reklama

Hit czy gniot? Sebastian Deręgowski ocenia film „The Disaster Artist”

Opublikowano:
Autor:

Hit czy gniot? Sebastian Deręgowski ocenia film „The Disaster Artist” - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Kultura9 lutego na ekrany płockiego Heliosa wejdzie „The Disaster Artist”, opowiadający o kulisach powstania, jeśli wierzyć opiniom krytyków, najgorszej produkcji filmowej na świecie. Koncept „filmu w filmie” był powtarzany już wielokrotnie, prym na tym polu wiedzie francusko-włoskie „Osiem i pół” z 1963r. I choć obraz Jamesa Franco raczej nigdy nie zostanie postawiony na równi z klasykiem Felliniego, to wciąż pozostaje godnym zainteresowania kąskiem dla wielbicieli X muzy.

9 lutego na ekrany płockiego Heliosa wejdzie „The Disaster Artist”, opowiadający o kulisach powstania, jeśli wierzyć opiniom krytyków, najgorszej produkcji filmowej na świecie. Koncept „filmu w filmie” był powtarzany już wielokrotnie, prym na tym polu wiedzie francusko-włoskie „Osiem i pół” z 1963r. I choć obraz Jamesa Franco raczej nigdy nie zostanie postawiony na równi z klasykiem Felliniego, to wciąż pozostaje godnym zainteresowania kąskiem dla wielbicieli X muzy.

Jest rok 1998. Greg Sestero marzy o tym, żeby zostać aktorem. Brak mu jednak pewności siebie,  charyzmy, chłopak nie potrafi przełamać się nawet przed amatorską grupą teatralną, której jest członkiem. Na zajęciach poznaje Tommy’ego Wiseau – stroniącego od towarzystwa, niekonwencjonalnego indywidualistę, na ogół postrzeganego jako dziwaka. Szybko nawiąże się między nimi osobliwa więź, która doprowadzi ich do bram Hollywoodu. Tam, za pochodzące z nieznanych źródeł pieniądze Tommy’ego, nakręcą oni „The Room” – film, który nieodwracalnie zmieni historię kinematografii. Niestety, w złym tego słowa znaczeniu.

Tragikomiczna historia, napisana przez duet Neustadter-Weber (znany chociażby z „Papierowych miast” czy „Gwiazd naszych wina”), zostaje przeniesiona na ekran przez wspomnianego we wstępie Franco, który wciela się jednocześnie w głównego bohatera. Tym samym, jako twórca i tworzywo obrazu, staje się on w pewnym sensie naśladowcą swojej postaci. I o ile jako reżyser nie pokazuje nam spektakularnego warsztatu, o tyle aktorsko jego występ można zaliczyć do tych z najwyższej półki. Magnetyzująca postać tajemniczego ekscentryka, którą kreuje, rozbudza naszą ciekawość już od pierwszej sceny, a jego kolejne interakcje z ogólnie pojętym światem, do życia, w którym nie jest zupełnie przystosowany, utrzymują film na dobrych torach mimo pobocznych zawirowań. Najbardziej fascynujące w całokształcie osobowości Wiseau jest to, że widz nie może być pewny, czy właśnie ogląda kogoś głupszego od siebie, czy może to on sam powinien się tak czuć.

Sama opowieść jest jedną z najciekawszych w tym sezonie, głównie za sprawą polotnego, nominowanego do Oscara scenariusza. Dominuje tu przede wszystkim błyskotliwy humor, niejednokrotnie wywołujący u widza niepowstrzymaną salwę śmiechu. Mimo że poszczególne postacie, z wyjątkiem pierwszoplanowej dwójki, są mało rozbudowane, to w kolektywie świetnie łączą się ze sobą i stanowią motor napędowy kolejnych aktów filmu. Poza braćmi Franco, w rolach drugoplanowych możemy zobaczyć m.in. Setha Rogena, Josha Hutchersona czy Zaca Efrona.

Największą wartość filmu stanowią jednak odegrane na nowo sceny z „The Room”, których dbałość o detale sięga niemalże perfekcji. Można się jedynie domyślać, ile czasu aktorzy spędzili na wałkowaniu materiału słynnej produkcji, aby móc ją potem odegrać dokładnie tak samo. Najlepszy „smaczek” w tej kwestii czeka nas na sam koniec.

Od „The Disater Artist” nie należy oczekiwać zbyt wiele – akcja jest wartka, dialogi nie szeleszczą papierem, ale do wybitnego, czy nawet bardzo dobrego kina sporo mu brakuje. Mimo to warto się na nie wybrać, choćby po to, by zapoznać się z prezentowaną w nim niecodzienną historią i pozachwycać się świetną kreacją Jamesa Franco, uhonorowaniem której jest Złoty Glob za rolę męską w komedii lub musicalu. Brak analogicznej nominacji do Oscara dla najlepszego aktora pierwszoplanowego wynikać może bardziej z oskarżeń o molestowanie, które padły przeciwko aktorowi niż z pobudek stricte artystycznych. Pod tym kątem bowiem nie można mieć mu nic do zarzucenia.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

logo