Pierwszy film „Listy do M.” okazał się tak popularny, że producenci zachęceni sukcesem poszli za ciosem. Tak na ekrany polskich kin trafiła druga, a teraz również trzecia część opowiadająca perypetie znanych już widzom, jak i zupełnie nowych bohaterów. Czy powtórzy kasowy sukces poprzednich produkcji?
Kiedy w sklepach zaczynają pojawiać się ozdoby świąteczne, na ekrany kin trafia film, który z założenia miałby wprawić widzów w radosny, wręcz magiczny nastrój przed Bożym Narodzeniem. Co o nim myśli miłośniczka X muzy, Kasia Szczucka?
Zobaczcie zwiastun filmu:
[YT]https://www.youtube.com/watch?v=JrsSRQ9-who[/YT]
- Kasia Szczucka o filmie "Listy do M. 3"
Nie ma lepszego lekarstwa na jesienną apatię niż dobra komedia romantyczna. Wiedzą o tym doskonale producenci „Listów do M.”, którzy tradycyjnie zaplanowali premierę kolejnej części na początek listopada. Tym razem za kamerą usiadł Tomasz Konecki - autor takich hitów jak: „Testosteron” i „Lejdis”, zabrakło jednak w obsadzie Macieja Stuhra, który odmówił udziału w produkcji z powodu zdjęć do serialu „Belfer”, a nieoficjalnie nie był zachwycony scenariuszem.
Trzecia odsłona, podobnie jak jej poprzedniczki, ma na celu nie tylko wprowadzić polskie społeczeństwo w świąteczny nastrój, ale również pobudzić do refleksji. Służą temu pokazywane w filmie, stylizowane na wyjęte z życia, historyjki o silnym moralizatorskim zabarwieniu. Na przykład: o dziewczynie, która z miłości porzuca bogatego narzeczonego dla ubogiego weterynarza. O wdowcu, którego z depresji po śmierci żony wyciąga podstępem córka gosposi. O policjancie, który stara się o względy pewnej pani redaktor i zostaje przyjęty dopiero po wyważeniu drzwi jej mieszkania. Jak w greckiej tragedii – całość fabuły spięta jest klamrą jednego dnia – Wigilii Bożego Narodzenia. Mamy szansę śledzić prawdziwą obfitość wydarzeń w postaci skondensowanej pigułki przyprawionej miłością, wybaczeniem i empatią.
Scenarzyści wplatają kolejne wątki usilnie starając się wycisnąć z oczu widza łzę. Banały i schematy atakują nas z ekranu i w końcu łapiemy się na tym, że to wszystko już było. Bo w „Listach do M 3” znajdziemy może 30 procent świeżych, autorskich pomysłów duetu Baczyński – Kuczewski. Znakomita większość została zapożyczona i umiejętnie przekompilowana, jak choćby z uwielbianego przeze mnie „To właśnie miłość”. I tego wybaczyć nie zdołam.
Nie ratuje produkcji udział świetnych polskich aktorów ze Stanisławą Celińską i Andrzejem Grabowskim na czele. I choć cała reszta ekipy zagrała poprawnie i bez zarzutu, filmowi brakuje duszy, nie przekonuje i nie porusza – jest kolejną cukierkową opowiastką spod znaku TVN. Plejada aktorów, najpiękniejsze kostiumy i najbardziej wysmakowana scenografia nie załatają słabizn scenariuszowych i logicznych, a w „Listach do M 3” jest takich sporo. Wielka szkoda, bo pierwsze dwie części trzymały poziom, ta odstaje powodując rozczarowanie.
„Listy do M. Czas niespodzianek” wbrew tytułowi nie zaskakują, raczej pozostawiają z lekką zgagą od przesytu słodyczy wylewającej się z ekranu. W tym przypadku powiedzenie „do trzech razy sztuka” się niestety nie sprawdza. Ale przekonajcie się sami.
Film można obejrzeć w Novym Kinie Przedwiośnie i kinie Helios.
Zdjęcie dystrybutora Kino Świat