reklama

Jak nie dać się pożreć? Dyskusja o rynku księgarskim

Opublikowano:
Autor:

Jak nie dać się pożreć? Dyskusja o rynku księgarskim - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

KulturaKameralne księgarnie kontra duże sieci sprzedażowe. Kto sobie sam podcina skrzydła w interesie księgarskim? Czy cena książki powinna być usztywniona, czy warto wierzyć w rankingi z bestsellerami i czy piłkarz Robert Lewandowski albo blogerka Kasia Tusk mogą pomóc w promocji czytelnictwa?

Kameralne księgarnie kontra duże sieci sprzedażowe. Kto sobie sam podcina skrzydła w interesie księgarskim? Czy cena książki powinna być usztywniona, czy warto wierzyć w rankingi z bestsellerami i czy piłkarz Robert Lewandowski albo blogerka Kasia Tusk mogą pomóc w promocji czytelnictwa?

W sobotę pierwsze urodziny świętowała księgarnia przy Kolegialnej 4. Może czasem zaglądacie do „Czerwonego Atramentu” ukrytego za bramą? Gnieżdżący się na niedużym metrażu, ale za to z ludźmi, którzy tak rozwijają lokal, aby stał się marką na kulturalnej mapie Płocka. Teraz, po roku, zaprosili nie tylko na imprezę z urodzinowym tortem. Odbył się także panel dyskusyjny o książkach. 

- Księgarze sprzedają miłość do książek, pełnią funkcję przewodników po literaturze – mówiła Anna Karczemska (Kupuję Książki Kameralnie, Warszawski Kolektyw Księgarzy Kameralnych).

Dyrektorka Książnicy Płockiej Joanna Banasiak i dystrybutorka z portalu motyleksiążkowe.pl Beata Motyl były zgodne, że ani bibliotekarz, ani księgarz nie mogą po prostu stać za ladą.

- W księgarni można złapać bakcyla do książek. To nie może być zwykły sklep, tylko miejsce promocji kultury – dowodziła Beata Motyl. - Później dziecko ciągnie rodziców. Czytelników trzeba sobie wychować, żeby wrócili do księgarni już jako dorośli.

- Tylko tak się wydaje, że bibliotekarka to taka pani w drucianych okularach – śmiała się Joanna Banasiak.

- Blogerzy mają coraz większy apetyt na znalezienie się w księgarniach – zauważyła Beata Motyl. - Dzwonią, pytają o dostęp do największych sieci sprzedażowych jakby nie istniały mniejsze. Spójrzmy prawdzie w oczy, klienci przychodzą do księgarni, pstrykną zdjęcie i w 60 proc. przypadków zakupy robią w sieci.

Karczemska opowiadała o pomyśle z usztywnieniem ceny książek: - Wykorzystano go już w innych krajach. Po wprowadzeniu regulacji przez rok nikt nie może sprzedać książki poniżej ceny na okładce. Będą w tej sprawie konsultacje z księgarzami. Trzeba liczyć się z tym, że ceny przez pewien czas byłyby wyższe.

Według Piotra Kopszaka z Wydawnictwa KLE większość wydawców jest temu przychylna. 

- Głównym wrogiem wydawców są hurtownicy. Nie może dochodzić do sytuacji, kiedy sieć oferuje znacznie niższą cenę w stosunku do ceny detalicznej już w dniu premiery. Później szalenie trudno sprzedać taką książkę w mniejszej księgarni – co potwierdził gospodarz Czerwonego Atramentu.

- Do nas też przychodzą klienci i pytają, dlaczego ta książka jest droższa niż w Empiku – dodawał Krzysztof Blinkiewicz.

Wskazywano na niechlubną praktykę oferowania dużych rabatów, nawet do 60 proc., największym sieciom księgarskim (małe księgarnie tak dużych nie dostają). Zdaniem Beaty Motyl wydawcy sami podcięli sobie w ten sposób gałąź, na której siedzą. Książki trafiły do sieci sprzedażowej, według fiskusa wydawnictwo na papierze zanotowało zysk i musi odprowadzić podatek bez względu na fakt, że ta sieć ustala długi okres płatności. - Dopiero po kilku miesiącach wydawca zobaczy jakiekolwiek pieniądze. Albo i nie zobaczy, ponieważ sieć chce prawa do 100 proc. zwrotu tych pozycji, których nie sprzedano. Wydawca, który już poniósł koszty wydruku, może zostać z nakładem.

Nadrzędny jest, jak sądziła Beata Motyl, szacunek do książki. - Rozumiem, że czytelnik chciałby zapłacić mniej, ale czy my bierzemy pod uwagę wkład pracy autora, redaktora, drukarza, im wszystkim trzeba za to zapłacić. Z drugiej strony nie można wydawać książek byle jak. Myślę, że o sukcesie w 30 proc. przypadków decyduje okładka. Jesteśmy wzrokowcami.  

Karczemska chwaliła ustawienie książek na półkach wydawnictwami, co nie byłoby już możliwe w sieciach księgarskich. Jeden z gości dał nawet przykład, powieść Nicka Cave'a trafiła do działu „muzyka” tylko dlatego, że jest piosenkarzem. Beata Motyl mówiła o telefonach od czytelników, pytają o konkretne tytuły. - Te zestawienia dziesięciu bestsellerów niekoniecznie prezentują najlepsze książki. Wydawnictwa za umieszczenie na liście albo za ustawienie z widoczną okładką płacą duże pieniądze. Mierzi mnie taka praktyka.

Kopszak przekonywał, że grono ludzi obytych z książkami tak, jak krytyk i wydawca Jan Gondowicz, zaczyna już się kurczyć. Karczemska wybiera inne podejście do promocji czytelnictwa. Wyliczała kolejne szafiarki: Maffashion, Jessicę Mercedes, Kasię Tusk. Napisała do nich, aby zrobiły sobie zdjęcia z książką i doradziły swoim odbiorcom jakąś nowoczesną księgarnię, oceniły styl. - Odpisała mi tylko Kasia Tusk, że tak robi i wystarczy tylko zajrzeć na jej bloga. Pamiętajmy, że są ludzie, którzy ostatnią książkę przeczytali w podstawówce. Wystarczy, że dotrą do dwudziestej strony i już boli ich głowa, stąd potrzebna jest osoba, która mówi ich językiem. Gdyby Robert Lewandowski zaczął dzieciom czytać książki, może 10 proc. z tych chłopców przekonałoby się do literatury. Szkoda, że nie pokazujemy tych, którzy czytają książki, a jeśli nawet to rzadko. Męczyłam też piosenkarza Dawida Podsiadło. Zrobił teledysk do piosenki „Pastempomat” m.in. w księgarni Bookoff.

Jak skutecznie przebić się z książkami do potencjalnych odbiorców? To wykonalne, jeśli ma się pomysł i poczucie humoru. W jednej w warszawskich księgarni pisarz Łukasz Orbitowski uczestniczył w YouTube Party. Puszczono mu nawet hawajskie pieśni. Natomiast w „Odnowie” w Poznaniu pojawiają się aranżacje nawiązujące do tytułów. Leżały już cebule, skarpety i klapki przy wydaniu „Przewodnika po polityce” Make Life Harder, gumowe rękawiczki, żelazko i mopy na promocji „Ch**owej Pani Domu”, a przy okazji wydania „Polowania na Escobara. Historii najsłynniejszego barona narkotykowego” rozsypano biały proszek z woreczków, aby wyglądało na kokainę. - Niektórzy burzyli się, że to promocja narkotyków, tymczasem zdjęcie z tej wystawy obiegło internet. Każdy chciał wiedzieć, co to za księgarnia – dopowiadała Karczemska. W Książnicy też bywało nietypowo, fotografowano suknie ślubne, a w zeszłym roku odbyły się zaręczyny czytelników. Beata Motyl uważała, że mamy rynek celebrytów. - Najdłuższa kolejka na Targach Książki w Krakowie ustawiła się do Roberta Lewandowskiego. Ostatnio podpisywała książkę jakaś aktorka.

Kiedy miejsca z książkami zyskują w Płocku na popularności? W trakcie Nocy Muzeów. - Wszyscy zastanawiają się, co tym razem wymyśli Książnica Płocka – wtrącił Krzysztof Blinkiewicz. Rozdawano już papier toaletowy, straszyły duchy. Joanna Banasiak firmowała także inny pomysł. - Przedstawialiśmy też sylwetki znanych płocczan. Ludzie chcieli dowiedzieć się więcej na ich temat.

Chwyciło, podobnie jak kawa w Czerwonym Atramencie. Kubków i artykułów papierniczych jednak nie sprzedają, chociaż była próba zamówienia „hurtowej ilości czerwonego atramentu” z … Komendy Miejskiej Policji.

- Może chcieli mieć do mandatów – żartował Blinkiewicz. Odebrał telefon od mężczyzny z Sopotu. - Słyszał, że parzymy kawę. Oni chcieli również parzyć herbatę. Poprosił, żeby im podpowiedzieć, czy warto.  

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

logo