolenie. Nie, nasze możliwości finansowe nie pozwalają na zatrudnienie fizjoterapeuty i lekarza, który byłby codziennie na treningu, dozował suplementację. Jesteśmy ograniczeni, ale to się z każdym dniem powinno zmieniać. Już teraz zawodnicy 2- drużyny korzystają z opieki medycznej dla 1- zespołu wkrótce będziemy chcieli aby ta opieka medyczna była dostępna dla Akademii .  Rozwój klubu zależy od budowy nowego stadionu. Szczerze - zrobimy milowy krok organizacyjno- sportowy, ale do tego trzeba się dobrze przygotować już teraz.

Akademia może zrobić postęp jeśli jej budżet się zwiększy, ale pewnie przydałaby się pewnie też baza treningowa. Przy stadionie dysponujemy jednym boiskiem trawiastym, które zazwyczaj użytkuje pierwsza drużyna.

Jak najbardziej, ale tak jak mówiłem - II drużyna będzie trenowała dwa razy w tygodniu na boisku trawiastym. Trenujemy także w Borowiczkach na trawiastym boisku, na Stoczniowcu. Staramy się załatwiać jak najwięcej boisk, żeby chłopcy nie trenowali na jednej połowie boiska. Być może rodzice i opinia publiczna nie zdają sobie sprawy, że na jednym boisku niekiedy musiały trenować dwie drużyny. To pewne ograniczenie dla wszystkich trenerów. Możliwości są takie, a nie inne. Cieszmy się, że mamy boisko ze sztuczną nawierzchnią, orlika, że możemy potrenować na Borowiczkach, że udostępniany jest nam stadion miejski raz na jakiś czas. Szukamy innych możliwości treningu. Nie wiem czy uda nam się poszerzyć boisko treningowe pierwszej drużyny. Tak, żeby miało pełny wymiar [boisko treningowe I drużyny, widoczne od ul. Łukasiewicza, jest o kilka metrów węższe i nieco krótsze od pełnowymiarowego - przyp. autora]. Treningi taktyczne musimy przenosić na boisko główne. Problemów jest dużo, ale widzę ogromną chęć ludzi do pracy. To bardzo pozytywne.

W lewej boisko treningowe z naturalną nawierzchnią, z prawej ze sztuczną nawierzchnią, fot. Tomasz Miecznik/Portal Płock 

Jak pogodzić obóz pierwszego zespołu z powrotem IV ligi? Jak pan wspomniał, kilku zawodników pewnie pojedzie do Grodziska Wielkopolskiego.

Rozmawialiśmy o procedurach medycznych względem zawodników, którzy migrują między I a II drużyną. Do teraz nie wolno było tego robić. Zawodnicy I drużyny byli w izolacji sportowej, regularnie badani. Już poczyniliśmy pewne kroki. Młodzi zawodnicy, którzy mają z nami jechać, nie wrócili póki co do II drużyny. Będą badani i pojadą z nami.

Chciałbym, żeby młodzi zawodnicy, którzy mają mniejsze szanse na grę w Ekstraklasie, regularnie grali w IV lidze. To absolutnie zwiększy poziom tej drużyny i da szansę na awans do III ligi.

Z pana tonu wypowiedzi wyczuwam, że chce pan powiedzieć: “III liga musi być, żebyśmy mogli mówić o rozwoju młodzieży”.

Na pewno awans pozwoliłby zatrzymać więcej zawodników. Do tego musiałby się jednak zwiększyć budżet, bo w III lidze zarabia się już większe pieniądze. Chodzi jednak nie tylko o pieniądze, ale żeby oni zostali w Płocku. Mieli realną szansę na zagranie w Ekstraklasie. Żeby widzieli, że od piłkarzy z najwyższego szczebla dzielą ich dwa kroki. Pawlak, Witek, Leszczyński czy kolejni - mają realną szansę. Tylko trzeba chcieć. Młodzi zawodnicy bywają bardzo roszczeniowi. Wydaje im się, że coś im się należy. Nie. Najpierw musisz dać coś od siebie, żeby dostać to, co jest obok ciebie. Stykasz się z tym cały czas.

Wyraziliśmy zgodę  kilku zawodnikom  na testy do II i III ligi. Proszę zgadnąć, ilu z nich podpisało kontrakty.

Żaden.

