Wirtualna rzeczywistość, której ograniczeniem jest tylko ludzka wyobraźnia. Obok niej prawdziwy świat, którego rola została zmarginalizowana praktycznie wyłącznie do potrzeb fizjologicznych, takich jak jedzenie i spanie. To wszystko i wiele więcej w najnowszej produkcji Stevena Spielberga.
„Player One” to jeden spośród granych aktualnie w płockich kinach filmów, na które ciągną tłumy widzów. Co myśli o nim recenzujący filmowe nowości miłośnik X muzy? Poleci go czy odradzi?
[YT]https://www.youtube.com/watch?v=GiKfJnG-qp4[/YT]
Jest rok 2045. Po klęskach żywiołowych świat, który znamy, obrócił się w niwecz. Aby wyrwać się z szarości dnia codziennego, ludzie przenoszą się do zupełnie innej rzeczywistości. Takiej, w której mogą wyglądać jak chcą, być kim chcą i robić co chcą. To wszystko gwarantuje wizjonerska OASIS, globalna platforma typu MMORPG, której realia znane są doskonale wszystkim miłośnikom gier komputerowych. Poznajemy ją razem z głównym bohaterem opowieści, Wadem Wattsem, biorącym udział w szaleńczym wyścigu po trzy klucze, które doprowadzą ich właściciela do tzw. „easter egg’a”. Ten przedmiot z kolei da graczowi możliwość uzyskania uprawnień administratora całej gry, a co za tym idzie, zgarnięcia olbrzymiej fortuny.
Sam świat przedstawiony (czyli de facto dwa światy) został zaprojektowany z najdrobniejszymi detalami. To właśnie ta szczególna dbałość o nie sprawia, że zaskakująco szybko zadomawiamy się nie tylko w realiach wirtualnej rzeczywistości, ale i w zdecydowanie z nimi kontrastującymi, nieprzyjaznymi slumsami. Na tak inteligentnie zbudowanych podwalinach fabularnie można było osiągnąć naprawdę wszystko. I tak też się stało.
Cały „Player One” jest nakręcony z tak wielką energią i typowo młodzieżową fascynacją światem fantastycznym, że momentami naprawdę ciężko uwierzyć, że cały czas za kamerą stał 71-latek. Akcja jest wartka i trzyma równe tempo przez całą długość filmu. Płynność w przechodzeniu do kolejnych aktów, umiejętnie przeprowadzana zmiana nastroju, a także niesamowicie zaaranżowane sceny walk czy pościgów to kluczowe atuty filmu. Na szczególne uznanie zasługuje szaleńczy wyścig z gościnnym udziałem King Konga i T-Rexa, a także genialnie odtworzone sceny z kultowego „Lśnienia” Kubricka i oczywiście finałowa rozgrywka.
Kamera uwija się z lewa na prawo, raz okala wzrokiem całe pole akcji, by za chwilę skupić naszą uwagę na pojedynczych jego elementach. Wszystko to skąpane jest w kolorowym i efekciarskim, a jednocześnie wyjątkowo akceptowalnym w odbiorze CGI (Computer Generated Imagery – obrazy generowane komputerowo). Jeśli dołożymy do tego świetny montaż spinający poszczególne segmenty i genialne udźwiękowienie (Bee Gees, Prince, Bruce Springsteen, Marvin Gaye i wiele, wiele innych), to otrzymamy przepis na blockbuster idealny.
„Player One” nie jest oczywiście filmem wielkim, szukającym wzniosłych momentów, podejmującym próbę zmuszenia odbiorcy do refleksji, czy moralizującym go. To kino stworzone od fanów dla fanów. Spielberg w swoim dziele oddaje hołd całej popkulturze lat 80. i 90., którą traktuje z najwyższym uwielbieniem. Jednocześnie z powrotem do klasyki, oferuje swojej widowni futurystyczną opowieść pełną nowoczesnych technologii i nieustannych odniesień do gier komputerowych. To genialne połączenie, a jednocześnie zgrabne lawirowanie między światem wirtualnym, a rzeczywistym, wpływa na to, że film tętni życiem i jest źródłem wspaniałej rozrywki.
Zdecydowanie jeden z najlepszych obrazów tego typu ostatnich lat.
Film można obejrzeć w obu kinach - zarówno w Heliosie, jak i NovymKinie Przedwiośnie. Sprawdźcie repertuar: