reklama

Kamil Sylwestrzak: Zawód piłkarza jest piękny kiedy grasz i wygrywasz

Opublikowano:
Autor:

Kamil Sylwestrzak: Zawód piłkarza jest piękny kiedy grasz i wygrywasz - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

SportLewy obrońca był pierwszym wzmocnieniem Wisły Płock po awansie do Ekstraklasy. Pobyt w Płocku to jednak pasmo urazów i kontuzji. Zamiast na boisku, Kamil Sylwestrzak musi walczyć sam ze sobą na rehabilitacji. W międzyczasie znalazł już pomysł na życie po zakończeniu piłkarskiej kariery, choć jak zaznacza, jeszcze kilka lat chce pograć.

Lewy obrońca był pierwszym wzmocnieniem Wisły Płock po awansie do Ekstraklasy. Pobyt w Płocku to jednak pasmo urazów i kontuzji. Zamiast na boisku, Kamil Sylwestrzak musi walczyć sam ze sobą na rehabilitacji. W międzyczasie znalazł już pomysł na życie po zakończeniu piłkarskiej kariery, choć jak zaznacza, jeszcze kilka lat chce pograć. 

Gdybyś miał określić swój pobyt w Wiśle Płock jednym słowem, czy byłby to pech? 

Na pewno nie, tak bym tego nie określił. Sportowo tak, bo wcześniej nie miałem żadnej dłuższej przerwy. 

Jeszcze nie zacząłeś pierwszego sezonu w barwach Wisły, a już startowałeś z niższego pułapu. Złapałeś kontuzję w okresie przygotowawczym. 

To prawda, Seweryn Kiełpin w meczu sparingowym z Zagłębiem Lubin sprzedał mi gonga (śmiech). Miałem wstrząs mózgu i z tego co się później dowiedziałem, wróciłem za szybko. Lekarze mówili, że powinienem mieć tydzień spacerów, inne wprowadzenie. Nie wolno było robić większego wysiłku fizycznego, a ja od razu wszedłem w trening szybkościowy i naderwałem oba mięśnie czworogłowe uda.

Z czego to wynikało? Chęci pokazania się w nowym klubie, dużej ambicji?

Na pewno mam duże ambicje. Nie robię nic na pół gwizdka, nawet jak coś boli, staram się tego nie pokazywać. Każdy walczy ze swoimi bólami, a ja nie jestem z tych, co płaczą. 

Pierwszy sezon możesz jeszcze zaliczyć do udanych. Dwadzieścia meczów, dwie bramki...

... trzy. Ostatnią strzeliłem w meczu z Zagłębiem Lubin. W sobotę graliśmy, a w środę na treningu zerwałem więzadła. Można powiedzieć, że zakończyłem sezon z golem. 

Od razu wiedziałeś, że to coś bardzo poważnego czy jeszcze miałeś nadzieję?

Nawet się nie łudziłem, choć to był mój pierwszy raz i byłem w ogromnym szoku. Dziś już jestem bardziej świadomy, wiem jaki to ból i z czym to się wiąże. Od razu jednak wiedziałem, że coś poważnego poszło. 

Wróciłeś po czterech miesiącach. Nie za szybko? 

Myślę, że nie. Dobrze się czułem, noga też dobrze wyglądała. Byłem na kontroli w Rzymie u lekarza, który operował m.in. Arka Milika. Był w szoku, że noga jest tak dobrze zrehabilitowana. Nie było sensu tego przeciągać, nie było przeciwwskazań. 

Latem w Płocku zmienił się trener. Po powrocie do zdrowia zagrałeś z Lechią i Lechem. Kiepskie mecze w wykonaniu całej drużyny. Potem już tylko siedziałeś na ławce. 

Gdybyśmy w Gdańsku zagrali na swoim poziomie, to nie było się czego bać. Lechia nie zagrała wybitnego meczu, no ale strzeliła nam trzy bramki i trudno to kwestionować. 

Zimowy obóz przygotowawczy znów zacząłeś od kontuzji. 

Pierwszy dzień obozu w Cetniewie. Na sztucznym boisku noga mi lekko wyskoczyła, zgięła do środka. Poszła łękotka w tym samym kolanie. Miałem obrzęk na więzadłach krzyżowych, istniało ryzyko, że znów zerwę więzadła. Po dokładnym przebadaniu postanowiliśmy wzmocnić przeszczep o jeszcze jeden pęczek. 

Lepiej dmuchać na zimne.

W moim przypadku tak. Gdyby to była końcówka kariery albo gdybym miał perspektywę wyjazdu na Mundial, to pewnie myślałbym inaczej. Jeszcze kilka lat chcę jednak pograć, to lepiej zrobić to porządnie. 

Podczas pobytu w Płocku wziąłeś ślub, urodziło ci się dziecko. 

To jest właśnie ta druga strona, o której mówiłem na początku. Sportowo jest pech, ale od strony prywatnej jest ogromne szczęście. Zaraz po podpisaniu kontraktu wziąłem ślub, a po roku na świat przyszedł syn. To największe szczęście, jakie mogło mnie spotkać. 

Jak to zmienia życie zawodnika?

Mając kontuzję trenujesz o wiele ciężej niż wtedy, gdy jesteś zdrowy. Wtedy masz jeden, czasami dwa treningi dziennie. Podczas rehabilitacji dwa treningi to norma, a czasami są trzy. Aczkolwiek wstawanie do dziecka to inne zarywanie nocy, niż z innych powodów (śmiech).

W międzyczasie rozpocząłeś też pozasportową działalność. Skąd ten pomysł? Czy to wynik tego, że coraz częściej mówi się o piłkarzach bankrutach czy to pojawienie się rodziny?

Chyba i to i to. Mam znajomych, którzy po zerwanych więzadłach nie wrócili już do piłki. Kiedy zerwałem więzadła moja żona była ósmym miesiącu ciąży. Musiałem coś zrobić żeby dać poczucie zabezpieczenia przyszłości naszej rodziny. Zawód piłkarza jest piękny kiedy grasz, wygrywasz, masz kontrakt. Gorzej kiedy zdrowie się kończy i nikt cie nie chce. Telefon już nie dzwoni i wtedy robi się mniej przyjemnie. Można grać w piłkę, ale przy tym mieć głowę na karku i myśleć o przyszłości. Chciałbym to robić nie tylko dla siebie, ale też innych, którzy w łatwy sposób mogą wszystko przehulać. 

Co to za działalność?

Na dziś budujemy luksusowe apartamenty w Zakopanym. Oprócz tego, moja firma będzie zajmowała się pomocą w lokowaniu pieniędzy. Nasza oferta jest skierowana przeważnie do sportowców i ludzi, którzy zarabiają dobrze, ale krótko. Chcemy im pokazać, co z tym zrobić. Jak wspomniałeś, piłkarze po zakończeniu kariery często są bankrutami. Życie nie jest już na takim poziomie, jak przedtem. 

Piłkarze często odkładają myślenie o przyszłości na po zakończeniu kariery. Ty czasu na myślenie sobie nie dałeś. Aktualnie przechodzisz rehabilitację, prowadzisz firmę, w domu masz małe dziecko. Gdzie na to wszystko czas?

Myślę, że to kwestia dobrej organizacji dnia. Pracuję długo, więc największą poszkodowaną jest żona. Dużo spadło na jej głowę. Ja z racji tego, że doszła mi praca, mniej przebywał w domu. Tak to już jest. Jak coś się chce zrobić, to trzeba temu poświęcić dużo serca i czasu. A jak już się wziąłem, to na 100%. 

Masz wspólnika piłkarza?

Tak, kolega gra w piłkę, tyle, że w Luksemburgu. Pracuje też w banku. Znamy się kupę lat i tworzymy fajny zespół. Jest jeszcze kilka osób w zespole, firma na pewno będzie się rozwijała, bo takiego produktu w Polsce nie ma. 

Jak to będzie działać? Będziecie tylko doradzać czy wykonywać wszystkie operacje? 

Możemy zająć się wszystkim, pełną obsługą. Wszystko jest w fazie budowania. Na dziś mamy inwestycję w Zakopanem, która już zaczyna powstawać. Sprzedaż już ruszyła, a za kilka miesięcy ruszy też budowa. To priorytet. W dalszym etapie będziemy dodawać poszczególne segmenty. 

Ilu klientów chciałbyś docelowo obsługiwać?

Ciężko to określić. Im więcej klientów, tym więcej osób do pracy będzie trzeba zatrudnić. Na pewno to nie będzie moloch. To jak z dobrym menadżerem, bo jak ma za dużo zawodników, to nie może się wszystkimi zając. Tak samo będzie i u nas. 

Czyli za pięć lat widzisz siebie w garniturze? Na spotkania biznesowe nie pójdziesz przecież w dresie. 

To już się dzieje, wszędzie teraz muszę chodzić elegancko ubrany. Zawsze lubiłem dobrze wyglądać i nie przeszkadza mi to, ale kilka koszul musiało dojść. Trochę miałem, ale okazało się że to za mało. 

Odliczasz już dni do obozu przygotowawczego? 

Odliczam dni do powrotu do pełnego treningu. To mnie najbardziej interesuje. Najważniejszy jest powrót do 100% sprawności. Dziś [19 kwietnia - przyp. autora] po raz pierwszy wyszedłem na boisko. Po dwóch miesiącach spędzonych na sali rehabilitacyjnej wreszcie poczułem radość z treningu. Praca w zamkniętym pomieszczeniu na maszynach i ciężarach to nie to.

Cieszysz się z wyniku klubu wiedząc, że nie możesz dołożyć cegiełki od siebie?

Bardzo. To moi koledzy, a o niektórych mogę śmiało powiedzieć przyjaciele. Co tydzień wychodzą na boisko walczyć i zawsze im kibicuję. Co by nie mówić, nie mam jeszcze medalu. Moja cegiełka jest niewielka, to tylko dwa mecze i w dodatku oba przegrane. Chciałbym jednak medal mieć, bo zasłużyliśmy na to jako drużyna. Nie jesteśmy od nikogo słabsi, z każdym gramy jak równy z równym. Szkoda niektórych straconych punktów, bo mogliśmy na wszystkich patrzeć z góry.

Czego ci bardziej życzyć - zdrowia czy powodzenia w biznesie?

Myślę że zdrowia. Ze wszystkim innym sobie poradzę. Wywalczę sobie miejsce na boisku i poukładam sobie tak, jakbym sobie tego życzył. 

Rozmawiał Michał Wiśniewski

Materiał ukazał się w papierowym wydaniu "Wiadomości Portal Płock" 27 kwietnia 2018 r. 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE