Nietypowa zguba leżała na klatce schodowej. - Tak oświadczyła mieszkanka jednego z bloków przy Krótkiej, która 23 stycznia zgłosiła się z torbą zawierającą listy na policję - potwierdza rzecznik płockiej policji, Krzysztof Piasek. - Sprawa została przekazana prokuraturze.
Rzeczniczka płockiej prokuratury, Iwona Śmigielska-Kowalska potwierdza, że pod koniec stycznia prokuratura rejonowa wszczęła śledztwo w tej sprawie. - Dotyczy ono udaremnienia kilkunastu osobom uprawnionym zapoznania się z istotną dla nich informacją poprzez niedoręczenie im 15 przesyłek poleconych, tj. czyn z art. 268 § 1 k.k. - informuje rzeczniczka. - Przesyłki zostały zabezpieczone, do nadawców skierowano informację, że przesłane przez nich listy nie dotarły do adresatów.
W paczce było 15 listów poleconych, adresowanych zarówno do osób prywatnych, jak i instytucji. Ponieważ jest to przestępstwo ścigane na wniosek, przynajmniej od jednego pokrzywdzonego musi wpłynąć wniosek o ściganie. Jeśli tak się nie stanie i żaden z adresatów nie będzie chciała złożyć takiego wniosku, sprawa zostanie umorzona i prokuratura nie będzie musiała ustalać, kto odpowiada za niedostarczenie listów i jakie były okoliczności porzucenia lub zagubienia torby.
- Chciałbym zapewnić, że zawsze do takich sytuacji podchodzimy bezkompromisowo - zapewnia Wojciech Kądziołka, rzecznik prasowy Polskiej Grupy Pocztowej. - Każda podobna sprawa podlega wyjaśnieniu przez policję, co więcej sami zgłaszamy tego typu przypadki - odpowiada u nas za to dział bezpieczeństwa. Jesteśmy do pełnej dyspozycji odpowiednich organów ścigania w celu ustalenia okoliczności tego zajścia.
Rzecznik PGP poinformował również, że zgodnie z obowiązującymi w firmie zasadami, do czasu wyjaśnienia sprawy, pracownik, który miał do czynienia z przesyłkami, jest zawieszony. - Jeśli okazuje się, że nasz doręczyciel lub punkt awizo ponosi winę za daną sytuację, natychmiast wyciągamy wobec niego konsekwencje dyscyplinarne, łącznie z natychmiastowym zwolnieniem - zapewnia Wojciech Kądziołka.
Ani firma, ani policja nie chciała zdradzić okoliczności tego zdarzenia, powołując się na dobro postępowania.
Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że listonosz nie zachorował ani nie został napadnięty - najprawdopodobniej po prostu zgubił przesyłki.