Tak, wszyscy wrócili. Przekonali się, że nie tak łatwo złapać angaż w II czy III lidze. To nie tak, że agent załatwi. Chcemy zapewnić im jak najlepsze warunki do rozwoju i w tym kierunku idziemy. Marek Brzozowski ma bardzo duże doświadczenie w pracy z młodzieżą. To chłopcy z rocznika 2000, 2001, 2002, nawet 2003. Nawet tacy chłopcy trenują w II drużynie.

Byłem na meczu w Kutnie, gdzie była III liga. Tam byli seniorzy. Jak my wyszliśmy na boisko, można powiedzieć, że wyszliśmy CLJ-ką. Ale ich gra, umiejętności - napawają mnie nadzieją, że coś się ruszyło. Podpisanie z nimi kontraktu to pewnego rodzaju uszanowanie klubu wobec zawodników II drużyny. Żeby widzieli, że mają szansę rozwoju i awansu do I drużyny. Nic jednak nie dostaną za darmo. Muszą to wywalczyć ciężką pracą.

Pewnie bez nazwisk, ale czy widzi pan potencjał na Ekstraklasę w tych chłopakach? Przyznam szczerze, że kiedy słyszę o 19-20-latku, to jeśli jest dobry, wchodzi i gra. Taka jest prawda.

W Polsce to następuje później. Oczywiście są wyjątki, jak Dawid Kocyła, Michał Karbownik, Kamil Jóźwiak, Jakub Moder. Jest ich kilku. Teraz w Koronie Kielce wszedł Szelągowski.

Młodzież musi więcej nad sobą pracować. Widzimy, jaka jest różnica, kiedy przechodzą z II do I drużyny. Jest różnica w szybkości gry. Szybciej trzeba podejmować decyzje. W Ekstraklasie jest mniej miejsca, niż w IV lidze. Bardzo szybko muszą się przestawić. Rozmawiam z nimi, słyszę: “ma pan rację, co przyjmę piłkę, to już  jej nie mam”. W IV lidze gra jest zdecydowanie wolniejsza. Postaramy się, żeby intensywność treningu w IV lidze nie odbiegała od ekstraklasowego. Na dziś nie są jednak jeszcze przygotowani do takiej intensywności. Muszą być do tego stopniowo wprowadzani. Bardzo mocno nad tym pracujemy, bo czasami zbyt mocny trening “zabija” chłopaków. Pojawiają się kontuzje, zniechęcają się. To proces, który musi chwilę potrwać. Sama genetyka zawodnika pozwala mu rywalizować na poziomie seniora.

Jaka była pana rola w zespole, który przygotowywał ligę do powrotu ligi po zawieszeniu ze względu na pandemię?

Dużo było rozmów dotyczących spraw praktycznych. Jako pierwsi wprowadziliśmy treningi indywidualne z zachowaniem standardów. Każdy zawodnik miał swoją piłkę, wchodzili oddzielnymi wejściami, wszystko było dezynfekowane. Byliśmy pierwsi i później to doświadczenie przenieśliśmy na całą Ekstraklasę. To praktyczne doradztwo, ale też entuzjazm. Było wiele osób, które nie wierzyły, że liga tak szybko ruszy i wszystko tak fajnie się skończy. Nie mieliśmy żadnego zakażenia podczas rozgrywek, a w innych krajach się zdarzały, np. w Rosji czy Niemczech. Dużą rolę odegrały działania wszystkich klubów, prezesa Marcina Animuckiego, prezesa Zbigniewa Bońka i oczywiście Komisja Medyczna z profesorem Pawlaczykiem na czele. Wykonał kawał dobrej roboty. Wszystkie raporty, analizy medyczne-to rzeczy, które trzymały zespoły w dyscyplinie. Jeśli zawodnik miał jakieś objawy,  zostawał w domu. U nas to się zdarzyło chyba trzykrotnie. Natychmiast robiliśmy wymaz, czekaliśmy 24 godziny w izolacji. Przychodził negatywny wynik i zawodnik wracał do treningu. O tym się nie mówiło i pewnie nie będzie mówić, ale takie sytuacje zdarzały się i u nas i we wszystkich klubach.

Przekonaliśmy innych dyrektorów w klubach, że warto powalczyć o powrót. Poznaliśmy się też. Wideokonferencje pozwoliły nam bliżej poznać się od strony ludzkiej. Sytuacja nie była 0-1, wymagała cierpliwości, zaufania i otwartości na innych. Czerpaliśmy też wiedzę z innych lig, które się do tego szykowały - niemieckiej czy hiszpańskiej. Ekstraklasa to bardzo dobrze konsultowała, cały czas był kontakt. Potrafili pewne zasady przełożyć na Polskę - drużyny, kibiców. Wszystko się zazębiało i fajnie to wyszło.

Pytam, bo była przykra sytuacja, której moim zdaniem można było uniknąć. Na jednym z meczów Grzegorz Kuświk wyciął sobie otwór w maseczce, a okazało się, że ma astmę. Wydaje mi się, że pan wiedział, że Grzesiek ma astmę, a taki punkt nie został wpisany do regulaminu wznawiania rozgrywek. Można było uniknąć fali hejtu, jaka wylała się na zawodnika.

Przykro mi, ale nie wiedziałem, że Grzesiek ma astmę. Takie wiadomości ma sztab medyczny, a my byliśmy w trakcie zmiany. Dopiero po meczu dowiedzieliśmy się, że ma taką dolegliwość. Od razu poprosiłem go o przyniesienie zaświadczenia. Tego samego dnia zadzwoniłem do profesora Pawlaczyka, wysłaliśmy papiery i było po sprawie. Więcej było niezdrowych emocji, niż racjonalnej oceny.

Zgadzam się. Wydawało mi się, że pan wie - pracowaliście razem już wcześniej w Lechii.

Ale nie chodziliśmy w maseczkach (śmiech).

Przejdźmy do najbardziej palącej pozycji w całej Ekstraklasie. Napastnik. Cillian Sheridan ma dość wstydliwy dorobek bramkowy w 2020 roku.

Trener jest z niego zadowolony, z pracy, którą wykonał i wykonuje dla drużyny. Sheridan nie jest napastnikiem, który weźmie piłkę i sam wykreuje sytuację.

Zgadzam się, żyje z podań.

I te podania muszą do niego dotrzeć. To rola całej drużyny, żeby dośrodkowań w pole karne było zdecydowanie więcej, żeby miał więcej szans. Policzyliśmy, ile dośrodkowań miał Jose Kante w Legii, a ile miał Cillian Sheridan w Wiśle - to różnica około 12 dośrodkowań na mecz. Wiemy, nad czym mamy pracować i jakim typem napastnika jest Sheridan. Myślę, że 3-4 bramki powinien jeszcze dołożyć. Miał sytuacje.

Wydawało się, że gra głową będzie jego atutem, a nawet tu w prostych sytuacjach przestrzelił. To było irytujące.

W Lubinie było to dobrze widać. W paru sytuacjach zabrakło szczęścia. Myślę, że w następnym sezonie będzie miał ich więcej. Liczymy na 7-10 bramek, bo takie ma możliwości.

Cillian Sheridan w 15 meczach strzelił 2 bramki, fot. Tomasz Miecznik/Portal Płock 

10 bramek dla napastnika regularnie grającego w lidze, to na przestrzeni 30 kolejek powinien być standardowy wynik.

Zgadzam się.

Czy latem będziemy szukać napastnika o innej charakterystyce czy stawiamy na wysokich, silnych, mało zwrotnych?

Mamy jedną “9”, to  zabezpiecza nam ten profil. Na pewno będzie nam potrzebny człowiek bardziej mobilny, ruchliwy, lubiący przestrzeń za obrońcami. Tego potrzebujemy - szybkości w ataku i przebojowości. Takiego zawodnika szukamy, rozmawiamy. Do 5 października jest trochę czasu, ale być może w pierwszych dniach sierpnia pojawi się zawodnik, który te warunki będzie spełniał.

Czy Dawida Kocyłę rozpatrujemy jako zawodnika mogącego grać na “9”?

Tak, Dawid może tam grać, ale myślę, że lepiej by mu się grało obok Sheridana, jako drugi napastnik. To młody chłopak, który rozegrał dopiero kilka meczów w Ekstraklasie. Musi się jeszcze dużo nauczyć. On się nie boi, ale czasami zderzenie z obrońcami, którzy mają po 190 cm wzrostu, bywa trudne. Może być “9”, ale dziś lepiej wygląda na skrzydle.

Wokół Dominika Furmana emocji jest chyba coraz mniej. Sytuację rozumiem tak, że oferta jest aktualna, dopóki jego następca nie podpisze kontraktu. Choć moim zdaniem tak czy siak jej nie podpisze.

Wielokrotnie rozmawialiśmy z Dominikiem i jego agentem. Szukamy zawodnika do środka pola, nieważne czy Dominik podpisze kontrakt czy nie. Zawodnik jest w fazie zawieszenia, ale klub musi się zabezpieczyć na taką ewentualność i się zabezpieczymy. Pozyskamy zawodnika na tę pozycję.

Czy Oskar Zawada wraca do Płocka walczyć o skład?

Oskar dostanie wolną rękę w poszukiwaniu klubu.

Kibiców rozpalała za to kwestia rozstania z Cezarym Stefańczykiem. Trener Sobolewski już zimą sygnalizował, że szuka zawodnika na prawe wahadło. Czy to jeden z powodów?

Patrzyliśmy na wartość sportową zawodnika. Zasługi wszyscy znają. Grał tu 7 lat, ale czasami coś musi się skończyć. Mamy młodego Pawlaka, Pawła Żuka. Chcemy dynamicznych zawodników, więcej entuzjazmu, a przede wszystkim świeżej krwi. Względy sportowe zdecydowanie zaważyły.

Słyszałem, że pożegnanie nie odbyło się w najlepszym klimacie. Czarek dostał pismo, zezwalające mu na trening z innym zespołem. Doszło do scysji.

Pisma dostali też Jarek Fojut czy Grzesiek Kuświk. Z każdym zawodnikiem odbyliśmy rozmowę. Czarek został bardzo fajnie pożegnany przez kibiców, przez zarząd. Pożegnał się w szatni i z chłopakami .

Rozumiem rozgoryczenie zawodników. Ja też odchodziłem z Legii, wielu zawodników odchodziło z różnych klubów. Zawsze jest przykro rozstawać się z klubem, w którym było się tyle lat. Proszę pamiętać o wartości sportowej. Zawsze mam szacunek do piłkarzy. Oni muszą zrozumieć, że pewien czas się kończy i trzeba znaleźć sobie inną drogę. Na jego miejsce jest Aleksander Pawlak, Paweł Żuk, być może przyjdzie jeszcze jeden dobry prawy prawy obrońca. Tylko pod tym kątem chcieliśmy zmienić strukturę gry na prawej obronie. Dać świeżość, energię, żeby drużyna poczuła jedność w szatni. Te relacje były takie, a nie inne. Wiemy, czego  potrzebujemy i dlatego taka decyzja.

Odniesie się pan jakoś do sytuacji w szatni przed meczem z Rakowem Częstochowa?

Nie wiem o co pan pyta. Nie lubię, kiedy w szatni jest konfident, kiedy wynoszone są wiadomości. Szatnia to takie miejsce, gdzie się siada i pewne rzeczy nie mogą wyjść. A potem informacje wypływają do dziennikarzy. Nikt nie upoważniał Czarka do mówienia o tym,  że Hubert Adamczyk na drugi dzień podpisuje kontrakt. A co by było, gdyby został wycofany przez tę wypowiedź? Jak to wyglądało, że ten czy inny zawodnik podpisuje jutro kontrakt? To bardzo przykre, bo Czarek jest fajnym facetem i życzę mu jak najlepiej. Nie chcę jednak, żeby uwłaczał sobie prawo do tego, że może w tym klubie robić wszystko, co mu się podoba. Zrobił bardzo dużo i mamy do niego szacunek. Został odpowiednio pożegnany. Powinniśmy się z tym pogodzić i patrzyć w przyszłość. Jak pan mówił, liczy się twój ostatni mecz. Trener Sobolewski dał Czarkowi zagrać, zszedł, dostał oklaski. Wszystko odbyło się bardzo dobrej atmosferze. Zawodnicy też pożegnali Czarka w odpowiedni sposób. Czarek musi znaleźć swoją drogę i nie żyć cały czas przeszłością. Każdy by chciał być na piedestale w swoich klubach ale życie nie zna próżni . Idziesz do przodu, pracujesz dla innego klubu. Myślę, że jeśli tak będzie podchodził do zawodu, to jeszcze rok-dwa spokojnie pogra. I tego mu życzę.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE